24 listopada 2024
trybunna-logo

Stoch ma wsparcie

W konkursach drużynowych trener Stefan Horngacher stawiał wyłącznie na „żelazny kwartet” – Kamil Stoch, Dawid Kubacki, Maciej Kot i Piotr Żyła. Układ sił w naszej kadrze zmienił Stefan Hula, który w tym sezonie skacze rewelacyjnie.

Nasi skoczkowie, którzy są przecież aktualnymi mistrzami świata w drużynie, nie wygrali konkursu drużynowego Pucharu Świata od stycznia ubiegłego roku. Rywalizację tę zdominowała reprezentacja Norwegii i ona też była uważana za faworyta do złotego medalu olimpijskiego w Pjongczangu. Ale w Zakopanem Polacy wysłali rywalom ostrzegawczy sygnał. Wygrywając „drużynówkę” po raz trzeci w ogóle, a po raz pierwszy w historii na Wielkiej Krokwi, nasi skoczkowie dali konkurentom do zrozumienia, że w Korei Południowej także zamierzają walczyć o złoto. Zwycięstwo biało-czerwonych przerwało serię norweskich triumfów. Skandynawowie wygrali pięć wcześniejszych konkursów drużynowych, w Zakopanem jednak musieli uznać nie tylko wyższość Polaków, ale także Niemców, którzy zajęli druga lokatę. Na czwartej pozycji, ale z dużą stratą do czołowej trójki, uplasowali się Austriacy, mimo to ten zespół także trzeba uwzględnić w olimpijskich rachubach. Nie można też zapominać o aspiracja Słoweńców i Japończyków, lecz aktualna forma skoczków tych sześciu nacji podpowiada, że biało-czerwoni mają podstawy aby realnie myśleć o zdobyciu medalu, także z najcenniejszego kruszcu.
W naszej ekipie niepodważalna jest tylko pozycja jej lidera, czyli Kamila Stocha. Dwukrotny mistrz olimpijski zaprezentował w konkursie drużynowym rewelacyjną formę. Była nie tylko najlepszy w stawce wszystkich zawodników, ale też ustanowił w drugiej próbnie nowy rekord zmodernizowanej Wielkiej Krokwi (141,5 m). Ale kapitalnie skakał też Stefan Hula (136 i 135,5 m), który uzyskał trzeci wynik w konkursie drużynowym. Nie zawiedli też Maciej Kot (133 i 130 m) i Dawid Kubacki (128,5 i 133 m). Jak nietrudno zauważyć, tym razem na ławce rezerwowych wylądował Piotr Żyła, który z kwalifikacjach do niedzielnego konkursu indywidualnego był najsłabszy z całej piątki kadrowiczów. Nie przekreśla to jednak jego szans na olimpijski start, bo w Pjongczangu w „drużynówce” wystartuje czterech najdalej skaczących już na miejscu.
Niedzielny konkurs indywidualny od rana stał pod znakiem zapytania z powodu silnego wiatru. Mimo obaw organizatorów zawody rozpoczęły się o zaplanowanej porze. Już seria próbna zapowiadała ogromne emocje, bo wygrał ją mało znany Austriak Clemens Aigner przed Hulą i Stochem.
Zawody zakończyły się po zamknięciu wydania, ale zdążyliśmy przeżyć szok, bo przy coraz silniej wiejącym wietrze Hula w pierwszej próbie skoczył 132 m i prowadził, Niemiec Richard Freitag był dopiero siódmy, zaś Stoch spadł na 108 metrze i zajął 38. miejsce.

Poprzedni

Żarty się skończyły

Następny

Prezes PZKol nie wytrzymał presji