Remis 2:2 z Kazachstanem nie jest wielką tragedią, bo to dopiero początek eliminacji. Ten mecz pokazał jednak dobitnie, że Adam Nawałka nie jest wcale takim trenerskim geniuszem, na jakiego kreuje go propagandowy aparat PZPN.
Reprezentacja Polski przystępowała do meczu z Kazachstanem w roli zdecydowanego faworyta. Pierwsza połowa spotkania zdawała się to całkowicie potwierdzać, chociaż w wystawionej do gry przez Adama Nawałkę jedenastce obsada niektórych pozycji co najmniej zastanawiała. Obecność Łukasza Fabiańskiego w bramce nie wzbudzała wątpliwości (po meczu niestety tak). Ale już zestawienie formacji defensywnej budziło pewien niepokój.
Wątpliwe wybory selekcjonera
Obecność w niej Łukasza Piszczka i Kamila Glika to był dobry wybór, ale już wystawienie do gry Bartosza Salomona na środku obrony i zwłaszcza Macieja Rybusa na lewej flance okazało się fatalną pomyłką selekcjonera. Dlatego nie od rzeczy jest tu pytanie, dlaczego selekcjoner posadził na ławie zaprawionego w bojach w rosyjskiej lidze Artura Jędrzejczyka, a zamiast Salomona, który w Cagliari jest tylko rezerwowym, nie postawił choćby na Igora Lewczuka, skoro w ostatniej chwili musiał kimś zastąpić kontuzjowanego Michała Pazdana. Być może lepszym wyborem byłby też waleczny i solidny Thiago Cionek. Tego już niestety nie sprawdzimy, ale wątpliwości czy Nawałka aby na pewno właściwie ocenił aktualną formę powołanych przez siebie kadrowiczów w nas pozostaną.
Obsada linii środkowej teoretycznie byłaby trudna do zakwestionowania, chociaż selekcjoner posłał w bój w tej formacji aż trzech „ławkowiczów” – Grzegorza Krychowiaka, który w Paris St. Germain na razie w ogóle nie gra, Bartosza Kapustkę, który w Leicester City gra tylko w rezerwach oraz Piotra Zielińskiego, który w SSC Napoli wychodzi na boisko w końcówkach meczów. Z kwartetu pomocników w klubie regularnie grał tylko Jakub Błaszczykowski, ale jego trener VfL Wolfsburg jak na złość przerobił na prawego obrońcę. Nic dziwnego, że Kazachowie, którzy w środkowej linii skoncentrowali aż sześciu graczy, w tej części boiska już do przerwy uzyskali niepokojącą przewagę, ale na nasze szczęście tylko dwukrotnie i na dodatek nieskutecznie wykorzystali ją do przeprowadzenia ataków na bramkę Fabiańskiego.
Trzeba było zareagować
Trudno powiedzieć co zaćmiło umysł Nawałki, że nie zareagował na te ostrzeżenia i już w przerwie nie dokonał niezbędnych korekt w planie taktycznym biało-czerwonych. Być może wystarczyłoby dodać do pomocy Krychowiakowi drugiego defensywnego pomocnika, na przykład Karola Linettego albo nawet Tomasza Jodłowca i zmienić ustawienie na 4-2-3-1? Pamiętajmy, że nasz zespół do przerwy prowadził 2:0 po golach Bartosza Kapustki i Roberta Lewandowskiego, nie musiał więc dążyć za wszelką cenę do zdobycia kolejnych bramek. Selekcjoner mógł zatem spokojnie zdjąć z boiska jednego z napastników, nawet Roberta Lewandowskiego, dla którego chamskie i brutalne ataki kazachskich piłkarzy w każdej chwili mogły zakończyć się ciężką kontuzją, chociaż do zmiany zdecydowanie bardziej nadawał się Arkadiusz Milik. Najbardziej jednak zdumiewające w zachowaniu Nawałki było to, że mimo niekorzystnego wyniku na pierwszą zmianę, zresztą jedyną w tym meczu, zdecydował się dopiero w 83. minucie. To też nie był jego dobry wybór, bo akurat Kapustka do zmiany nadawał się najmniej.
Po co tylu piłkarzy w kadrze?
Tak na marginesie to właściwie nie bardzo wiadomo po co Nawałka powołuje do kadry aż tylu piłkarzy, skoro w meczach stawia na 13-14 z nich. Czy naprawdę Łukasz Teodorczyk spisałby się w Astanie gorzej od Milika? Tego nie wiemy, bo szansy wykazania się napastnik Anderlechtu Bruksela przecież nie dostał. Skoro Lewczuk, Cionek, Jędrzejczyk, Wszołek, Jodłowiec i Wilczek nie nadawali się do gry przeciwko najsłabszej drużynie w grupie, to po co w ogóle dostali powołania? Owszem, kontuzje Pazdana i Grosickiego na pewno zawęziły Nawałce pole do personalnych manewrów, z drugiej jednak strony mozna by go zapyta, po co mu na jeden mecz aż trzech bramkarzy? Nie lepiej z jednego zrezygnować na rzecz jeszcze jednego gracza z pola? Choćby Filipa Starzyńskiego z Zagłębia Lubin, który mógłby być alternatywą dla Zielińskiego.
Nawałka po meczu oczywiście swoich błędów nie komentował, a mało który z przygnębionych remisem wysłanników polskich mediów miał odwagę go nie zapytać. „Przyda nam się kubeł zimnej wody, ale nie ma co popadać w pesymizm. Jesteśmy rozczarowani tym wynikiem, ale nie ma co popadać w pesymizm. Nawet przez myśl nie przechodzi nam, że nie zakwalifikujemy się do mistrzostw świata. Trzeba przyjąć to na klatę, bo przed nami kolejne mecze. Jedziemy dalej, to początek eliminacji” – zapewniał selekcjoner.
A bilety coraz droższe
Kolejne mecze biało-czerwoni zagrają za miesiąc na Stadionie Narodowym – najpierw 8 października z Danią, a trzy dni później z Armenią. Jeszcze zapewne przy pełnych trybunach, bo po jednym remisie kibice od kadry się nie odwrócą, chociaż powinni z innego powodu. Za zbójeckie ceny wejściówek, które PZPN wywindował już na horrendalnie wysokim poziomie – 200 złotych na miejsca wzdłuż linii bocznych i 160 na łukach i za bramkami.