Dwukrotna mistrzyni olimpijska w biegu na 800 m Caster Semenya przegrała apelację w szwajcarskim sądzie najwyższym. Biegaczka z RPA będzie musiała zastosować się do przepisów Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych (World Athletics), które nakazują farmakologiczne obniżenie poziomu testosteronu u zawodniczek z zaburzeniami rozwoju płci (DSD), startujących na dystansach od 400 m do jednej mili (1609 m).
Nowa regulacja obowiązuje od 8 maja 2019. Według badań zleconych przez World Athletics (dawniej IAAF), biegaczki z syndromem DSD mają wyższy poziom testosteronu niż wynosi średnia dla kobiet, co skutkuje większą masą mięśniową oraz wyższym poziomem hemoglobiny. Jaką to daje przewagę nad rywalkami nie posiadających cech hiperandrogenicznych pokazały ostatnie igrzyska olimpijskie, w 2016 roku w Rio de Janeiro. W biegu na 800 m wszystkie miejsca na podium zajęły zawodniczki z DSD – Caster Semenya (złoto), Burundyjka Francine Miyonsaba (srebro) i Kenijka Margaret Wambui (brąz). Czwartą lokatę zajęła Kandyjka Melissa Bishop, a na piątej pozycji linię mety minęła Polka Joanna Jóźwik. Reprezentantka Polski pozwoliła sobie po biegu na wypowiedź, która wywołała w lekkoatletycznym światku spore poruszenie. „Margaret Wambui jest trzy razy większa ode mnie, ma 185 cm wzrostu przy moich 167 cm, a na wadze różnica na jej korzyść wynosi około 20 kg. Ma wielką łydkę i wielką stopę, kiedy ona zrobi jeden krok, ja muszę trzy. Jak mam z nią rywalizować jak równa z równą? Dla zawodniczek takich jak ja czy Melissa Bishop, to krzywdzące. Wszystkie trzy medalistki mają poziom testosteronu zbliżony do męskiego, stąd ich wygląd i wyniki. Dla mnie to dziwne, że sportowe władze nic z tym nie zrobią” – narzekała Jóźwik, za co spotkała ja ostra krytyka i musiał potem za swoje słowa przepraszać. Ale problemu nie dało się już „zamieść pod dywan” i władze Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych (IAAF, obecnie po przemianowaniu World Athletics) w końcu musiały jakoś ten problem rozwiązać.
W 2018 roku IAAF uznała, że Caster Semeny, najlepsza z budzących kontrowersje biegaczek średniodystansowych ma za wysoki poziom testosteronu i nie może startować z kobietami na dystansach od 400 metrów do jednej mili. Chyba że obniży farmakologicznie poziom hormonu do poziomu ustalonego w najnowszych przepisach World Athletics. A stanowią one, że u biegaczek startujących na dystansach od 400 m do 1 mili poziom testosteronu nie może przekraczać pięć nanomoli na litr. Semenya natychmiast zakwestionowała decyzję władz światowej federacji, bo w przeszłości już na krótko musiała swój poziom testosteronu zmniejszyć, ale natychmiast odbiło się to na jej sportowych wynikach. Potem lekkoatletyczne władze musiały wycofać się z tych regulacji i Semenya znów była bezkonkurencyjna: oprócz olimpijskiego złota wywalczonego w Londynie i w Rio de Janeiro ma też na koncie trzy tytuły mistrzyni świata (2009, 2011, 2017.
W 2019 roku Semenya nie wystartowała w kolejnych mistrzostwach świata, w Dausze. Decyzję IAAF (WA) o obowiązkowym obniżeniu poziomu testosteronu biegaczka zaskarżyła do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu w Lozannie (CAS), ale ku swemu rozczarowaniu trybunał stanął po stronie władz światowej federacji lekkoatletycznej i uznał za zasadną decyzję iz Semenya nie może startować w zawodach lekkoatletycznych, jeśli nie obniży poziomu testosteronu w organizmie. Kilka tygodniu po tym wyroku opłaceni przez południowoafrykański rząd prawnicy Semenyi złożyli apelację w szwajcarskim Sądzie Najwyższym, którą kilka dni ten organ w całości odrzucił.
Dla 29-letniej lekkoatletki w RPA to cios, o ile rzecz jasna zamierza w przyszłym roku wystartować w igrzyskach olimpijskich w Tokio. Teraz chcąc nie chcąc będzie musiała obniżyć poziom testosteronu, inaczej może zapomnieć nie tylko o olimpijskich medalach, ale startach we wszystkich imprezach pod szyldem World Athletics.
Zawodniczka uważa, że wszystko co się dzieje wokół niej jest celową kampanią mającą na celu zniechęcenie jej do dalszego uprawiania sportu. „Jestem wzięta pod lupę, bo jestem niepokonana. Gdybym mogła porównać z kimś moje życie, porównałabym je z Jezusem. Też zostałam ukrzyżowana” – powiedziała w jednym z wywiadów. I wciąż zapewnia, że nie zamierza zgodzić się na przymusowe przyjmowanie leków obniżających poziom testosteronu.
Decyzja szwajcarskiego sądu na świecie została przyjęta różnie. W mediach społecznościowych zaroiło się od opinii, że wyrok jest dyskryminujący i ma nawet podłoże rasistowskie. Tak uważa na przykład pisarz i aktywista społeczny z RPA Ulrich Janse van Vuuren. „Ma wrażenie, że ludziom w Europie trudno jest zaakceptować fakt, że afrykańska biegaczka jest po prostu najszybsza na świecie” – napisał na Twitterze. Ale też na Starym Kontynencie pojawiły się głosy w obronie Semenyi. Brytyjski reżyser Kieran Hurley nazwał wyrok sądu groteskowym. „To cholernie perwersyjna decyzja i koszmarne traktowanie nadzwyczajnej lekkoatletki” – skomentował.
Nie brakuje też jednak opinii popierających werdykt szwajcarskiego sądu. Ich argumentacja jest taka – wyrok z pewnością jest krzywdzący dla Semenyi i innych zawodniczek z DSD, z drugiej jednak strony daje szansę podjęcia z nimi wyrównanej rywalizacji przez zawodniczki nie posiadające cech hiperandrogenicznych, co było z kolei dla nich krzywdzące. A przecież jedną z fundamentalnych zasad w sporcie jest właśnie równość szans w rywalizacji.