18 listopada 2024
trybunna-logo

Pożegnalne igrzyska mistrzów

Każde igrzyska kreują nowe gwiazdy, utwierdzają pozycję sportowców już mających taki status, ale też stają się pożegnanymi imprezami dla weteranów. W Pjongczangu nie będzie inaczej. Ostatni rozdział w swoich karierach napiszą tu m.in. Marit Bjoergen, Justyna Kowalczyk czy Noriaki Kasai.

Jednym z głównych tematów rozmów w olimpijskiej wiosce w Pjongczangu w przededniu otwarcia zimowych igrzysk była epidemia norowirusów. Co prawda wśród ponad setki zdiagnozowanych przypadków zachorowań nie ma żadnego z przebywających w wiosce sportowców, ale norowirusy rozprzestrzeniają się w bardzo szybkim tempie. Największą liczbę chorych odnotowano w Centrum Młodzieży w Horeb. Wszyscy zostali poddani kwarantannie. W czwartek osiem nowych przypadków wykryto w rejonach Pjongczangu i Gangneung. Objawy norowirusa pojawią się od 12 do 48 godzin od momentu zakażenia. Infekcja powoduje wymioty, biegunkę i ogólne osłabienie organizmu, a choroba ustępuje zwykle po trzech dniach. Dla każdego sportowca złapanie norowirusa może jednak oznaczać przekreślenie szans na udany olimpijski występ. W tym kontekście wydany przez sztab szkoleniowy naszej kadry skoczków zalecenie, żeby zawodnicy unikali kontaktów z osobami postronnymi, w tym także z dziennikarzami, wobec tych informacji szybko przestał bulwersować.
Polska ekipa zainstalowała się w wiosce olimpijskiej bez większych problemów. Trochę narzekała tylko Justyna Kowalczyk, która podczas ostatniego zgrupowania przed przyjazdem do Pjongczangu trenowała w Kazachstanie i zdążyła się zaaklimatyzować do azjatyckiej strefy czasowej. Nie miała zatem problemów ze snem, odwrotnie niż przybyli z Polski inni członkowie naszej olimpijskiej ekipy. Tak więc gdy nasza „Królowa zimy” kładła się do łóżka o 22:00, dla jej koleżanek i kolegów było dopiero wczesne popołudnie.

Mistrzynie mówią pass

Kowalczyk nie pozostawia kibicom żadnych złudzeń co do swojej sportowej przyszłości i otwarcie przypomina, że igrzyska w Pjongczangu będą jej ostatnimi w karierze. Podobne deklaracje składa też jej wielka rywalka Marit Bjoergen. Norweska biegaczka, sześciokrotna mistrzyni olimpijska i trzecia na liście wszech czasów w liczbie medali wywalczonych w igrzyskach (10), chce w swoim ostatnim olimpijskim starcie pokaźnie poprawić ten dorobek. Kowalczyk twierdzi, że Bjoergen zdobędzie medal w każdym swoim starcie. Norweska mistrzyni nie jest tego taka pewna. W 2016 roku urodziła dziecko, a po powrocie na biegowe trasy przez kilka miesięcy zmagała się kontuzją biodra. Wróciła jednak na szczyt w wielkim stylu, zdobywając w mistrzostwach świata w Lahti w 2017 roku cztery złote medale. W sumie w światowych czempionatach wywalczyła 18 mistrzowskich tytułów i pod tym względem jest światową rekordzistką, ale ma już 37 lat i coraz jej trudniej przymusić się do morderczego treningu. W ostatnim czasie wielokrotnie zapowiadała, że igrzyska w Pjongczangu są jej ostatnimi w karierze.
Niemiecka panczenistka Claudia Pechstein w trakcie tegorocznych igrzysk świętować będzie 46. urodziny. W Pjongczangu powalczy o dziesiąty medal olimpijski (jej obecny dorobek to pięć złotych, dwa srebrne i dwa brązowe). W listopadzie triumfowała w zawodach Pucharu Świata, przechodząc do historii jako najstarsza triumfatorka w zawodach tego cyklu. W polskiej ekipie oprócz Kowalczyk pożegnanie z igrzyskami zapowiedziała też biathlonistka panczenistka Katarzyna Bachleda-Curuś.
Na razie jednak uwagę opinii publicznej przyciąga znacznie starszy od obu biegaczek Noriaki Kasai. 45-letni japoński skoczek narciarski zakwalifikował się do sobotniego konkursu na normalnej skoczni i nawet jeśli w sobotę nie zdobędzie medalu, to i tak przejdzie do historii nowożytnych olimpiad.

Podziw dla japońskiego weterana

Igrzyska w Pjongczangu są ósmymi w karierze Kasaiego i pod tym względem Japończyk jest rekordzistą wszech czasów. Siedem olimpijskich startów na koncie ma jeszcze tylko rosyjski saneczkarz Albert Demczenko, ale on zakończył sportową karierę po igrzyskach w Soczi. Zdumiewające jest wytrwałość japońskiego skoczka w dążeniu do zdobycia upragnionego olimpijskiego medalu w konkursie indywidualnym. W drużynie wywalczył dwa trofea – srebro w Lillehammer w 1994 roku oraz brąz w 2014 roku w Soczi, ale medal w konkursie indywidualnym zdobył dopiero w siódmym starcie olimpijskim – na dużej skoczni w Soczi stanął na drugim stopniu podium, przegrywając z Kamilem Stochem o zaledwie o 1,3 pkt.
Kasai urodził się w 1972 roku, dla nas pamiętnym dzięki triumfowi Wojciecha Fortuny na olimpijskiej skoczni w Sapporo. Jego pierwszym wielkim sukcesem był złoty medal mistrzostw świata w lotach na mamuciej skoczni w Harrachovie wywalczony w 1992 roku. Kilka tygodni wcześniej w Albertville zadebiutował w igrzyskach. Dorobek Kasaiego może imponować: jest siedmiokrotnym medalistą mistrzostw świata, złotym medalistą w lotach narciarskich z 1992 roku. Ma na koncie ponad pół tysiąca startów w zawodach, PŚ, w których 63 razy zajmował miejsca na podium i 17 razy kończył je nas pierwszym miejscu. W obecnym sezonie stawał na podium dwukrotnie, ale w tym roku nie błyszczał formą. Jego najlepszy wynik to piąte miejsce wywalczone 13 stycznia na mamuciej skoczni w Bad Mitterndorf w Austrii. Kasai znany jest jednak z twardego charakteru, waleczności i systematyczności. W środowisku skoczków jest powszechnie szanowany i lubiany.

Poprzedni

My, naród (wybrany)

Następny

Dobra półka