Piłkarki ręczne MKS Perły Lublin 12 i 13 maja zagrają dwa mecze finałowe. Najpierw zmierzą się w finale Pucharu Polski z Pogonią Szczecin w Kaliszu, a już dzień później czeka je w Lublinie występ w Challenge Cup z Rocasą Gran Canaria.
Kalendarz rozgrywek został tak niefortunnie ułożony, że terminy prawie się pokrywają. Działacze związkowi zapewniają, że nie było możliwości znalezienia innego terminu. Lubelski klub próbował porozumieć się z hiszpańskim klubem i uzyskać jego zgodę na przełożenie meczu w Lublinie na wtorek, ale Rocasą Gran Canaria walczy w krajowej lidze o mistrzostwo i zmiana terminu skomplikowałyby ich ligowy terminarz. A Puchar Polski w tym roku jest wyjątkowy, ponieważ Związek Piłki Ręcznej w Polsce obchodzi 100-lecie założenia.
Terminarze EHF są jednak podawane dużo wcześniej, więc dlaczego w kalendarzu finał Pucharu Polski wyznaczono akurat w takim terminie? Ponoć nie było innej możliwości, bo terminarz z uwagi na rozgrywki ligowe i pucharowe jest bardzo napięty, a jeszcze w grudniu ubiegłego roku nasza kobieca reprezentacja brała udział w mistrzostwach świata i liga nie grała przez miesiąc. Jedyne co dobrego można było w tej sytuacji zrobić dla szczypiornistek Perły Lublin, to przyspieszyć rozpoczęcia meczu finałowego.
Niedawno w podobnej sytuacji byli piłkarze ręczni niemieckiego Rhein Neckar Loewen, którzy w meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów wystawili w wyjazdowym spotkaniu z PGE Vive Kielce rezerwy i skończyło się pogromem 17:41. Powodem takiej decyzji było to, że w tym samym dniu mieli ekipa Rhein Neckar Loewen miała wyznaczony ważny mecz w Bundeslidze, transmitowany na cały kraj w otwartej telewizji. Szefowie klubu uznali, że większa korzyść przyniesie im potyczka na krajowym podwórku i zlekceważyli rozgrywki w Lidze Mistrzów.
W lubelskim klubie o takim rozwiązaniu nikt nawet nie chce dyskutować. „W obu spotkaniach zagramy najmocniejszym składem, jaki będziemy w stanie wystawić. Gramy o potrójną koronę i nie zamierzamy odpuszczać żadnego meczu” – zapewnia trener MKS Perły Lublin Robert Lis. Szkoleniowiec przyznaje jednak, że sytuacja nie jest prosta. „Nie udało się zmienić terminu żadnego z czekających nas dwóch meczów o stawkę, więc powiedziałem dziewczynom, żeby nie przejmowały się tą sytuacją już teraz, tylko skupiły na bieżącej robocie, a jak przyjdzie pora, to rozwiążemy i ten problem” – przekonuje trener Lis. I podkreśla, że największym problemem wcale nie jest konieczność rozegrania dwóch meczów w ciągu dwóch dni, bo w piłce ręcznej to w końcu nic takiego, lecz logistyka – chodzi o sprawne przetransportowanie zawodniczek po meczu z Kaliszu do Lublina, a jest to odległość ponad 400 km. „Chciałbym, żeby zawodniczki zregenerowały się odpowiednio przed niedzielnym spotkaniem. Klub robi, co w jego mocy, aby zapewnić nam możliwie najszybszy i najbardziej komfortowy transport. To mogą być kluczowe detale w tej całej układance” – podsumowuje trener lubelskiej drużyny.