17 listopada 2024
trybunna-logo

PKO Ekstraklasa: Tylko zespoły Lecha i Śląska są niepokonane

PKO Ekstraklasa: Tylko zespoły Lecha  i Śląska są niepokonane

’@_Ekstraklasa_ – Twitter

Dwa czołowe zespoły naszej piłkarskiej ekstraklasy, Lech Poznań i Śląsk Wrocław, jako jedyne są jak na razie niepokonane. Bliski ogrania „Kolejorza” był Raków Częstochowa, który prowadził już 2:0, ale poznański zespół zdołał doprowadzić do wyrównania. W 7. kolejce aż sześć spotkań zakończyło się remisami.

Bramkę dającą prowadzenie gospodarzom zdobył po kwadransie gry Marcin Cebula z rzutu karnego. Na początku drugiej połowy wynik podwyższył Sebastian Musiolik. Kontaktowego gola dla poznańskiej drużyny w 57. minucie strzelił Joao Amarala, a w 73. minucie z rzutu karnego wyrównał Mikael Ishak. Tak więc drużyna prowadzona przez trenera Macieja Skorżę pozostała niepokonana w tym sezonie i prowadzi z dorobkiem 15 punktów mając na koncie cztery zwycięstwa i trzy remisy. Drugi w tabeli Śląsk, także niepokonany jeszcze w obecnych rozgrywkach, ma dwa punkty mniej po trzech zwycięstwach i czterech remisach. Szansę na utrzymanie drugiej lokaty zajmowanej po sześciu kolejkach straciła w Radomiu Pogoń Szczecin, która prowadziła od 2. minuty z Radomiakiem 1:0 po golu Piotra Parzyszka, by dać sobie strzelić gola niemal w ostatnich sekundach spotkania. Niemiecki trener „Portowców” Kosta Runjaić miał o to do swoich piłkarzy ogromne pretensje. „Remis jest wynikiem w porządku, biorąc pod uwagę przebieg meczu. Radomiak zasłużył na ten punkt. Ze wsparciem własnych kibiców pokazał, jak można z poświęceniem grać w piłkę nożną. Jeżeli chodzi o grę mojego zespołu, to nie jestem z jego postawy zadowolony. Taka forma fizyczna, jaką zaprezentowaliśmy, nie przystoi w ekstraklasie” – stwierdził szkoleniowiec. Szefowie szczecińskiego klubu też zapewne nie pochwalą swoich piłkarzy, bo po letnich transferach, w wyniku których do kadry zespołu dołączyli Kamil Grosicki z West Bromwich Albion, Piotr Parzyszek z włoskiego Frosione, Jean Carlos silva z Wisły Kraków i Maciej Żurawski z Warty Poznań, „Portowcy” mają w tej chwili piłkarski potencjał uprawniający wręcz do wyznaczenia im jako cel główny zdobycie mistrzostwa Polski. Na razie jednak oglądają plecy zespołów Lecha Poznań i Śląska Wrocław.
„Kolejorz” w miniony weekend zagrał z Rakowem w Częstochowie, co wcześniej po raz ostatni miało miejsce 11 kwietnia 1998 roku. Po powrocie do ekstraklasy częstochowska drużyna z braku odpowiedniego stadionu w swoim mieście musiał korzystać z gościny na stadionie GKS Bełchatów. Stadion Miejski w Częstochowie został jednak już na tyle przysposobiony do wymogów licencyjnych w ekstraklasie, że władze ligi zezwoliły Rakowowi na rozgrywanie spotkań na tym obiekcie. Na mecz z Lechem przyszło 5,5 tysiąca widzów, co zważywszy na ograniczona objętość trybun do sześciu tysięcy można uznać od biedy za komplet publiczności. Trener Marek Papszun po odpadnięciu Rakowa z kwalifikacji do Ligi Konferencji Europy zdążył już przestawić swój zespół na wyłącznie ligowe tory, czego lechici chyba się nie spodziewali, skoro dali rywalom strzelić dwa gole. Przegrać jednak nie przegrali, ale remis powinni uznać za sukces, bo w przekroju całego spotkania częstochowianie bardziej zasługiwali na zwycięstwo. Ale remisy w starciach tych drużyn to nic nowego – w 19 rozegranych meczach takim wynikiem zakończyło się osiem, z tego w ekstraklasie pięć.
W niedzielnym spotkaniu trener Papszun stanął na drodze Lecha po raz ósmy i ma z tym zespołem korzystny bilans (tylko dwie porażki), natomiast trener „Kolejorza” jeszcze z Papszunem i Rakowem pod wodzą tego szkoleniowca nie wygrał.
Ciekawostką jest to, że zespół Lecha ma w ostatnich sezonach problem z wygrywaniem meczów zaraz po przerwie na reprezentację. Ostatnie zwycięstwo po takie przerwie odniósł w listopadzie 2019 roku, kiedy to wygrał z Piastem Gliwice 3:0, a we wrześniu zdarzyło mu się to po raz ostatni aż w 2012 roku pod wodzą trenera Mariusza Rumaka w meczu na wyjeździe pokonał GKS Bełchatów 1:0. Od 2009 roku Lech Poznań triumfował po przerwie na reprezentację w sumie w 22 spotkaniach. 14 meczów zremisował i 14 razy schodził z boiska pokonany. Bilans Kolejorza od 2009 roku po wrześniowych przerwach na kadrę jest niekorzystny: 4 wygrane, 3 remisy, 6 porażek. Tyle mówią statystyki, tymczasem ekipa „Kolejorza” w starciu z Rakowem zaliczyła już dziewiąty z rzędu ligowy mecz bez porażki (licząc ze spotkaniami z poprzedniego sezonu). W najbliższy piątek lechici podejmą u siebie Wisłę Kraków i będzie to dla nich nie mniejsze wyzwanie, niż potyczka z Rakowem, aktualnym przecież wicemistrzem Polski.
Tymczasem aktualny mistrz, czyli Legia Warszawa, w krajowych rozgrywkach na razie w ogóle się nie liczy, bo w tym klubie cała para jest w tej chwili skierowana na rywalizacje w Lidze Europy. Co bynajmniej nie znaczy, że legioniści odpuścili walkę o obronę tytułu. We Wrocławiu przegrali w dość kuriozalnych okolicznościach. Przypomnijmy: w 84. minucie piłkarz Śląska Victor Garcia przejął piłkę po złym podaniu gracza Legii Ernesta Murciego, a że był na spalonym, sędzia liniowy Marcin Boniek podniósł odruchowo chorągiewkę. Arbiter główny Bartosz Frankowski był blisko całej sytuacji i nie odgwizdał spalonego, a Boniek po chwili zorientował się, że popełnił pomyłkę i opuścił chorągiewkę. Ale przez te kilka sekund wszyscy piłkarze Legii stanęli jak wryci, natomiast Victor Garcia, widać lepiej od nich znający piłkarskie przepisy, przez nikogo nie atakowany ruszył na bramkę strzeżoną przez Artura Boruca i posłał mu piłkę między nogami do siatki. zekręt.
Mistrz Polski na razie słabo sobie radzi w ekstraklasie. Legioniści w pięciu rozegranych dotąd meczach ligowych (dwa mają przełożone na późniejsze terminy) odnieśli dwa zwycięstwa i ponieśli trzy porażki, strzelając ledwie cztery gole przy pięciu straconych. W dwóch ostatnich spotkaniach nie potrafił pokonać bramkarza rywali, więc miejsce w strefie spadkowej (16.) to naturalna konsekwencja takich fatalnych wyników. Za Legią w tabeli są tylko beniaminkowie – Górnik Łęczna i Bruk-Bet Nieciecza. A teraz na dodatek dla „Wojskowych” zaczęło się granie co trzy dni w lidze i europejskich pucharach i potrwa przez najbliższe trzy tygodnie. Po tym maratonie może dojść na Łazienkowskiej do przesilenia – albo polecą głowy, albo poleje się szampan.

Poprzedni

Nie będzie rewanżu polskich siatkarzy z Francuzami

Następny

PGE Ekstraliga: Sparta i Motor powalczą o złoto

Zostaw komentarz