22 listopada 2024
trybunna-logo

Polacy gorzej grają, ale lepiej strzelają

Stadion Śląski w meczu z Ukraina okazał się szczęśliwy dla reprezentacji Polski, bo chociaż przez całe spotkanie lepiej w piłkę grali rywale, to w strzelaniu goli lepsi byli biało-czerwoni. W niedzielę ekipę Jerzego Brzęczka czeka jednak znacznie trudniejsza potyczka w Lidze Narodów z Włochami, a w środę ponownie w Chorzowie z Holandią.

Już wcześniej było wiadomo, że trener Brzęczek w spotkaniu z Ukraińcami nie będzie mógł wystawić Michała Karbownika, Damiana Kądziora, Bartłomieja Drągowskiego i Jakuba Kamińskiego, ale i selekcjoner kadry naszych wschodnich sąsiadów, Andrij Szewczenko, miał swoje problemy. Z powodu zakażenia koronawirusem z jego kadry wypadli Jewhen Szachow (AEK Ateny), Władysław Supriaha, Heorhij Buszczan, Witalij Mykołenko, Ołeksandr Karawajew i Mykoła Szaparenko (wszyscy Dynamo Kijów), a byli wśród nich gracze ze zwycięskiego składu, który w październiku w meczu Ligi Narodów pokonał Hiszpanię 1:0. Brzęczek z kolei tradycyjnie już dał odpocząć weteranom – Robertowi Lewandowskiemu, Kamilowi Glikowi i Grzegorzowi Krychowiakowi, a jeszcze dzień przed meczem urazu nabawił się Kamil Grosicki. Chcąc nie chcąc obaj selekcjonerzy musieli więc wystawić do gry mocno eksperymentalne jedenastki.
Obaj potraktowali więc środowe spotkanie jako okazję do dokonania przeglądu kadrowiczów z drugiego szeregu. W naszym zespole w bramce zagrał 32-letni Łukasz Skorupski, dla którego był to pierwszy mecz w reprezentacji od dwóch lat (wcześniej zagrał w niej 15 listopada 2018 roku w przegranym w Gdańsku 0:1 spotkaniu z Czechami). Tym razem grający na co dzień we włoskim klubie Bologna bramkarz zachował czyste konto i nawet Andrij Jarmołenko nie potrafił wbić mu gola z rzutu karnego, bo trafił w słupek. Tym udanym występem Skorupski przypomniał się polskim kibicom, a selekcjonerowi zabił ćwieka, bo dał sygnał, że zasługuje na miejsce w kadrze na Euro 2021 i nie da się łatwo wygryźć młodszemu o dekadę Bartłomiejowi Drągowskiemu.
Linia defensywna sklecona przez Brzęczka prawdopodobnie już nigdy nie zagra ponownie w tym ustawieniu. W wyjściowym składzie w środku obrony wystąpiło dwóch żółtodziobów: 24-letni Paweł Bochniewicz, dla którego był to drugi występ w kadrze oraz 20-letni Sebastian Walukiewicz zaliczający trzeci występ, a drugi w pełnym wymiarze czasowym. Obaj popełnili trochę błędów, ale rywale z żadnego nie wykorzystali, nawet karnego po faulu Bochniewicza na Jarmołence. Na prawej flance zaczął spotkanie wyjęty z kadry młodzieżowej Robert Gumny i nawet nieźle wypadł, na swoje nieszczęście nabawił się urazu mięśniowego, co z pewnością nie spodoba się w trenerowi jego obecnego zespołu, niemieckiego FC Augsburg. Na ostatnie 12 minut zmienił go Bartosz Bereszyński, który w końcu mógł zagrać w reprezentacji na swojej nominalnej pozycji. A to dlatego, że Brzęczek wreszcie na lewej flance miał do dyspozycji dwóch zdrowych i gotowych go gry bocznych obrońców – Macieja Rybusa i Arkadiusza Recę. Mecz z Ukrainą zaczął pierwszy z nich, a w 79. minucie wszedł za niego Reca. Obaj trzymali poziom i pewnie obaj podzielą się też czasem gry w spotkaniach z Włochami i Holandią.
W środkowej linii pojawił się absolutny debiutant, 22-letni Przemysław Płacheta, który latem tego roku przeszedł za trzy miliony euro ze Śląska Wrocław do drugoligowego angielskiego Norwich City. Brzęczek wystawił go na prawym skrzydle i z pewnością nie żałował tej decyzji. Płacheta walczył i biegał za dwóch, w 25. minucie groźnie strzelił na bramkę rywali, a w drugiej połowie miał wydatny udział przy bramce zdobytej przez Jakuba Modera. To zawodnik z dużymi możliwościami i bez żadnych kompleksów, więc jeśli w Norwich go nie zgnoją jak Bartosza Kapustkę w Leicester City, w przyszłym roku może powalczyć o miejsca w kadrze. Na lewej flance tym razem wystąpił Piotr Zieliński, którego w przerwie zmienił Kamil Jóźwiak. Obaj pokazali, dlaczego Kamil Grosicki stracił w kadrze etat lewoskrzydłowego. Grający w środku Mateusz Klich i Jacek Góralski odwalili jak zawsze mnóstwo pożytecznej roboty, lecz grający w ataku Arkadiusz Milik i Krzysztof Piątek we dwóch nie stanowią tyle, co sam Robert Lewandowski. Piątek skorzystał z błędu bramkarza zespołu Ukrainy i trafił do pustej bramki z ponad 30 metrów. Ten gol powinien wzmocnić jego pewność siebie także w czekających go jeszcze w tym roku meczach w Herthcie Berlin, co będzie mu potrzebne, bo z powodu kontuzji najgroźniejszego konkurenta do miejsca w podstawowej jedenastce ma teraz ponownie grać w wyjściowej jedenastce berlińskiej drużyny. Po Miliku natomiast widać było brak meczowego rytmu i chociaż 61 zaliczonych minut, na dodatek z kapitańską opaska na ręku, nie były w jego wykonaniu oszałamiające, nie były też jednak złe. W sumie jednak Piątek na spółkę z Milikiem nie wzbudzali w ukraińskich obrońcach przesadnego lęku, przykuwali jednak ich uwagę, dzięki czemu drugiego gola dla biało-czerwonych mógł strzelić pomocnik. Sztuki tej dokonał wprowadzony do gry w 63. minucie Jakub Moder. Piłkarz Lecha Poznań trafił do siatki rywali 29 sekund po tym, jak wszedł na boisko, co jest nowym rekordem kadry Polski. Wcześniej najszybciej strzelony gol przez zmiennika był autorstwa Przemysław Frankowski, który 13 października 2019 roku w meczu z Macedonią Północną zdobył bramkę 48 sekund po wejściu na boisko. Warto podkreślić, że dla Modera występ przeciwko Ukrainie był dopiero czwartym w narodowych barwach.
W sumie możemy być z występu naszej reprezentacji zadowoleni, bo w tym roku to jej piąty z rzędu mecz bez porażki. Przegrali tylko raz, 4 września z Holandią, a potem odnieśli cztery zwycięstwa (dwa razy z Bośnią i Hercegowiną, 2:1 i 3:0 oraz z 5:1 z Finlandią i teraz 2:0 z Ukrainą), a jeden mecz, z Włochami, zremisowali m 0:0. Ta seria wyraźnie poprawiła atmosferę wokół reprezentacji, bo trudno krytykować zespół, który nie przegrywa, podobnie trenera. Zwłaszcza gdy jego dokonania są wzmacniane przez pokonanych rywali, jak miało to miejsce w środę w przypadku zespołu Finlandii, który sensacyjnie pokonał na wyjeździe w towarzyskim meczu aktualnych mistrzów świata Francuzów 2:0, a to była przecież ta sama fińska drużyna, którą biało-czerwoni rozgromili w październiku 5:1. Brzęczek ma więc teraz raczej dobrą prasę, co oczywiście szybko może się zmienić, jeśli nasza reprezentacja jakoś dramatycznie zawali dwa najbliższe mecze w Lidze Narodów – w niedzielę z Włochami w Reggio nell’Emilia, a w środę z Holandią na Stadionie Śląskim.

Polska – Ukraina 2:0
Gole: Krzysztof Piątek (40), Jakub Moder (62).
Polska: Łukasz Skorupski – Robert Gumny (78. Bartosz Bereszyński), Sebastian Walukiewicz, Paweł Bochniewicz, Maciej Rybus (79. Arkadiusz Reca) – Przemysław Płacheta (84. Sebastian Szymański), Mateusz Klich, Jacek Góralski (62. Karol Linetty), Arkadiusz Milik (62. Jakub Moder), Piotr Zieliński (46. Kamil Jóźwiak) – Krzysztof Piątek.
Sędziował: Manuel Schüttengruber (Austria).
Mecz bez publiczności.

Poprzedni

Koronawirus w Legii

Następny

Dumie Katalonii grozi bankructwo

Zostaw komentarz