Im bliżej zakończenia rozgrywek, tym więcej mamy trenerskich dymisji. Serię zwolnień zapoczątkowała Jagiellonia, w której od 17 marca Bogdana Zająca zastąpiono Rafałem Grzybem, a po przerwie na reprezentację szkoleniowców wymieniły Śląsk Wrocław, Lech Poznań, Stal Mielec i Wisła Płock. W sumie od początku sezonu połowa z 16 klubów ekstraklasy zmieniła trenerów.
W sumie w tym sezonie zmian trenerów dokonano w połowie z szesnastu klubów ekstraklasy: Legii Warszawa, Lechu Poznań, Śląsku Wrocław, Jagiellonii Białystok, Podbeskidziu Bielsko-Białą, Stali Mielec, Wiśle Kraków i Wiśle Płock. Najbardziej pod tym względem aktywne są władze beniaminka Stali Mielec, bo Włodzimierz Gąsior jest w tym sezonie już trzecim szkoleniowcem, którego zatrudniono w tym klubie. Zespół zaczął rozgrywki pod wodzą Dariusza Skrzypczaka, ale już 11 listopada ub. roku zastąpił go na posadzie Leszek Ojrzyński, którego po bezbramkowym remisie w 24. kolejce z Wartą Poznań prezes Stali Mielec Jacek Klimek uznał za człowieka niezdolnego już do wyprowadzenia zespołu z kryzysu i utrzymania go w ekstraklasie i nagle bez żadnego uprzedzenia podziękował mu za dalszą pracę. W jego miejsce zatrudnił rodowitego mielczanina, wychowanka klubu, wieloletniego piłkarza Stali i wielokrotnego trenera tej drużyny. 73-letni Włodzimierz Gąsior zaczynał pracę szkoleniową właśnie w mieleckim klubie, a miało to miejsce bardzo dawno tremu, bo w 1981 roku, zaś po raz ostatni był trenerem piłkarzy Stali w latach 2012-2014, a po zwolnieniu z II-ligowej wówczas Siarki Tarnobrzeg od 11 marca 2019 roku pozostawał bezrobotny. Być może ten trenerski weteran znajdzie jakiś sposób na utrzymanie mielczan w ekstraklasie, lecz trzeba uczciwie przyznać, że postawiono przed nim zadanie z gatunku niewykonalnych. Dla przypomnienia – Ojrzyński przejmował zespół gdy zajmował on 15. miejsce w tabeli, zostawił go na ostatnim, nie dokonał zatem żadnego postępu. A Gąsior żadnym trenerskim cudotwórcą nie jest, zaś w ostatnich sześciu kolejkach Stal czekają wyjazdowe potyczki z Jagiellonią Białystok, Lechem Poznań i Śląskiem Wrocław, a u siebie z Zagłębiem Lubin, Pogonią Szczecin i Legią Warszawa. I raczej żaden z tych zespołów nie potraktuje mielczan ulgowo, bo każdy z nich ma o coś walczyć, choćby tylko o jak najwyższe miejsce w ligowej tabeli na koniec sezonu.
W tym sezonie do niższej ligi spadnie z ekstraklasy tylko ostatni zespół, a w tej chwili sytuacja jest w tym względzie już bardzo klarowna – zajmująca po 24 kolejkach ostatnią lokatę Stal ma do rozegrania jeszcze u siebie zaległy mecz z Rakowem Częstochowa, lecz nawet jeśli w nim zwycięży, co byłoby sporą sensacją, to wyprzedzi tylko innego z beniaminków, Podbeskidzie Bielsko-Biała. Te dwie drużyny plus Cracovia i Wisła Płock tworzą grupę spadkową i wszystko wskazuje, że jeden z tych zespołów zazna goryczy degradacji. Dwunasta w tabeli Wisła Kraków ma siedem punktów przewagi nad Podbeskidziem i osiem nad Stalą, a od Cracovii dzieli ją pięć „oczek”.
Nieciekawie rysują się jednak perspektywy dla płockiej Wisły, w której władze klubu w miniony poniedziałek w trybie nagłym zwolniły trenera Radosława Sobolewskiego, a wraz z nim także jego asystenta Mariusza Kondaka. 44-letni Sobolewski prowadził zespół „Nafciarzy” od 4 sierpnia 2019 roku, ostatnio jednak jego relacje z władzami płockiego klubu nie były najlepsze, czemu trudno się dziwić gdy zespół w siedem kolejkach z rzędu nie odnosi zwycięstwa i zdobywa w nich tylko dwa punkty. Wygląda więc na to, że Sobolewski z premedytacją jeszcze przed sobotnim meczem z Pogonią w Szczecinie ogłosił, iż nie przedłuży kontraktu z płockim klubem i po tym sezonie odejdzie. Porażka 0:2 z „Portowcami” przelała czarę i władze klubu podjęły jedyną rozsądną w takiej niejasnej sytuacji decyzję. Dla Sobolewskiego była to pierwsza samodzielna trenerska praca, lecz jej efektami nie ma co się specjalnie chwalić – w 58 ligowych meczach pod jego wodzą „Nafciarze” zdobyli tylko 75 punktów, a w tym samym okresie gorsza pod tym względem w ekstraklasie była tylko krakowska Wisła (72 pkt), z której Sobolewski przeniósł się do Płocka, a teraz ponoć jest bardzo po cichu przymierzany do roli następca obecnego trenera, Niemca
Petera Hyballi.
Zmiany trenerów nie zawsze przynoszą oczekiwany skutek, ale w 24. kolejce szefowie Lecha Poznań mogli chyba być zadowoleni, że w końcu dokonali zmiany na stanowisku szkoleniowca. Co prawda zatrudniony w miejsce zwolnionego Dariusza Żurawia Maciej Skorża niedzielny mecz z Legią Warszawa oglądał z perspektywy trybun, zaś z ławki trenerskiej zespół „Kolejorza” prowadził asystent Żurawia Janusz Góra, to nie wnikając który z nich miał większe zasługi, bezbramkowy remis z liderem ekstraklasy z całą pewnością należy uznać za sukces lechitów, którym udało się przerwać zwycięską serię legionistów (wcześniej wygrali sześć meczów z rzędu).
Legia nie pokazała na stadionie Lecha tych atutów, dzięki którym wygrywała w poprzednich spotkaniach. Gracze „Kolejorza” zdołali je skutecznie zneutralizować, lecz przez to, że skupiali się głównie na destrukcji mecz nie stał wysokim poziomie. „Liczyliśmy na kontynuowanie zwycięskiej serii, ale wiedzieliśmy, że chociaż Lech ma swoje problemy, to w starciu z nami będzie miał dodatkową motywację, chociaż nowy trener był jeszcze obecnego tylko na trybunach” – przyznał szkoleniowiec stołecznej drużyny Czesław Michniewicz. I zapewniał: „Na pewno stać nas na lepszą i bardziej płynną grę oraz tworzenie większej liczby sytuacji podbramkowych. Powiedziałem to zawodnikom w szatni. Nie było w naszym zespole euforii ani smutku, raczej zaduma nad tym, co się stało. Remis jest sprawiedliwym wynikiem, bo żaden z zespołów nie był tego dnia na tyle lepszy od drugiego, żeby wygrać to spotkanie”.
Lech postawił większy opór liderowi PKO Ekstraklasy w porównaniu z jego poprzednimi przeciwnikami, z drugą w tabeli Pogonią Szczecin na czele. Kolejorz poradził sobie z powstrzymaniem wszystkich ataków Legii, a kilkakrotnie próbował umieścić piłkę w bramce Artura Boruca. „Odczuwamy lekki niedosyt, ponieważ mieliśmy więcej klarownych szans na zdobycie bramki. Chcę pochwalić drużynę za podjęcie walki i postawienie wysokich wymagań Legii. Przeciwnik miał tylko jedną dobrą sytuację bramkową. Chcieliśmy grać ofensywnie i momentami to nam się udawało. Ale Legia dobrze grała w obronie i dlatego cieszymy się także z tego jednego punktu. Zastanawialiśmy się, jaki impuls dać drużynie po ostatnim niepowodzeniu. Po rozmowach z zawodnikami doszliśmy do wniosku, że trzeba dokonać zmian w założeniach taktycznych. Nasi piłkarze wykonali zadanie i trochę tylko szkoda, że nie zdołali strzelić gola” – ocenił występ lechitów ich jednorazowy trener Janusz Góra. Ciekawe, czy zostanie przy Bułgarskiej jako członek sztabu szkoleniowego Macieja Skorży…