22 listopada 2024
trybunna-logo

Samorządy tną dotacje dla klubów żużlowych

W wyniku pandemii koronawirusa samorządowe budżety są poddawane coraz to nowym obciążeniom, przez co władze miejskie zaczynają ciąć koszty lub zapowiadają to zrobić w najbliższym czasie. Najmocniej zagrożony obcięciem dotacji jest sport wyczynowy, ale najmocniej skutki zmniejszenia dopływu publicznych pieniędzy uderzą w obficie dotąd czerpiące z tego źródła kluby żużlowe.

Sytuacja budżetowa żużlowych miast jest bardzo trudna nie tylko ze względu na koszty walki z pandemią. Przyczynia się do tego także polityka prawicowego rządu, która nie sprzyja samorządom, bo podatki PIT i CIT są tak modyfikowane, że wpływy do miejskich budżetów systematycznie maleją. A wydatki, choćby na oświatę, gwałtownie rosną. Do tego władze miast muszą ratować, czyli dotować coraz większymi kwotami żywotne dla lokalnych społeczności instytucje, jak zakłady komunikacyjne, służby komunalne czy instytucje zarządzające np. obiektami sportowymi czy kulturalnymi.
W niektórych ośrodkach żużlowych radni póki co nie zmniejszyli dotacji dla tamtejszych klubów żużlowych. Przykładem takiej postawy jest Grudziądz, więc rywalizujący w PGE Ekstralidze tutejszy GKM w przyszłym roku również ma dostać z miejskiej kasy obiecane dwa miliony złotych. Ale już w Lublinie, którego władze wcześniej biły rekordy w hojności dla Motoru, dotując w minionym sezonie klub kwotą aż czterech milionów złotych, w przyszłym roku zapowiedziały obcięcie tej subwencji niemal o połowę. Niepewność zapanowała też w dwóch czołowych ekipach poprzedniego sezonu, czyli w Unii Leszno i Stali Gorzów. Leszczyński klub otrzymał w 2020 roku z budżetu miasta wsparcie w wysokości 800 tys. złotych, ale już wiadomo, że w przyszłym sezonie może liczyć góra na 600 tys. złotych, natomiast gorzowski na razie nawet nie wie, czy dostanie choćby złotówkę. Nawet na szkolenie młodzieży, na co dostawał do tej pory ok. 100 tys. złotych rocznie.
W Częstochowie prezydent miasta zaproponował po 1,5 miliona złotych z puli dotacji na dwa sztandarowe kluby – żużlowy Włókniarz i piłkarski Raków. Dla żużlowców taka kwota jest niewystarczająca, bo w sezonie 2020 mieli z tej puli dwa miliony złotych, a w lepszych latach wsparcie dochodziło nawet do 3,5 miliona zł rocznie. W Rybniku władze lokalne zapowiedziały całkowite wstrzymanie dotacji na sport, ale ugięły się pod naciskiem środowiska. Wiadomo już jednak na sto procent, że ROW Rybnik w przyszłym roku na pewno nie dostanie jak przed rokiem dwóch milionów złotych i może wydębi góra jedną czwartą tej kwoty.
Ciekawe, że te informacje pojawiły się dopiero po zakończeniu okresu transferowego w naszych żużlowych ligach, w trakcie którego większość klubów licytowały się o zawodników oferując im sute kontrakty. Dzisiaj ich szefowie zapewniają zawodników, że pieniądze dla nich na pewno się znajdą i nie muszą obawiać się cięć w kontraktach. Naszym zdaniem nie mówią prawdy, ale jak dalece posunęli się w swoich kłamstwach, przekonamy się dopiero na wiosnę.

Poprzedni

Chemik i ŁKS z punktami w Lidze Mistrzyń

Następny

Przegniłe igrzyska

Zostaw komentarz