22 listopada 2024
trybunna-logo

Pół wieku legendy

W przeszłości wybitny piłkarz, a obecnie utytułowany szkoleniowiec Zinedine Zidane skończył w czwartek 50 lat. Francuz jest m.in. mistrzem świata i Europy oraz zdobywcą Złotej Piłki. Jego karierę uhonorowano piosenką i… rzeźbą przedstawiającą, jak atakuje rywala głową.

Urodzony 23 czerwca 1972 roku w Marsylii Zidane jest synem algierskich imigrantów, którzy przybyli do Paryża w 1953, a kilka lat później przeprowadzili się na południe kraju.

Pierwsze kroki w zawodowej karierze Francuz stawiał w Cannes, w którym występował w latach 1989-92. Później, do 1996 bronił barw Girondins Bordeaux, a kolejne pięć lat spędził w Juventusie Turyn. W latach 2001-06 grał w Realu Madryt, w którym zakończył karierę.

W jego dorobku są m.in. dwa mistrzostwa Włoch, jedno – Hiszpanii, a także triumf w Lidze Mistrzów. Ponadto rozegrał 108 meczów w reprezentacji Francji, z którą w 1998 roku wywalczył mistrzostwo świata, a dwa lata później – Europy.

Zidane zdobył w karierze wiele niezwykle ważnych bramek, m.in. dwie w finale mundialu w 1998 roku z Brazylią (3:0) oraz tę zwycięską, na 2:1, w finale Ligi Mistrzów pomiędzy Realem Madryt a Bayerem Leverkusen.

Ten drugi gol, strzelony w końcówce pierwszej połowy meczu w Glasgow, został zapamiętany jako jeden z najpiękniejszych w historii rozgrywek. Zidane uderzył wolejem lewą nogą wysoko lecącą piłkę, dograną mu przez Brazylijczyka Roberto Carlosa. Mimo trudnej pozycji Francuz trafił z odległości ok. 15 metrów prosto w „okienko”.

„To był niekonwencjonalny wolej lewą nogą, nigdy wcześniej nie próbowałem takiego strzału. Zadziałał instynkt” – powiedział po meczu Zidane, a bramkarz rywali Hans-Joerg Butt przyznał, że przy tym uderzeniu nic nie dało się zrobić.

Z kolei w finale MŚ 1998 w ojczyźnie Zidane zdobył dwa gole w pierwszej połowie, które praktycznie przesądziły o zwycięstwie Francji. W doliczonym czasie drugiej połowy wynik na 3:0 ustalił Emmanuel Petit.

W tamtym roku Zidane został laureatem Złotej Piłki, prestiżowej nagrody magazynu „France Football”. Dwa lata później zajął w tym plebiscycie drugie miejsce, za Portugalczykiem Luisem Figo.

W finale mundialu Zidane wystąpił również osiem lat później. „Trójkolorowi” rywalizowali wówczas z Włochami i Francuz już w siódmej minucie zdobył bramkę na 1:0. Niespełna kwadrans później do wyrównania doprowadził Marco Materazzi i nie był to ostatni raz, gdy ci dwaj piłkarze wystąpili w tym meczu w rolach głównych…

Po 90 i 120 minutach utrzymywał się remis 1:1, a w rzutach karnych lepiej wypadła Italia, która zwyciężyła 5-3. W pamięć zapadła jednak szczególnie sytuacja ze 110. minuty, kiedy stojący obok Zidane’a Materazzi sprowokował go wypowiedzią, a Francuz odpowiedział uderzeniem rywala głową w klatkę piersiową. Włoch padł na murawę, a sędzia pokazał Zidane’owi czerwoną kartkę. Był to ostatni występ utalentowanego Francuza w karierze.

Zidane twierdził, że Włoch obraził jego rodzinę. Potwierdzały to też słowa Materazziego, który relacjonował, że Francuz powiedział mu, gdy ten ciągnął go za koszulkę: „Jeśli tak bardzo chcesz moją koszulkę, to dam ci ją po meczu”. Materazzi miał odpowiedzieć: „Wolałbym twoją siostrę”.

Zidane za swoje zachowanie został zdyskwalifikowany na trzy mecze, ale nie miało to już znaczenia, skoro zakończył karierę. Materazzi musiał pauzować w jednym spotkaniu.

Ten incydent jest niemal owiany legendą i doczekał się nawet rzeźby. Pięciometrowe dzieło „Coup de tete” („Atak głową”) autorstwa francuskiego artysty Adela Abdessemeda zostało zaprezentowane we wrześniu 2012 roku w Paryżu. W 2013 rzeźba trafiła do Kataru, gdzie po zaledwie kilku tygodniach padła ofiarą politycznej poprawności i została usunięta z ulicy jako „nakłaniająca do przemocy”. Dzieło znalazło się w Arabskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Dausze.

Bogata kariera Zidane’a doczekała się uhonorowania w postaci piosenki. W 2014 roku australijski zespół Vaudeville Smash opublikował utwór, którego tytułem jest imię i nazwisko piłkarza. Do jego produkcji zaangażowano słynnego przed laty w Australii komentatora piłkarskiego Lesa Murraya.

Zidane wciąż jest poważany jako piłkarz, ale też bardzo szybko wyrobił sobie markę jako znakomity trener. Dotychczas doświadczenie zbierał tylko w Realu Madryt – najpierw jako asystent, potem jako szkoleniowiec drużyny rezerw, aż wreszcie w styczniu 2016 roku objął samodzielnie pierwszy zespół.

Zawsze wielką niewiadomą jest, jak poradzi sobie były piłkarz, który dopiero rozpoczyna karierę trenera, zwłaszcza w wielkim klubie. Standardy wyznaczał Josep Guardiola, który osiągał znakomite wyniki z Barceloną już w pierwszych latach pracy, ale wielu takich przykładów nie było. Tymczasem osiągnięcia Zidane’a również zrobiły ogromne wrażenie.

Francuz doprowadził „Królewskich” do triumfu w Lidze Mistrzów w sezonie 2015/16, w którym do stycznia prowadził ich Hiszpan Rafael Benitez. Później Real zwyciężył pod wodzą Zidane’a także w 2017 i 2018 roku – w erze Champions League, tj. od rozgrywek 1992/93, nikomu innemu nie udało się nawet raz obronić trofeum.

Ponadto Real wywalczył w tym okresie mistrzostwo i Superpuchar Hiszpanii (2017), Superpuchar UEFA (2016 i 2017) oraz klubowe mistrzostwo świata (2016 i 2017).

W 2018 roku, niedługo przed trzecim z rzędu wygranym finałem Champions League, Zidane niespodziewanie ogłosił, że odchodzi z pracy. Tłumaczył, że w klubie „potrzebne są zmiany”.

Jednak słabe wyniki zespołu z nowymi szkoleniowcami sprawiły, że w marcu 2019 roku Zidane wrócił do „Królewskich”. W kolejnym sezonie doprowadził ich ponownie do triumfu w ekstraklasie i krajowym Superpucharze (2020), ale nie wypełnił kontraktu, który miał obowiązywać do 2022 roku. Francuz odszedł z klubu po raz drugi rok wcześniej, gdy Real nie zdobył żadnego trofeum.

Obecnie Zidane nie jest nigdzie zatrudniony, ale francuska prasa spekulowała niedawno, że zainteresowany sprowadzeniem go jest mistrz kraju Paris Saint-Germain.

Sam szkoleniowiec nie kryje, że kariery trenerskiej na pewno nie zamierza jeszcze kończyć. „Wciąż jest we mnie ogień” – zapewnił kilka dni temu, ale nie podał żadnych konkretów.

paa/pap

Poprzedni

Z rodziną czy bez?

Następny

Colorado o krok od Pucharu Stanleya