29 listopada 2024
trybunna-logo

Sądne dni dla dźwigaczy ciężarów

Nasi sztangiści mieli przywieźć z Rio kilka medali, ale murowanymi faworytami w naszej ekipie byli przede wszystkim bracia Tomasz i Ardian Zielińscy. Skandal dopingowy szanse pierwszego z nich już przekreślił, a może też pogrążyć i drugiego. Decyzja w jego sprawie ma zapaść w piątek

We wtorek Polski Komitet Olimpijski poinformował, że badanie próbki B potwierdziło stosowanie przez Tomasza Zielińskiego niedozwolonego środka. Tegoroczny mistrz Europy w kategorii 94 kg został poddany badaniu antydopingowemu 31 lipca, krótko po przylocie do Brazylii. Informacja, że w jego organizmie wykryto nandrolon dotarła do Polskiej Misji Olimpijskiej 6 sierpnia, a następnego dnia w obecności zawodnika i przedstawiciela misji medycznej PKOl w akredytowanym przez WADA laboratorium w Rio de Janeiro otwarto próbkę B i poddano ją analizie. Potwierdziła niestety wynik próbki A. Niedozwolone wspomaganie wykryto także w organizmie rezerwowego sztangisty w polskiej ekipie Krzysztof Szramiaka (ten zawodnik miał już na koncie dwuletnią dyskwalifikację za doping i teraz grozi mu dożywotnie zawieszenie).

Bracia stanowczo zaprzeczają

Oceniając sprawę przez pryzmat medalowych szans naszej ekipy ciężarowców większą stratą jest jednak dopingowa wpadka Tomasza Zielińskiego, mistrza i wicemistrza Europy. Zawodnik zarzekał się, że jest niewinny i że musiałby być idiotą żeby zażywać nandrolon tuż przed olimpijskim startem, bo ten środek zostawia przecież ślady w organizmie przez półtora roku. Zapowiedział również, że będzie swoich racji dochodził przed sądem i odmówił opuszczenia olimpijskiej wioski.
W obronie brata stanął, co wydaje się oczywiste, Adrian Zieliński, mistrz olimpijski z Londynu i nasza największa nadzieja na złoto w Rio w wadze 94 kg. „Od dziesięciu lat jeżdżę z nim na zgrupowania, zawsze mieszkamy razem i wszystko robimy razem. I to jest po prostu niemożliwe żeby stosował świadomie doping. Jestem załamany, leżę i płaczę” – zapewniał jeszcze we wtorek Adrian. Ale już w środę sytuacja wyjaśniła się na niekorzyść jego brata, bowiem polska Komisja do Zwalczania Dopingu w Sporcie poinformowała, że „wynik badania przeprowadzonego w lipcu podczas zgrupowania w Spale również potwierdza u Tomasza Zielińskiego obecność zabronionych środków”.
W tej sytuacji sztangista nie miał już żadnych argumentów na swoją obronę, musiał się szybko spakować i jak niepyszny wrócił do kraju, gdzie niemal zaraz po przylocie grubymi słowami zrugał prezesa Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów Szymona Kołeckiego za brak wsparcia. To samo zrobił też drugi z przyłapanych sztangistów, Krzysztof Szramiak.

Prezes rzuca zabawkami

Ich zarzuty padły w próżnię, bo zaatakowali słownie już w zasadzie byłego prezesa, bo Kołecki zapowiedział rezygnację z pełnienia tej funkcji zaraz po igrzyskach. „Jest mi przykro i wstyd za to co się stało. Mogę tylko przeprosić. Moja rezygnacja będzie miała miejsce dzień po ostatnim występie naszego zawodnika w igrzyskach w Rio de Janeiro. Taką decyzję podjąłem wcześniej. Nie zamierzałem startować w grudniowych wyborach” – zapowiedział Kołecki podczas konferencji prasowej w Warszawie.
Nie był to jednak koniec afery, bo w środę pojawiła się w mediach informacja, że o stosowanie dopingu podejrzany jest także Adrian Zieliński. Taką informację podała jako pierwsza „Gazeta Pomorska”, powołując się na wypowiedź pułkownika Dariusza Bednarka, wiceprezesa CWZS Zawisza Bydgoszcz. Wynikało z niej, że są jakieś niejasności w testach antydopingowych tego zawodnika wykonanych jeszcze w Polsce. „O wyniku badania informację ma już sam Adrian” – stwierdził działacz Zawiszy. „Zamurowało mnie i nie wiem co powiedzieć. To jest po prostu nie możliwe. To manipulacja! Ktoś chce zniszczyć nasze życie. Niczego nigdy nie zażywałem. Nie wierzę w to, co się dzieje” – stwierdził sztangista w wywiadzie udzielonym telewizji Superstacja.

Minister sportu straszy PZPC

Medialne spekulacje przeciął przewodniczący Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie prof. Jerzy Smorawiński. „Na dzień dzisiejszy to nieprawda, że Adrian Zieliński został złapany na dopingu. Nie ma żadnego raportu, nikt nie ma wyników badań. Nie wiem, skąd się to wszystko wzięło, od kogo wyszła plotka. Dokładne wyniki, które przesądzą o tym, czy Zieliński jest winny dopingu czy nie, będą znane dopiero w piątek” – wyjaśniał Smorawiński.
Piątkowy werdykt w sprawie Adriana Zielińskiego będzie miał jednak kluczowe znaczenie nie tylko dla tego sztangisty, ale też dla całego Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów, wobec którego sankcje już zapowiada ministerstwo sportu w stosownym komunikacie: (…) „Minister Sportu i Turystyki podejmuje kroki w celu zastosowania środków nadzoru w Polskim Związku Podnoszenia Ciężarów adekwatnych do sytuacji. Minister rozważa zmniejszenie kwoty dotacji przekazywanej do związku, bądź całkowite wycofanie się z finansowania sportu wyczynowego tej dyscypliny z budżetu państwa. (…) Laboratorium Antydopingowe jest niezależną, autonomiczną jednostką, która w zakresie standardów, jakości i procesów badania próbek podlega procedurom pod względem merytorycznym World Antidoping Agency (WADA). Laboratorium posiada także niezależność operacyjną. Instytut Sportu jedynie formalnie nadzoruje tę jednostkę. W myśl obowiązujących przepisów minister sportu nie ma możliwości ingerencji w działalność laboratorium w zakresie badania próbek” – napisano.
Brzmi to niemal jak tłumaczenie, więc może prawdą są krążące w sportowym środowisku plotki, że nie tylko próbki pobrane przed wylotem do Rio od sztangistów okazały się „podejrzane”.

Poprzedni

Siatkarze byli w lepszej sytuacji

Następny

Załamał się po porażce