22 listopada 2024
trybunna-logo

Popis skoczków w Wiśle

Reprezentanci Polski dominowali w miniony weekend w zawodach Letniej Grand Prix na skoczni im. Adama Małysza w Wiśle. W sobotę konkurs wygrał w efektownym stylu Dawid Kubacki, wyprzedzając na podium Kamila Stocha i Piotra Żyłę. Taka sytuacja zdarzyła się po raz pierwszy w historii LGP. W czołowej dziesiątce znaleźli się jeszcze Tomasz Pilch i Stefan Hula.

Pandemia koronawirusa zdewastowała również kalendarz cyklu Letniej Grand Prix. Z zaplanowanych ośmiu konkursów sześć odwołano, więc zainaugurowany na skoczni im. Adama Małysza w Wiśle letni sezon zakończył się już po dwóch konkursach. Na dodatek bez udziału wielu zawodników ze światowej czołówki. Niemcy i Norwegowie wystawili do walki rezerwowy skład swoich reprezentacji, a kadrze Austriaków zabrakło fenomenalnie skaczącego w poprzednim sezonie zimowym Stefana Krafta, zaś Japończycy w ogóle zrezygnowali ze startu w Wiśle.
Niezbyt mocna obsada zawodów ułatwił rzecz jasna zadanie polskim skoczkom. Podczas piątkowych treningów (kwalifikacje nie odbyły się, bo nie było takiej potrzeby – w zawodach wystartowało tylko 47 zawodników) Kamil Stoch i Dawid Kubacki wyraźnie górowali nad resztą stawki i spodziewano się, że to oni między nimi rozstrzygnie się walka o zwycięstwo. Stoch w pierwszej serii sobotniego konkursu trafił na fatalne warunki – dostał silny wiatr w plecy i na półmetku zajmował szóste miejsce z dużą stratą do prowadzącego Dawida Kubackiego, który także skakał w trudnych warunkach, ale jemu sędziowie podnieśli zeskok o jedną belkę i dzięki temu zdołał uzyskać odległość 126,5 metra – wystarczającą do objęcia prowadzenia.
Ale kibice nie mogli narzekać na emocje, bo po pierwszej serii Polacy zajmowali cztery czołowe miejsca – za prowadzącym Kubackim z ponad 10 punktami straty plasował się Stefan Hula, a za nim byli Tomasz Pilch i Piotr Żyła. Do pierwszej szóstki na półmetku gospodarze wpuścili tylko Szwajcara Simona Ammanna, który przed finałową kolejką zajmował piąte miejsce. Różnice w czołowej dziesiątce, oczywiście nie licząc Kubackiego, były minimalne i nawet 10. Paweł Wąsek mógł jeszcze myśleć o zajęciu miejsca na podium. W drugiej serii Stoch przypomniał wszystkim dobitnie, że to on wciąż jest liderem polskiej kadry. Podrażniony niezbyt udanym pierwszym skokiem trzykrotny mistrz olimpijski w drugiej odleciał aż na 136. metr i rzecz jasna wysunął się na prowadzenie. Mógł mu je odebrać jedynie Kubacki i pochodzący z Nowego Targu skoczek nie dał się zepchnąć koledze z najwyższego miejsca na podium. Uzyskał co prawda tylko 128 metrów, ale przy niższej belce startowej i w gorszych warunkach atmosferycznych, co w zupełności wystarczyło do obronienia pierwszej lokaty. Na najniższym stopniu podium stanął Piotr Żyła, który w drugiej serii uzyskał drugą odległość dnia – 131 metrów. Miejsc w czołowej trójce nie utrzymali Hula i Pilch, którzy zajęli ostatecznie szóste i czwarte miejsce.
I tak oto po raz pierwszy w historii Letniej Grand Prix zdarzyło się, że całe podium zajęli polscy skoczkowie. Tym samym biało-czerwoni powtórzyli takie osiągnięcie Finów, którzy jako pierwsi w 2000 roku w Hakubie zajęli trzy czołowe lokaty, Austriaków (w 2008 roku zajęli całe podium w Einsiedeln) oraz Japończyków, którzy w 2019 roku przed własną publicznością w Hakubie dwukrotnie zajmowali całe podium.
W niedzielnym konkursie (zakończył się po zamknięciu wydania) liczba naszych reprezentantów została okrojona o ponad połowę, bo PZN nie mógł już skorzystać z puli krajowej i dlatego w zawodach wystartowało siedmiu biało-czerwonych, którzy w sobotę zajęli najwyższe miejsca, czyli Kubacki, Stoch, Żyła, Pilch, Hula oraz Paweł Wąsek i Klemens Murańka. Wielka szkoda, że na zawodach w Wiśle tegoroczny cykl zawodów Letniej Grand Prix się zakończył, bo nasi skoczkowie chyba jeszcze nigdy nie byli tak dobrze przygotowani fizycznie do sezonu. Sobotnie zawody w Wiśle obserwowało 999 kibiców. Tylu tylko mogli wpuścić organizatorzy. Skoczkowie podczas podróży na górę skoczni musieli zakładać maseczki, obowiązek ten mieli także trenerzy dający sygnały do startu. Tak wygląda reżim sanitarny, który jak wieść niesie w zimowym sezonie ma zostać jeszcze bardziej zaostrzony. FIS rozważa wprowadzenie obowiązku testowania przed każdymi zawodami na koszt poszczególnych reprezentacji wszystkich zawodników i pozostałych członków ekip na obecność koronawirusa, ale ten warunek budzi sprzeciw, bo byłoby to kosztowne przedsięwzięcie i nie wszystkie krajowe federacje byłoby na to stać. Tym bardziej, że testy mają być obowiązkowe nie tylko w zawodach Puchar Świata, ale też w Pucharze Kontynentalnym czy FIS Cup.

Poprzedni

Wirus znów atakuje Legię

Następny

Grają w Nowym Jorku

Zostaw komentarz