22 listopada 2024
trybunna-logo

Semenya znowu na aucie

Caster Semenya nie wystartuje w tegorocznych mistrzostwach świata w Dausze

Trwa prawna wojna między lekkoatletką z RPA Caster Semenyą, a Międzynarodowym Stowarzyszeniem Federacji Lekkoatletycznych (IAAF). W jej kolejnej odsłonie przed szwajcarskim sądem górą jest światowa federacja, której udało się uchylić wcześniejszy werdykt zawieszający nakaz ograniczenia przez tę zawodniczkę poziomu testosteronu w organizmie. W tej sytuacji Semenya ogłosiła, że nie wystartuje w tegorocznych mistrzostwach świata w Dausze.

Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych 8 maja 2018 roku wprowadziła przepis nakazujący farmakologiczne obniżenie poziomu testosteronu u zawodniczek z hiperandrogenizmem albo inaczej syndromem zaburzeniami rozwoju płci DSD (Disorders of Sexual Development), startujących na dystansach od 400 m do jednej mili (1609 m). IAAF w uzasadnieniu podała, że według badań biegaczki z DSD mają wyższy poziom testosteronu niż wynosi średnia dla kobiet, co skutkuje większą masą mięśniową oraz wyższym poziomem hemoglobiny i przez to daje wyraźną przewagę.

Testosteronu nigdy za wiele

Głównym argumentem był fakt, że ponad 99 procent kobiet ma poziom testosteronu w granicach od 0,12 do 1,79 nanomola na litr krwi, podczas gdy osoby hiperandrogeniczne w przedziale 7,7–29,4 nmol/na litr. Semenya nie jest jedyną biegaczką ze światowej czołówki z DSD, ale ponieważ dominuje na bieżni, budzi największe emocje. Wysoki poziom testosteronu, wedle wielu ocen naukowych, zapewnia znaczne sportowe korzyści, daje większą moc i siłę. W biegach średnich tę przewagę wyliczono na 3 procent wobec rywalek mających standardowe poziomy hormonów. Działacze lekkoatletyczni postulowali zatem, by kobiety z DSD co najmniej przez pół roku przed startem na stałe obniżyły poziom męskiego hormonu poniżej 5 nanomoli na litr.

Szef departamentu zdrowia i nauki IAAF dr Stéphane Bermon zapewniał, że skoro testosteron jest najważniejszym czynnikiem różnicującym płeć i spór dotyczy prawa startu kobiet mających tyle tego hormonu co mężczyźni, często powyżej 25 nanomoli na litr, to uczciwe jest zmniejszenie tego wskaźnika. Przepisy miały wejść w życie w listopadzie 2018 roku, ale po apelacji złożonej przez Semenyę, którą wsparła federacja lekkoatletyczna RPA, wstrzymano ich wdrożenie.

Profesor Ross Tucker, ekspert powołany przez Semenyę, poddał w wątpliwość znaczną część badań naukowców pracujących na rzecz IAAF, twierdząc, że w ich raporcie mogło być nawet 30 procent błędnych danych. Zwrócił też uwagę na fakt, że ograniczenia wprowadzono tylko wobec biegaczek na kilku wybranych dystansach, a nie, na przykład, w konkurencjach rzutowych, w których wpływ testosteronu jest znacznie większy (poprawia wyniki nawet o 12 procent). Tucker wyliczył, że spełnienie wymagań federacji oznaczałoby pogorszenie wyników Semenyi w biegach na 800 m od 5 do 7 sekund, co zmieniłoby ją w przeciętną biegaczkę, ale jednocześnie twierdził, iż z przyczyn biologicznych nadmiar testosteronu nie jest przez organizm zawodniczki w pełni wykorzystywany.

Kampania kwietniowa

W kwietniu 2018 IAAF wprowadził jednak nowe, jeszcze ostrzejsze zasady przy określaniu dopuszczalnego poziomu testosteronu w biegach na dystansach, na których rywalizowała Semenya. Południowoafrykańska biegaczka z miejsca wszczęła nową batalię prawną. Jej adwokaci założyli sprawę w Trybunale Arbitrażowym ds. Sportu (CAS) w Lozannie. „Chcę tylko normalnie biegać, tak jak się urodziłam. To niesprawiedliwe, jak mi mówią, że muszę się zmienić. Jestem kobietą” – żaliła się w mediach. W maju 2018 roku CAS ogłosił jednak werdykt niekorzystny dla Semenyi, ale sportsmenka natychmiast złożyła odwołanie do szwajcarskiego sądu federalnego, który ku jej radości tymczasowo zawiesił nowe zasady wprowadzone przez IAAF, ale tylko w jej sprawie. IAAF odpowiedział jednak odwołaniem, które poskutkowało i sąd odwołał zawieszenie, co oznacza w praktyce, że Semenya nie będzie mogła wystąpić na mistrzostwach świata, które na przełomie września i października odbędą się w Dausze. „Jestem bardzo zawiedziona, ale to nie zniechęci mnie do kontynuowania walki o prawa wszystkich zawodniczek, których to dotyczy” – stwierdziła reprezentantka RPA.

Dekada walki z IAAF

Problem zaczął się wraz z pojawieniem się Semenyi w poważnej lekkoatletycznej rywalizacji. W mistrzostwach świata w Berlinie w 2009 roku 18-letnia wówczas południowoafrykańska biegaczka wywalczyła złoty medal na 800 metrów rewelacyjnym wynikiem 1.55,45. Druga na mecie zawodniczka straciła do niej prawie dwie sekundy. To przepaść na tym poziomie rywalizacji. Od razu pojawiły się wątpliwości dotyczące „męskiej budowy ciała” Semenyi. Działacze IAAF też mieli wątpliwości, dlatego zlecili testy mające odpowiedzieć na zasadnicze pytanie – czy Semenya jest kobietą? Wyniki nigdy nie zostały podane do publicznej wiadomości. W 2010 roku mogła ponownie startować w oficjalnych zawodach IAAF, ale już rok później światowa federacja zdecydowała jednak, że górny poziom testosteronu dla lekkoatletek nie może przekraczać 10 nanomoli na litr krwi. Nie wiadomo, czy Semenya przeszła terapię, ale zdobyła kolejne złoto na mistrzostwach świata z wynikiem o niemal sekundę gorszym niż wcześniej – 1.56,35. Na igrzyskach w Londynie była druga, ale 2016 roku w Rio de Janeiro ponownie wygrała z ogromną przewagą nad rywalkami, chociaż trzy kolejne na mecie też miały DSD. I chyba z tego powodu IAAF jest taka nieustępliwa.

 

Poprzedni

Głos lewicy

Następny

Upadek Ruchu Chorzów

Zostaw komentarz