16 listopada 2024
trybunna-logo

Stękała błysnął na Wielkiej Krokwi

Andrzej Stękała został bohaterem polskiej ekipy w sobotnim konkursie na Wielkiej Krokwi, zdobywając po raz pierwszy w karierze miejsce na podium w zawodach Pucharu Świata. Dopiero siódme miejsce zajął lider klasyfikacji generalnej Norweg Halvor Egner Granerud, ale po odwołaniu cyklu zawodów Raw Air nawet ten rezultat zapewnił mu Kryształową Kulę.

Stękała już w serii próbnej zasygnalizował wielką formę, a w pierwszej serii to potwierdził skacząc na odległość 137 metrów. Taki sam wynik uzyskał Słoweniec Bor Pavlovic, ale wyprzedził Polaka lepszymi notami. Obu pogodził Halvor Egner Granerud wynikiem 139 metrów i objął prowadzenie po pierwszej serii. Z jedenastu polskich skoczków, poza Stękałą, żaden nie znalazł się w czołówce. W drugiej serii Stękała wytrzymał presję i zaliczył 133,5 m, co wobec słabego skoku Bora Pavlovcicia (130 m) dało mu awans na drugą pozycję i pierwsze w karierze podium w konkursie indywidualnym Pucharu Świata. Ale nasz skoczek nie przegrał walki o pierwszą lokatę z Granerudem, bo Norweg w drugiej próbie zepsuł skok i wylądował na 129 metrze, przez co zjechał w klasyfikacji na 7. pozycję. Sobotni konkurs wygrał nieoczekiwanie Japończyk Ryoyu Kobayashi (136,5 i 134 m), przed Stękała i Norwegiem Mariusem Lindvikiem (133 i 141,5 m). W czołowej dziesiątce z Polaków znalazł się jeszcze tylko Piotr Żyła, zajmując 8. miejsce. Kubacki zakończył rywalizację na 11. pozycji, a Stoch dopiero na 20, co dla niego, pięciokrotnego triumfatora zawodów Pucharu Świata na Wielkiej Krokwi jest bolesną porażką. Lider naszej kadry pogratulował jednak szczerze sukcesu Stękale, wiele ciepłych słów pod adresem młodszego kolegi z kadry powiedział też Dawid Kubacki. A Piotr Żyła w swoim stylu zakpił: „Dmuchaliśmy mu pod narty, ale chyba musiał coś źle skalkulować, skoro przegrał tylko o 0,3 pkt”. Cała drużyna czekała jednak na dole na drugi skok Stękały, a gdy wszystko było już jasne, Stoch, Żyła i Kubacki, fetowali sukces najmłodszego z ich grona.
Na początku sezonu podczas konkursu drużynowego mistrzostw świata w lotach w Planicy Stoch dziękował Stękale i reszcie kolegów z drużyny, że wciągnęli go na podium „za uszy”. Skoki to sport indywidualny, ale największym nawet gwiazdom potrzebne jest czasem wsparcie kolegów. Stefan Horngacher odrodził Stocha i Żyłę, ale wydobył też z cienia Kubackiego i doprowadził do życiowych wyników Macieja Kota i Stefana Hulę. Z odrodzeniem Stękały nie miał nic wspólnego, bo zakopiańczyk niezłym sezonie w 2005 roku wpadł kryzys i tak naprawdę to jego karierę uratował trener Maciej Maciusiak.
Następca Horngachera, Michal Doleżal, utrzymał poziom drużynę na bardzo wysokim poziomie, po jego wodzą Kubacki i Stoch wygrali Turniej Czterech Skoczni, ale trzeba pamiętać, że biało-czerwoni mają najstarszy zespół w Pucharze Świata. Dlatego chyba z taką radością przyjmujemy fakt, że w ekipie biało-czerwonych pojawił się zawodnik grubo przed trzydziestką zdolny do walki o miejsca na podium. Pytanie tylko czy potrafi na tyle ustabilizować formę, żeby na stałe zostać na poziomie Stocha, Żyły i Kubackiego, a nie stać się sezonowym objawieniem, jak miało to w ostatnich latach miejsce w przypadku Macieja Kota, Stefana Huli, Jakuba Wolnego czy Aleksandra Zniszczoła. Niedzielny konkurs na Wielkiej Krokwi miał dać na nie odpowiedź.
Wszystko wskazuje, że ten nietypowy sezon Pucharu Świata zakończy się sukcesem norweskich skoczków – Granerud ma już tak ogromną przewagę w klasyfikacji generalnej, że nikt już mu Kryształowej Kuli nie odbierze. Tym bardziej, że właśnie władze w jego kraju odwołały z powodu nowych obostrzeń epiodemicznych cykl zawodów Raw Air. Jest za mało czasu na znalezienie odpowiedniego zastępstwa dla tych zawodów, a to oznacza, że Granerud już w sobotę w Zakopanem przyklepał triumf w Pucharze Świata, a reprezentacja Norwegii w Pucharze Narodów. Norwescy skoczkowie nie kryli jednak rozczarowania decyzją swojego rządu, zwłaszcza widząc tłumy ludzi w Zakopanem, do którego w pierwszy weekend po poluzowaniu obostrzeń sanitarnych przyjechało kilkadziesiąt tysięcy turystów.
Na szczęście nie spełnili pogróżek, że zlekceważą zakazy i wejdą siłą na trybuny Wielkiej Krokwi, ale i tak nie obyło się bez interwencji policjantów, mandatów i przepychanek z bawiącymi się na ulicach ludźmi. Ale mimo tych incydentów przybysze i miejscowi trzymali społeczny dystans, ale dzięki temu Zakopanem znów tętniło życiem. Nic dziwnego, że działacze FIS całkiem serio rozważają zastąpienie odwołanego Raw Air jakimś naprędce skleconym cyklem konkursów w Polsce. Prezes PZN Apoloniusz Tajner też jest za tym pomysłem, więc pewnie coś z tego wyjdzie.

Poprzedni

48 godzin sport

Następny

Pogoń czeka na Legię

Zostaw komentarz