Właściciele klubów NBA rozważają co robić, jeśli przerwa w rozgrywkach potrwała dłużej niż ustalony miesiąc. Powodem jest zarządzenie rządu, by przez najbliższe osiem tygodni nie organizować zgromadzeń powyżej 50 osób.
Na razie największa i najbogatsza na świecie koszykarska liga oficjalnie wstrzymała sezon na 30 dni, ale dynamiczny wzrost liczby zarażonych koronawirusem na terenie Stanów Zjednoczonych skłania władze NBA do przedłużenia okresu zawieszenia. Ostatnio rozważa się już nawet trzymiesięczną przerwę, co oznacza, że w najlepszym razie koszykarze mogą wrócić do gry dopiero w drugiej połowie czerwca. Dlatego kluby ponoć już na wszelki wypadek rezerwują hale na lipiec i sierpień, bo w tych miesiącach może odbywać się faza play off. Ponieważ w tej chwili nie zakłada się w NBA wznowienia rozgrywek z udziałem publiczności, rozważany jest wariant oszczędnościowy, czyli grę w mniejszych obiektach czy nawet w halach treningowych.
Takie rozwiązanie powoduje jednak kolejne komplikacje, bo miesiące letnie to przecież okres pozyskiwania nowych graczy, czyli draft i transfery wolnych graczy, a także termin igrzyska olimpijskich, których na razie nie odwołano i które wedle zapewnień władz Japonii mają się odbyć zgodnie z planem. Z tych powodów do wznowienia rozgrywek NBA może w ogóle nie dojść i obecny sezon zostanie po prostu zakończony.
Władze NBA przygotowują więc trzy scenariusze: zakończenie sezonu, wznowienie rozgrywek bez fanów oraz wydłużenie przerwy i przejście do fazy play off z udziałem publiczności. Ponieważ wiadomo już, że z powodu pandemii kluby poniosą poważne straty finansowe, zawodników czekają cięcia w zarobkach na zasadach ustalonych dla całej ligi.
Reprezentant USA Donovan Mitchell z Utah Jazz jest drugim koszykarzem NBA, u którego stwierdzono zakażenie koronawirusem. Wcześniej pozytywny wynik dały badania u jego klubowego kolegi Francuza Rudy’ego Goberta, co spowodowało natychmiastowe zawieszenie rozgrywek ligi NBA na 30 dni.