Rozegrane w Willingen zawody Pucharu Świata przywróciły polskim kibicom nadzieję na dobry występ naszych skoczków w Pekinie. Piątkowy prolog wygrał Kamil Stoch, ale w konkursach już tak dobrze nie było, głównie z winy pogody oraz donosu złożonego na polską ekipę przez trenera reprezentacji Niemiec Stefana Horngachera.
Prolog rozegrano w zastępstwie kwalifikacji, bo w zawodach w Willingen na liście startowej było mniej niż pięćdziesięciu zawodników. Z piątki naszych reprezentantów najsłabiej wypadł Stefan Hula, który skoczył tylko 124,5 m, co dało mu 28. miejsce. Pozostała czwórka przekroczyła 140. metr – Paweł Wąsek i Dawid Kubacki zaliczyli po 140,5 m, Piotr Żyła 143, a Kamil Stoch poszybował na odległość 146 metrów i okazał się najlepszy w stawce. Co prawda w prologu nie wystartowali m.in. prowadzący w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata Niemiec Karl Geiger i Japończyk Ryoyu Kobayashi, ale nie zmieniało to faktu, że po serii niepowodzeń polscy zawodnicy wrócili do gry i znów zaczęli skakać na poziomie najlepszych. Ta nagła odmiana zaniepokoiła konkurencję, a najbardziej trenera niemieckiej reprezentacji Stefana Horngachera. Były szkoleniowiec polskiej kadry zauważył, że nasi zawodnicy pojawili się na skoczni w Willingen w nowych butach i kombinezonach, a że w nowym sprzęcie osiągnęli znakomite wyniki, chyba uznał to za zagrożenie, więc na jego żądanie niemiecka federacja zapłaciła 500 euro i złożyła oficjalny protest do FIS na nieprzepisowy sprzęt używany przez polską ekipę.
Sobotni konkurs odbywał się w fatalnych warunkach atmosferycznych, przy padający obficie deszczu oraz silnym wietrze. W tych okolicznościach każdy skok był loterią. Z naszych skoczków najwięcej szczęścia miał Żyła, który jako jedyny z biało-czerwonych skakał z mocnym wiatrem pod narty i uzyskał 130 metrów, co dało mu 14. miejsce po pierwszej serii. Stoch musiał długo czekać na start, był ściągany z belki, a gdy w końcu dostał zgodę, zalane wodą tory zjazdowe zwolniły go tak dalecy, że chociaż oddał świetny skok, to zaliczył tylko 115,5 m, a tyle starczyło tylko na zajęcie 22. miejsca. Na jeszcze gorsze warunki trafił Kubacki i skoczył jedynie 112,5 m, zajmując 28. lokatę. Hula uzyskał odległość 108,5 m, co starczyło tylko na 34. miejsca, a Wąsek po skoku na odległość 99,5 m uplasował się na 40. pozycji. I takie tez ostatecznie miejsca zajęli nasi skoczkowie w sobotnim konkursie, bowiem z powodu pogarszającej się pogody drugą serię organizatorzy odwołali. Zawody wygrał Ryoyu Kobayashi (145 m) przed Norwegami Halvorem Egnerem Granerudem (143 m) i Mariusem Lindvikiem (137 m). Dzięki zwycięstwu japoński skoczek wrócił na prowadzenie w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, spychając na drugie miejsce Niemca Karla Geigera, który zawalił swój skok i zajął dopiero 20. lokatę. Kobayashi został liderem z dorobkiem 1136 punktów i o 28 wyprzedził Geigera. Najlepszym z Polaków w „generalce” jest Kamil Stoch, który zajmuje 19. miejsce z 225 punktami na koncie. Na 21. miejscu jest Piotr Żyła (206 pkt), ale w sobotę, chociaż zajął 14. pozycję, swojego dorobku nie powiększył, bowiem donos Horngachera okazał się skuteczny i Żyła oraz Stefan Hula zostali zdyskwalifikowani na nieprzepisowe buty.
Jak nietrudno zgadnąć, atmosfera w relacjach polskiej ekipy z jej byłym trenerem natychmiast zgęstniała. Oficjalnie powodem dyskwalifikacji Żyły i Huli była zbyt duża różnica grubości pomiędzy ścianką zewnętrzną i wewnętrzną butów – poinformował sekretarz generalny PZN Jan Winkiel. Dyskwalifikacje za nieprawidłowe buty są w skokach rzadkie. Powodem były nieregulaminowe buty. Kontroler FIS Fin Miki Jukkara tak wyjaśniał tę decyzję: „Podjęliśmy ją na bazie kilku czynników, nie o wszystkich mogę powiedzieć. Przede wszystkim te buty były nowymi modelami, wcześnie nie prezentowanymi przed podkomisją FIS ds. sprzętu. Tylna ścianka buta nie była odpowiedniej grubości, zgodnej z zasadami”. Horngacher swoim donosem popsuł jednak Żyle jubileusz, bo sobotni konkurs w Willingen był dla tego skoczka trzysetnym występem w zawodach Pucharu Świata. Niemcy zakwestionowali też kombinezony i narty używane przez polską ekipę, więc w pewnym momencie dyskwalifikacją zostali objęci wszyscy nasi skoczkowi. Ostatecznie skończyło się tylko na ukaraniu Huli i Żyły, który zaistniałą sytuację tak skomentował w poście zamieszczonym na Instagramie. „A tak odnośnie butów, bo taki był temat dnia na skoczni. To Nagaba wymyśliła najnowszy model na deszczowe warunki. I były naprawdę bardzo fajne, ale co niektórzy pozazdrościli, że skarpeta im mokła i uznali, że w takich nie możemy skakać. No cóż bywa i tak. Walczymy dalej w tym nowym dziwnym ładzie” – napisał Żyła.
Niedzielny konkurs zakończył się po zamknięciu wydania.