Robert Lewandowski, Manuel Neuer i Kevin De Bruyne zostali nominowani do nagrody „Piłkarza Roku UEFA”. Zwycięzca plebiscytu zostanie ogłoszony 1 października podczas ceremonii losowania fazy grupowej Ligi Mistrzów. Raczej na pewno wygra zawodnik Bayernu Monachium, ale nie jest pewne, że będzie nim „Lewy”, bo wokół niego w Niemczech nagle zgęstniała atmosfera.
Gdyby do tych najbardziej spektakularnych osiągnięć dopisać wszystkie mniejsze wyróżnienia czy pobite rekordy, lista sukcesów „Lewego” w miniony sezonie robi się tak imponująca, że nieprzyznanie mu nagrody „Piłkarza Roku UEFA” byłoby wręcz niegodziwością. Chyba nawet większą niż odwołanie przez redakcję „France Football” tegorocznego plebiscytu „Złotej Piłki”. Zwłaszcza, że „Lewy” zaczął nowy sezon udanym występem w spotkaniu inauguracyjnym Bundesligi z Schalke Gelsenkirchen, strzelając gola i zaliczając dwie asysty w wygranym 8:0 spotkaniu (czwartkowy mecz Bayernu o Superpuchar Europy z FC Sevilla zakończył się po zamknięciu wydania). Wyboru laureata plebiscytu UEFA dokonają trenerzy 80 klubów uczestniczących w fazie grupowej Ligi Mistrzów i Ligi Europy oraz 55 dziennikarzy – po jednym z każdego kraju zrzeszonego w UEFA. Wiadomo już, że w kategorii „Trener Roku UEFA” na pewno wygra niemiecki szkoleniowiec, bo na placu boju została już tylko trójka nominowanych: Hansi Flick (Bayern), Juergen Klopp (FC Liverpool) i Julian Nagelsmann (RB Lipsk).
Lewy wszedł na sportowy szczyt
Nie ulega wątpliwości, że Lewandowski, nawet jeśli z powodu działania „złej strony mocy” nie zostanie jednak, jako pierwszy polski piłkarz w historii, zwycięzcą tego prestiżowego plebiscytu, to i tak sama jego obecność w finałowej trójce jest dowodem, iż w wieku 32 lat w końcu wspiął się na sam szczyt futbolowej hierarchii. Na razie w Europie, ale być może wkrótce także na świecie, bo przecież swój własny plebiscyt jesienią jak co roku przeprowadzi także FIFA i Polak raczej na sto procent znajdzie się w jego czołówce.
Wielu piłkarskich ekspertów zastanawia się teraz, czy miniony sezon był szczytowy w karierze kapitana reprezentacji Polski. On sam przekonuje, że jest w stanie grać na takim wysokim poziomie jeszcze przez kilka lat, bo pod względem fizycznym i mentalnym wciąż robi postępy. Niedawno zwrócił na to uwagę trener RB Lipsk Julian Nagelsmann, który stwierdził, że Lewandowski nie musi już niczego trenować, bo wszystko potrafi robić na najwyższym światowym poziomie, a jego jedynym zadaniem jest utrzymanie fizycznej formy i właściwej motywacji do gry.
Nic dziwnego, że nawet przesadnie wymagające wobec „Lewego” branżowe media w Niemczech chcąc nie chcąc musiały zweryfikować jego rynkową wartość. Najbardziej opiniotwórczy pod tym względem portal internetowy Transfermarkt.de w zamiast po raz kolejny obniżyć wycenę transferową polskiego napastnika, nieoczekiwanie podniósł ją o cztery miliony do kwoty 60 mln euro.
Przy ustalaniu wycen zawodników eksperci Transfermarkt.de jako główne kryterium uznają wiek piłkarzy. Dlatego też Lewandowski pod względem transferowej wartości jest w kadrze Bayernu dopiero szósty, a w całej Bundeslidze na ósmym miejscu. A tak wygląda czołowa dziesiątka tego zestawienia: 1. Jadon Sancho (Borussia Dortmund) – 117 mln euro; 2. Serge Gnabry (Bayern Monachium) – 90 mln euro; 3. Joshua Kimmich (Bayern) – 85 mln euro; 4. Erling Haaland (Borussia Dortmund) i Alphonso Davies (Bayern) – po 80 mln euro; 6. Leroy Sane (Bayern) – 70 mln euro; 7. David Alaba (Bayern) – 65 mln euro; 8. Robert Lewandowski (Bayern), Leon Goretzka (Bayern) i Dayout Upamecano (RB Lipsk) – po 60 mln euro.
Warto zauważyć, że wartość 20-letniego Jadona Sancho od ostatniego notowania zmniejszono o 13 mln euro, zaś wartość 25-letniego Serge’a Gnabry’ego podniesiono o 18 mln euro, a również 25-letniego Joshuy Kimmich o 10 mln euro. Najbardziej na wartości zyskał jednak 19-letni boczny obrońca Alphonso Davies, którego wycena poszybował w górę o 20 mln euro, do kwoty na jaką wyceniono aktualną wartość 19-letniego norweskiego snajpera Borussii Dortmund Erlinga Haalanda. Ale w grupie zawodników po „30” Lewandowski jest jedynym, którego wartość mimo wieku wzrosła.
W zarobkach też w czołówce
Transferowe wyceny nie zawsze przekładają się na zarobki futbolowych gwiazd. Magazyn „Forbes”, który regularnie monitoruje najlepiej zarabiających przedstawicieli różnych profesji, w najnowszym rankingu najlepiej zarabiających piłkarzy na szczycie zestawienia umieścił Leo Messiego. Argentyński as FC Barcelona mimo próby odejścia z tego klubu zarobił w ostatnich 12 miesiącach 126 milionów dolarów, z czego 92 miliony to jego wynagrodzenie za grę w piłkę, a 34 miliony z umów reklamowych i sponsorskich. Barierę stu milionów dolarów przekroczył jeszcze tylko Portugalczyk Cristiano Ronaldo, któremu kontrakt z Juventusem gwarantuje gażę w wysokości 70 mln dolarów, natomiast ze sprzedaży swojego wizerunku reklamodawcom i sponsorom zarobił dodatkowo 47 milionów, co w sumie dało mu 117 mln dolarów. Blisko za tą dwójką futbolowych krezusów jest jeszcze tylko Brazylijczyk Neymar, wciąż najdroższy piłkarz w historii (PSG zapłacił za niego Barcelonie 222 mln euro), który zarobił 96 mln dolarów (na boisku 78 mln, ze sprzedaży wizerunku 18 mln). Ale kolejny z graczy z Top 10 zestawienia, Francuz Kylian Mbappe (PSG), wzbogacił się już „tylko” o 42 miliony dolarów (28 z kontraktu, 14 z reklam). Dalej na liście są Egipcjanin Mohammed Salah (FC Liverpool) – 37 mln dolarów (24+13); Francuz Paul Pogba (Manchester United) – 34 mln dolarów (28+6); Francuz Antoine Griezmann (FC Barcelona) – 33 mln (28+5); Walijczyk Gareth Bale (Real Madryt) – 29 mln (23+6), a na 9. miejscu uplasował się Lewandowski, którego zarobki „Forbes” oszacował na 24 mln dolarów z kontraktu z Bayernem oraz cztery miliony dolarów z umów reklamowych i sponsorskich), czyli łącznie na 28 mln dolarów. Zestawienie zamyka hiszpański bramkarz David De Gea (Manchester United) – 27 mln dolarów (24+3).
Na tegorocznej liście stu najbogatszych Polaków wg. „Wprost” Lewandowski z majątkiem szacowanym na ponad pół miliarda złotych znalazł się na 80. miejscu zestawienia. Jeśli przez najbliższe pięć lat jedynie utrzyma obecny poziom zarobków, zostanie pierwszym polskim sportowcem, który w trakcie kariery zawodniczej zarobi ponad miliard złotych. Dla zwykłego śmiertelnika są to kwoty astronomiczne.
W kręgach biznesowych popularne jest powiedzonko, że „wielkie pieniądze lubią ciszę”. Lewandowski do tej pory dość skutecznie przestrzegał tej zasady, lecz to się może wkrótce zmienić za sprawą desperackich działań jakie przeciwko „Lewemu” podjęli jego byli agenci – Cezary Kucharski oraz współpracujący z nim Niemiec Maik Barthel. Jako pierwszy napisał o tym tygodnik „Der Spiegel”, a za nim tropem podążyły media po obu stronach Odry. Niemiecki periodyk doniósł że Kucharski i Barthel domagają się od Lewandowskiego 9 mln euro, lecz piłkarz uznaje te żądanie za nieuprawnione i nie zamierza im zapłacić. Byli agenci dostarczyli więc redakcji „Der Spiegela” ksero potwierdzeń przelewów z należącej do Lewandowskiego firmy RL Management z niemieckich na polskie konta, bez informowania niemieckiego urzędu skarbowego. Kucharski wręcz donosi, że najlepszy piłkarz Bundesligi oszukał fiskusa. W Polsce natomiast Kucharski złożył w Wydziale Gospodarczym Sądu Okręgowego w Warszawie pozew przeciwko Lewandowskiemu i jego firmie RL Management, informując w nim m.in., że piłkarz Bayernu używał firmowych pieniędzy do celów prywatnych.
Nie chce dać się oskubać?
Po publikacji niemieckiego tygodnika Kucharski nabrał wody w usta i jak na razie odmawia jakichkolwiek komentarzy. To samo zresztą robi Lewandowski, bo w jego imieniu odpowiedziała tylko rzeczniczka prasowa Monika Bodnarowicz: „Wszelkie rozliczenia podatkowe zarówno osobiste jak i spółek Roberta Lewandowskiego prowadzone są zawsze zgodnie z prawem. Prawidłowością rozliczeń w Niemczech zajmuje się licencjonowany, niemiecki doradca podatkowy, który dba o to, aby wszelkie wymagane dokumenty były zawsze przedstawione organom podatkowym w Niemczech, a podatek prawidłowo rozliczony i zapłacony w terminie” – napisała w oświadczeniu dla mediów.
Na razie trudno przewidzieć jak zakończy się ta bulwersująca sprawa. Kucharski już zanotował w tym starciu straty, bo przypięto mu już łatką donosiciela, a jeszcze na światło dzienne zaczęły wychodzić fakty, które burzą sielankowy obraz jego trwającej przez blisko dekadę współpracy z Lewandowskim. Okazuje się, że wcale nie był dla niego dobrotliwym przewodnikiem w świecie profesjonalnego futbolu, tylko bezwzględnym wyzyskiwaczem, który brał za swoje najdrobniejsze menedżerskie usługi sowite prowizje. Kucharski jako agent „Lewego” zarobił wielokrotnie więcej pieniędzy niż sam zarobił jako piłkarz przez całą długą karierę. A pewnie zarobiłyby jeszcze więcej, gdyby Lewandowski w końcu nie połapał się z kim ma do czynienia i nie zaczął wycofywać się ze współpracy, którą ostatecznie zerwał w 2018 roku.
Ile może „Lewy” stracić przez ten konflikt, zależy od tego, co na niego doniósł i co jeszcze może donieść Kucharski. Ale jeśli faktycznie wszystko ma w papierach w porządku i żadna kontrola niczego nieprawidłowego się w nich nie doszuka, to pewnie nie zostawi tak tej sprawy bez rewanżu. A ma dość środków i możliwości, żeby zafundować swoim byłym agentom długą i zapewne kosztowną dla nich sądową batalię.