16 listopada 2024
trybunna-logo

Na dole wszystko jasne

Zespół Arki Gdynia spadł z ekstraklasy po czterech sezonach gry

Zwycięstwo Wisły Płock 1:0 z Górnikiem Zabrze zapewniło „Nafciarzom” utrzymanie w ekstraklasie. Tym samym na trzy kolejki przed zakończeniem rozgrywek wyłoniono wszystkich spadkowiczów, co po raz ostatni zdarzyło się 26 lat temu. Z PKO Ekstraklasą co najmniej na jeden sezon żegnają się Arka Grynia, Korona Kielce i ŁKS Łódź.

W piątek spod topora uciekła krakowska Wisła, która na wyjeździe wygrała z już wcześniej zdegradowanym ŁKS Łódź 2:1 i zapewniła sobie utrzymanie w ekstraklasie. Tego samego dnia Arka Gdynia zremisował w Kielcach z Koroną 1:1 i tym rezultatem definitywnie pozbawiła kielecki zespół szans na utrzymanie. Gdynianie też już byli w beznadziejnej sytuacji, ale mieli jeszcze matematyczne szanse na wyprzedzenie Wisły Płock. „Nafciarze musieliby jednak przegrać wszystkie mecze do końca rozgrywek, co wydawało się mało prawdopodobne, zaś Arka wszystkie wygrać, co było dla tej drużyny zadaniem niewykonalnym.
W poniedziałek sprawa definitywnie się wyjaśniła, bo płocczanie zwyciężyli na własnym stadionie Górnik Zabrze 1:0 i tym wynikiem sprawili, że Arka Gdynia podzieliła los Korony i ŁKS-u. Tak wcześnie komplet spadkowiczów wyłoniono 26 lat temu, w sezonie 1993/1994, kiedy to z ekstraklasą pożegnały się zespoły Wisły Kraków, Polonii Warszawa, Siarki Tarnobrzeg i Zawiszy Bydgoszcz.
Z trójki tegorocznych spadkowiczów najkrócej z występów w ekstraklasie cieszyli się piłkarze beniaminka ŁKS Łódź. Dla tego klubu nie będzie to wielką tragedią, bo ma solidne zaplecze sponsorskie, wiernych kibiców, a władze miasta dotrzymują zobowiązań z budową nowego stadionu, który w przyszłym roku ma zostać w całości oddany do użytku. Niewykluczone zatem, że po roku pobytu w I lidze ełkaesiacy ponownie zawitają na boiskach ekstraklasy.
Arka Gdynia spadła po czterech sezonach występów w PKO Ekstraklasie. Najlepszy z nich w jej wykonaniu był pierwszy, 2016/2017, kiedy to „żółto-niebiescy” nie tylko bez problemu utrzymali się w lidze, a sensacyjnie zdobyli też Puchar Polski po wygranej w finale z Lechem Poznań 2:1. Gdynianie dzięki temu w następnym sezonie zagrali w kwalifikacjach Ligi Europy i nie przynieśli wstydu, ale odpadli po wyrównanej walce z przeciętnym duńskim zespołem FC Midtjylland. Latem 2017 roku klub zmienił właściciela przechodząc pod zarząd rodziny Midaków.
W maju 2018 roku zespół ponownie awansował do finału Pucharu Polski, ale nie sprostał Legii Warszawa i przegrał 1:2. Nowi właściciele uznali ten wynik za porażke i zwolnili trenera Leszka Ojrzyńskiego, zastępując go Zbigniewem Smółką. Nowy szkoleniowiec nie poradził sobie z wyzwaniem i po serii 13 meczów bez wygranej został zwolniony.
Zatrudniony w jego miejsce Jacek Zieliński zdołał jakimś cudem utrzymać drużynę w ekstraklasie, ale postępującego kryzysu już nie udało się zahamować. Jego apogeum było ogłoszenie na początku roku 2020 decyzji prezydenta Gdyni o zaprzestaniu finansowego wspierania Arki z budżetu miasta.
Rodzina Midaków w końcu wycofała się z Arki oddając po wybuchu pandemii swoje udziały w ręce agenta piłkarskiego Jarosława Kołakowskiego, który posadę trenera powierzył znanemu z pracy w Jagiellonii Białystok Ireneuszowi Mamrotowi. Po restarcie rozgrywek zespół grał wprawdzie znacznie lepiej, nie na tyle jednak, żeby odrobić straty i wybronić się przed degradacją. Dalsze losy klubu w dużej mierze zależą teraz od hojności władz miejskich Gdyni.
Najdłużej z tercetu spadkowiczów grała w ekstraklasie Korona, bo z roczną przerwą na karną degradację za udział w futbolowej korupcji od sezonu 2005/2006. W 2017 roku 72 procent akcji kieleckiego klubu wykupił za niewielka kwotę słynny przed laty niemiecki bramkarz Dieter Burdenski (pozostałe 28 procent zachowało miasto), ale 30 października 2018 roku odsprzedał je niemieckiej spółce „Korona Investment GmbH”, na czele której stoi Andreas Hundsdoerfer, który został nowym właścicielem klubu. Czy będzie nim nadal po spadku z ekstraklasy, przekonamy się niebawem.

Poprzedni

Bednarek grał jak z nut

Następny

Podwójny pech Francka Ribery’ego

Zostaw komentarz