25 listopada 2024
trybunna-logo

Raków z Pucharem Polski

W rozegranym 1 maja w Lublinie finale Pucharu Polski Raków Częstochowa pokonał Arkę Gdynia 2:1 i po raz pierwszy w historii zdobył to trofeum. Zwycięstwo zapewniło drużynie trenera Marka Papszuna prawo gry w europejskich pucharach, dzięki czemu w tych rozgrywkach będzie mógł wystąpić czwarty zespół PKO Ekstraklasy.

Zespół Rakowa był faworytem finałowej potyczki o Puchar Polski. Częstochowianie przystępowali do meczu z pierwszoligową Arką Gdynia nakręceni serią 12 meczów z rzędu bez porażki, na dodatek bez dodatkowej presji, bo wcześniej zapewnili sobie miejsce na podium rywalizacji o mistrzostwo ekstraklasy i prawo gry w nowej edycji europejskich pucharów. Ale podopieczni trenera Marka Papszuna, podobnie jak i on sam, bardzo chcieli wywalczyć pierwsze znaczące trofeum dla Rakowa w roku obchodów stulecia założenia klubu. Przeciwnik, chociaż pierwszoligowy, do łatwych jednak nie należał, bo przecież Arka to ubiegłoroczny spadkowicz z ekstraklasy wciąż mający szanse na odzyskanie miejsca w klubowej elicie już po tym sezonie. Poza tym w gdyńskim klubie wciąż żywa jest pamięć triumfu w Pucharze Polski sprzed czterech lat, kiedy to na Stadionie Narodowym Arka wygrała z Lechem Poznań 2:1. Ale poza zwycięstwem w finale sezonu 2016/2017, byli też finalistami edycji 2017/2018, a w sezonach 201/12 i 2013/14 dochodzili do półfinału. Jeśli do tego doliczy się zdobycie pucharu w sezonie 1981/82, to ekipa Arki pod względem osiągnięć i doświadczenia w rozgrywkach Pucharu Polski przebijała Raków o kilka długości.
Na boisku w Lublinie od pierwszego gwizdka sędziego rządzili jednak ludzie trenera Papszuna, ale do przerwy strzeleckie szczęście nie było po ich stronie, a po zmianie stron na dodatek pierwsze uśmiechnęło się do zespołu Arki, która zdobyła nieoczekiwanie bramkę przez zupełny przypadek. Dość powiedzieć, że kopnięta w kierunku bramki Rakowa przez Mateusza Żebrowskiego piłka przelobowała zaskoczonego bramkarza częstochowian Dominika Holeca, a trzeba podkreślić, że była to 56. minuta gry i dopiero pierwszy w ogóle strzał ekipy Arki na bramkę rywali.
Zespół Rakowa potrzebował trochę czasu, żeby uporządkować szyki, a gdy to już zrobił, znów wziął się ostro do pracy. W 82. minucie w końcu ich wysiłki przyniosły efekt. Hiszpan Ivi Lopez mocnym strzałem z powietrza pokonał bramkarza Arki i doprowadził do wyrównania, a tuż przez końcem regulaminowego czasu gry przeprowadził rajd, podał na prawe skrzydło do Daniela Szelągowskiego, który z kolei odegrał piłkę do wbiegającego w pole karne Davida Tijanicia, zaś Słoweniec wpakował ją do bramki gdynian. I tak Raków jak najbardziej zasłużenie pokonał Arkę 2:1 i zdobył Puchar Polski. Dzięki temu w Lidze Konferencji Europy zagra w kwalifikacjach dopiero od drugiej rundy. Będzie to debiut częstochowskiego klubu w europejskich pucharach, ale też szansa na zarobienie dodatkowych pieniędzy. Każda kwota będzie w budżecie Rakowa wartością dodaną. Podobnie jak premia finansowa za zdobycie Pucharu Polski, wynosząca pięć milionów złotych. Pokonana w finale Arka otrzyma tylko 760 tys. złotych. Pokonane w półfinałach zespoły Cracovii i Piasta Gliwice otrzymają po 380 tys. złotych, a ćwierćfinaliści – Lech Poznań, Legia Warszawa, Puszcza Niepołomice i Chojniczanka Chojnice – po 190 tys. złotych.
Budżet Rakowa wynosi 34 mln złotych i pod względem wielkości jest siódmym w naszej ekstraklasie. Najwyższym chwali się Legia (110 mln zł), najniższym Warta Poznań (12 mln zł). Ale na dwie kolejki przez zakończeniem rozgrywek najbardziej zagrożone spadkiem z ekstraklasy jest Podbeskidzie z budżetem 21 mln złotych. „Górale” w 28. kolejce przegrali w Gliwicach z Piastem 0:2 i chyba już na trwałe utknęli na ostatnim miejscu w tabeli, jedynym w tym sezonie zagrożonym degradacją. Trzymająca od wielu tygodni czerwoną latarnię Stal Mielec w trzech ostatnich meczach zdobyła siedem punktów, remisując z Jagiellonią 3:3 oraz pokonując Pogoń 1:0 i Lecha 2:1. A mielczanie mają jeszcze w zapasie zaległe spotkanie z Rakowem, więc sytuacja Podbeskidzia nie rysuje się najlepiej, bo ma przed sobą jeszcze u siebie „mecz za sześć punktów” z Wisłą Płock, który musi wygrać żeby w ostatnim spotkaniu tego sezonu miał jeszcze po co jechać do Warszawy na spotkanie z Legią.

Poprzedni

48 godzin sport

Następny

Srebrne polskie sztafety

Zostaw komentarz