Polscy siatkarze przegrali w Katowicach z Włochami 1:3 (25:22, 21:25, 18:25, 20:25) w finale mistrzostw świata. We wcześniejszym spotkaniu o brązowy medal Brazylia wygrała ze Słowenią 3:1.
Pierwszy set dostarczył widzom potężną dawkę emocji. Kiedy Alessandro Michieletto zagrywką dał, dobrze dotąd broniącym, gościom prowadzenie 21:17 w hali zapadła cisza. Po chwili kibice wrócili do dopingu, a Polacy przystąpili do odrabiania strat. Wyrównał na 21:21 „asem” Mateusz Bieniek, a potem Włosi zdobyli już tylko jeden punkt.
Polacy w drugiej części prowadzili 6:3 i 16:13. Do remisu 16:16 doprowadził Yuri Romano, co zapowiadało zaciętą końcówkę. Obrońcy tytułu mistrzowskiego mieli co prawda niewielką zaliczkę (20:18), ale goście – przy zagrywce swojego kapitana Simone Gianellego – doprowadzili do wyniku 20:23 i nie dali sobie wydrzeć wygranej.
Rywalizacja zaczęła się od początku. W trzeciej odsłonie Włosi agresywną zagrywką mocno utrudnili życie biało-czerwonym, a przy okazji nieco uciszyli widownię. Po wyrównanym początku (11:11) drużyna trenera Ferdinando De Giorgiego powiększała przewagę. Po bloku Włosi prowadzili 19:15, zachowali zimną krew przy zagrywce i w obronie, co przybliżyło ich do złota.
Włoscy gracze potrafili utrzymać świetną dyspozycję w obronie po zmianie stron. Gospodarze mieli trudności ze sforsowaniem ich bloku, a jeśli to się udało, piłka była podbijana w nieprawdopodobnych sytuacjach. Biało-czerwoni „gonili” wynik od stanu 8:13, ale kiedy było 18:23, kwestia mistrzostwa była przesądzona.
W wielkim finale spotkały się dwie niepokonane w trakcie turnieju drużyny. Trudniejszą drogę do decydującego meczu mieli jednak gospodarze, którzy w ćwierćfinale męczyli się z Amerykanami i wygrali dopiero po tie-breaku, a w półfinale, także w pięciu setach, po zaciętej, emocjonującej walce pokonali Brazylijczyków.
Włosi natomiast rozegrali tylko jedno spotkanie, w którym było pięć partii – w ćwierćfinale z Francuzami. Półfinał wygrali gładko ze Słoweńcami 3:0.
Finał był starciem aktualnego mistrza świata z mistrzem Europy. Siatkarze Italii w ubiegłym roku wywalczyli złoto Starego Kontynentu właśnie w katowickim Spodku, po finałowej wygranej ze Słowenią 3:2.
Polacy w tej hali wywalczyli w 2014 tytuł mistrza globu po wygranej z Brazylią 3:1. Cztery lata później w Turynie w finale pokonali tego rywala bez straty seta.
W sobotni wieczór naprzeciwko siebie stanęły ekipy prowadzone przez byłych trenerów kędzierzyńskiej Zaksy. Selekcjoner Włochów De Giorgi w przeszłości prowadził również kadrę Polski. Podczas poprzednich spotkań polskich siatkarzy w trakcie mistrzostw (w Katowicach i Gliwicach) było tłoczno na trybunach. W niedzielę na widowni nie było widać żadnego wolnego miejsca.
Bartosz Kurek, Mateusz Bieniek i Kamil Semeniuk zostali wybrani do „drużyny marzeń” mistrzostw świata. Miano MVP turnieju przypadło rozgrywającemu i kapitanowi mistrzowskiego zespołu, Włochowi Simone Giannellemu.
Obok tych graczy wybrano też Brazylijczyka Yoandy Leala oraz Włochów Gianlucę Galassiego i Fabio Balaso.
Po meczu powiedzieli
„Nie ma za wiele do powiedzenia o finale, bo mierzyliśmy się z drużyną, która grała lepiej od nas. Byli bardziej cierpliwi. Podnieśli swój poziom przyjęcia, co jest dla mnie niesamowite, tak zmienić zespół w miesiąc, który minął od turnieju finałowego Ligi Narodów. Nie chodzi tylko o to jedno spotkanie, ale o wszystko, czego dokonali w tym turnieju od początku.
Finał był potwierdzeniem świetnych rozgrywek w ich wykonaniu. Kiedy przeciwnik stawia cię w tak trudnym położeniu, wszystko broni, atakuje, mimo twojej mocnej zagrywki, to taka siatkówka, z której musimy się uczyć, bo to rodzaj cierpliwości, której potrzebujemy” – zaznaczył Grbic.
„Żałuję tylko tego, chociaż nie można było za bardzo nic z tym zrobić, że poświęciliśmy za dużo energii w ćwierćfinale i półfinale, nie tylko fizycznej, ale także emocjonalnej, bo to był rollercoaster emocji dla tych zawodników. Dla wielu z nich to była pierwsza taka sytuacja, z którą musieli się mierzyć jako podstawowi gracze. To nie było łatwe, więc jestem z nich dumny, z tego, jak zdołali podnosić swój poziom i mam nadzieję, że wciąż będziemy mieć taki hart ducha w przyszłym sezonie” – dodał szkoleniowiec.
„Jestem dumny z tej drużyny, bo to nie jest łatwe kończyć każdą imprezę w jednym sezonie z medalem, a my jesteśmy jedyną, której się to w tym roku udało. Niektóre zespoły grały lepiej w Lidze Narodów, inne w mistrzostwach świata, ale żeby utrzymać poziom, a nawet go podnieść w ciągu tych dwóch turniejów, to wspaniały początek dla tej ekipy. Mam nadzieję, że zaczniemy w tym samym miejscu za rok i będziemy jeszcze lepsi” – podsumował trener Polaków.
Kapitan kadry Bartosz Kurek podkreślił, że sukces zespołu nie byłby możliwy bez szeroko pojętego sztabu szkoleniowego.
„Mamy to szczęście, że żyjemy w czasach dużego luksusu, jeśli chodzi o siatkówkę w Polsce. Wynik, który dla poprzednich pokoleń byłby spełnieniem marzeń, dla nas pozostawia wielki niedosyt i to jest coś pięknego, że srebro cieszy, ale nie w pełni. Z własnego doświadczenia wiem, że taki rywal jest w przyszłości najgroźniejszy. Taki, który jest głodny, nienasycony, troszkę został poobijany, ale wróci i będzie jeszcze silniejszy. Wierzę, że ta grupa jest zdolna do tego, by w kolejnym sezonie grać dużo, dużo lepiej” – powiedział.
„Za kilka dni docenię to, co się stało, ale dziś – jest smutno” – powiedział rozgrywający siatkarskiej reprezentacji Polski Marcin Janusz.
„Trzeba docenić to, jak dziś zaprezentowali się Włosi. Bardzo wysoko zawiesili nam poprzeczkę. Momentami się łapaliśmy, może w drugim secie mieliśmy szansę, żeby odwrócić losy spotkania, ale rywale szybko wrócili na swój wysoki poziom” – dodał.
Podkreślił, że Polacy pokazali w turnieju, iż udało się zbudować prawdziwą drużynę, która potrafi wychodzić z trudnych momentów. „Mieliśmy takie w ćwierćfinale, półfinale (USA i Brazylia), w finale też. Dwa razy się udało i wyszliśmy zwycięsko. Dziś walczyliśmy, ostatecznie musieliśmy uznać wyższość przeciwnika. Mamy bazę do tego, co będzie w kolejnych sezonach reprezentacyjnych. Lekki niedosyt jest, bo apetyt rośnie w miarę jedzenia” – zakończył Janusz.
Imprezę podsumował też prezes PZPS Sebastian Świderski: „Zawodnicy zrobili, co mogli. Powoli do nich dotrze, że zdobyli srebrny medal. Tworzymy nową historię, mam nadzieję, że skończy się w Paryżu (na igrzyskach – przyp. red.)”.
Świderski podkreślił, że życzyłby wszystkim polskim zespołom narodowym, by zdobywały medale ma wielkich turniejach.
„Z drugiej strony cieszę się, że jest taki niedosyt. Nasi zawodnicy, sztab, będą czuli głód tego, by zdobywać wyższe cele. Po tym finale nie spoczniemy na laurach. Gdybyśmy zostali mistrzami bez porażki w zawodach, możliwe, że niektórzy ludzie uwierzyliby, że jesteśmy najlepsi i do Paryża na igrzyska jedziemy wygrywać. Trzeba pamiętać, że cały światowy czub jest bardzo mocno spłaszczony. Amerykanie i Francuzi nie doszli nawet do półfinałów MŚ” – powiedział.
Mistrzostwa miały się pierwotnie odbyć w Rosji, ale po jej agresji na Ukrainę światowa federacja (FIVB) przeniosła zawody do Polski i Słowenii.
„Wielkie podziękowania należą się wszystkim ludziom zaangażowanym w ten projekt, którzy od kilkunastu tygodni pracowali, by turniej się udał. Jak widać po reakcjach kibiców, mediów, ale i FIVB, nie ma żadnych zastrzeżeń. Pomimo kilku potknięć robimy wielkie wydarzenia. A misja Paryż trwa” – zakończył prezes PZPS.
Włosi zdobyli swój czwarty w historii tytuł mistrza świata.
bnn/pap