28 września 2024
trybunna-logo

Sousa i Lewandowski i na polskim grillu

Paulo Sousę i Roberta Lewandowskiego obwiniono za porażkę w meczu z Węgrami, przez którą nasza reprezentacja straciła miejsce w gronie drużyn rozstawionych w barażach. Ciekawe, że nikt z pomstujących nie ma pretensji do głównych sprawców nieszczęścia, czyli tych 16 piłkarzy, których portugalski selekcjoner wystawił do gry w tym spotkaniu.

Piłka nożna wyzwala w ludziach emocje, to nie ulega kwestii, lecz nawet średnio rozgarnięty użytkownik Twittera powinien chyba najpierw pomyśleć, zanim puści w obieg jakąś wypoconą naprędce myśl lub sugestię. Może są to wymagania ponad miarę, ale pal licho walczących o uwagę twórców treści w mediach społecznościowych, chociaż dzisiaj ich jazgot jest uznawany za opinię publiczną. Nie mniej szkodliwe, a może nawet bardziej, są opinie wygłaszane przez tzw. piłkarskie autorytety. Tak się jakoś jednak dziwnie składa, że dzisiaj najczęściej w mediach udzielają się goście mający za sobą mizerne dokonania i nieudaczne kariery, przez co żółć trawiącej ich zazdrości utrudnia im wygłaszanie obiektywnych sądów, zwłaszcza o Lewandowskim. I zwłaszcza w tych rzadkich chwilach, gdy coś temu bez wątpienia wybitnemu piłkarzowi zdarzy się zawalić. A nie da się ukryć, że odpuszczenie meczu na taką właśnie przykrą wpadkę kapitana biało-czerwonych wygląda.
Tylko czy aby na pewno? Zamiast toczyć pianę i szukać najgorszych motywów tej decyzji, podjętej jak już wiemy z oświadczenia „Lewego” na jego prośbę, może najpierw rzućmy okiem raz jeszcze na składy w jakich na Stadionie Narodowym wystąpiły reprezentacje Polski i Węgier. Polska: Wojciech Szczęsny (Juventus Turyn, Włochy) – Paweł Dawidowicz (Hellas Werona, Włochy), Jan Bednarek (Southampton, Anglia, Tomasz Kędziora (Dynamo Kijów, Ukraina) – Matty Cash (Aston Villa, Anglia) – od 46. minuty za niego grał Kamil Jóźwiak (Derby County, Anglia), Karol Linetty (AC Torino, Włoch) – od 65. minuty grał za niego Przemysław Frankowski (RC Lens, Francja), Mateusz Klich (Leeds United, Anglia), Jakub Moder (Brighton&Hove Albion, Anglia) – od 46. minuty grał za niego Piotr Zieliński (SSC Napoli, Włochy), Tymoteusz Puchacz (Union Berlin, Niemcy) – od 83. minuty zastąpił go Przemysław Płacheta (Norwich City, Anglia), Krzysztof Piątek (Hertha Berlin, Niemcy) – od 65. minuty wszedł z niego Arkadiusz Milik (Olympique Marsylia, Francja), Karol Świderski (PAOK Saloniki, Grecja). W tym gronie nie było ani jednego gracza z naszej rodzimej ekstraklasy.
Jakich graczy wystawili Węgrzy: Denes Dibusz (Ferencvarosi TC, Węgry) – Attila Fiola (FC Fehérvar, Węgry), Adam Lang (AS Omonia Lefkossias, Cypr), Attila Szalai (Fenerbahce, Turcja), Loic Nego ((FC Fehervar, Węgry), Adam Nagy (AC Pisa, Włochy) – od 90. minuty zastąpił go Balint Vecsei (Ferencvarosi TC, Węgry), Andras Schäfer (FC DAC 1904 Dunajska Streda, Słowacja), Zsolt Nagy (Puskas Akademia FC, Węgry), Kevin Varga (Kasimpasa SK, Turcja) – od 58. minuty grał za niego Daniel Gazdag (Philadelphia Union, USA), Adam Szalai (FC Mainz, Niemcy) – od 89. minuty zastąpił go Janos Hahn (FC DAC 1904 Dunajska Streda, Słowacja), Szabolcs Schön (FC Dallas, USA) – od 72. minuty grał za niego Tamas Kiss (SC Cambuur-Leeuwarden, Holandia).
Czy Paulo Sousa naprawdę popełnił błąd dając wolne Lewandowskiemu i Glikowi, skoro i bez nich dysponował, przynajmniej „na papierze”, większą piłkarską siłą od tej, jaką mógł mu przeciwstawić włoski selekcjoner ekipy Madziarów Marco Rossi? Miał piłkarzy występujących na co dzień w lepszych ligach i lepszych klubach od zdecydowanej większości graczy węgierskiego zespołu i miał wszelkie prawo oczekiwać, że poradzą sobie z takim przeciwnikiem nawet bez udziału „Lewego”. Dlatego szczególną podłością jest wylewanie na niego pomyj, chociaż to nie on przecież zbłaźnił się na Narodowym, tylko jego młodsi koledzy i następcy w kadrze, a jedyną jego winą jest to, że źle ocenił ich możliwości i motywację. Podobnie zresztą jak Paulo Sousa.
Portugalski selekcjoner biało-czerwonych w jeden wieczór zleciał z piedestału na bruk, doświadczając na własnej skórze tego samego, co wiele lat temu stało się udziałem holenderskiego trenera naszej reprezentacji Leo Beenhakkera. Paulo Sousa nagle został sam w niechętny mu polskim żywiole, w którym aż kipi od pretensji, zawiedzionych nadziei i ambicji, skrywanych urazów i zwyczajnej zawiści, przejawiającej się głównie w zaglądaniu do jego kieszeni i wyliczaniu, ile ewentualnie kosztowałoby wywalenie go z roboty. Nadzieje tych, którzy najgłośniej domagają się posunięcia Sousy z posady zgasił jednak prezes PZPN Cezary Kulesza. „Obowiązuje nas podpisana umowa. Zgodnie z nią trener pracuje do końca eliminacji, a baraże są ich częścią. Celem jest awans na mundial i dołożymy wszelkich starań, aby drużyna i trener mieli jak najlepsze warunki do przygotowania się na marcowe mecze. Nie wykorzystaliśmy okazji, by zakończyć fazę grupową eliminacji zwycięstwem, które utwierdziłoby kibiców w przekonaniu, że drużyna idzie w dobrym kierunku. Nie ma co do tego wątpliwości, że bardzo mocno skomplikowaliśmy swoją sytuację, choć byliśmy zależni od siebie w kwestii rozstawienia. Baraże i tak zapowiadały się na niełatwo, a teraz poziom trudności wzrósł kilkukrotnie” – uciął temat szef naszej piłkarskiej federacji.
Wiemy już, że w losowaniu par barażowych nasz zespół może trafić na Włochy, Portugalię, Rosję, Serbię, Szwecję, Walię lub Szkocję. W rankingu FIFA tylko Rosjanie i Szkoci są niżej od biało-czerwonych, pozostałe ekipy są wyżej sklasyfikowane: Włochy (4), Portugalia (8), Szwecja (17), Walia (19), Polska (23), Rosja (33) i Szkocja (42). Na dodatek polski zespół stracił atut własnego boiska, a PZPN kupę pieniędzy ze sprzedaży biletów i dotacji sponsorów, więc Kulesza nie chce teraz z Sousą rozmawiać, a nawet Zbigniew Boniek publicznie Portugalczyka skrytykował. Trudno powiedzieć jak ta sytuacja wpłynie na selekcjonera biało-czerwonych i sztab jego współpracowników, czy ich zmobilizuje, czy może wręcz przeciwnie – zdemotywuje.
Tak czy owak lekko w barażach nie będzie. Po raz ostatni nasza reprezentacja pokonała wyżej notowanego w rankingu FIFA przeciwnika w 2016 roku (1:0 z Ukrainą). Bilans kolejnych 12 spotkań z takimi rywalami to sześć remisów i sześć porażek. Stać ją było na urwanie punktów Portugalii w Lidze Narodów 2018/19, Włochom w kolejnej edycji tych rozgrywek i Anglii w obecnych eliminacjach. W fazie grupowej Euro 2020 rywalizowaliśmy z Hiszpanią (1:1) i Szwecją (2:3). W 12 spotkaniach z teoretycznie mocniejszymi rywalami zdobyliśmy 6 z 36 możliwych do zdobycia punktów. Te statystyki nie napawają przesadnym optymizmem, zwłaszcza że w barażach są do zajęcia tylko trzy wolne miejsca. Nasza narodowa drużyna od kilku lat stała się dla najsilniejszych drużyn Starego Kontynentu dostarczycielem punktów. W barażach musimy zatem liczyć na jakiś cud, albo wyjątkowy fart w losowaniu.

Poprzedni

48 godzin sport

Następny

Eliminacje MŚ 2022: W Europie zostały jeszcze trzy miejsca