17 listopada 2024
trybunna-logo

Medalowe żniwa młociarzy

Medalowe żniwa młociarzy

Erik van Leeuwen – wikipedia

W Tokio Polska okazała się światową potęgą w rzucie młotem, bo z sześciu możliwych do zdobycia medali w tej konkurencji biało-czerwoni zgarnęli cztery. W rywalizacji kobiet złoto po raz trzeci w karierze wywalczyła Anita Włodarczyk, a brąz Malwina Kopron, natomiast w rywalizacji mężczyzn triumfował Wojciech Nowicki, a na najniższym stopniu podium stanął Paweł Fajdek.

Po środowym sukcesie młociarzy, do którego dorzucił się debiutujący na igrzyskach w biegu na 800 metrów Patryk Dobek, dorobek polskiej reprezentacji w Tokio urósł do 10 medali – trzech złotych, trzech srebrnych i czterech brązowych. Wszystkie trzy złote krążki oraz trzy brązowe wywalczyli lekkoatleci, z czego cztery przypadły specjalistom od rzutu młotem. Nic dziwnego, że światowe media zauważyły ten wyczyn polskich młociarzy i uznały tę konkurencję za „polską specjalność”, poświęcając jednak najwięcej uwagi Anicie Włodarczyk, która w Tokio sięgnęła po raz trzeci z rzędu po olimpijskie złoto. A oprócz tego Polka ma jeszcze na koncie po cztery tytuły mistrzyni świata i Europy, co oznacza, że od dekady w kobiecej rywalizacji w rzucie młotem jest niekwestionowana dominatorką.
Mistrzyni już myśli o Paryżu
I nie zamierza ustępować pola rywalkom, bo mimo 35 lat zamierza jeszcze wystartować na kolejnych igrzyskach w 2024 roku w Paryżu. „O moich sukcesach będę gawędzić jak już skończę karierę. Patrzę na kolejny złoty medal, oczywiście bardzo się z niego cieszę i jest mi przyjemnie wysłuchiwać gratulacji, ale już myślę o zdobyciu następnego, bo ten z Tokio już jest przecież historią. Muszę jednak przyznać, że jego zdobycie kosztowało mnie najwięcej. Przez ostatnie trzy lata zrobiłam coś niesamowitego. W 2018 roku zdobyłam złoto mistrzostw Europy, a później doznałam kontuzji i musiałam odpuścić mistrzostwa świata w Katarze. Trzeba było zrobić operację, inaczej nie mogłabym już daleko rzucać. Po siedmiu miesiącach rehabilitacji wróciłam i wtedy się okazało, że potrzebny jest drugi zabieg. A to był już marzec 2020 roku, koronawirus dopiero się rozkręcał i nikt jeszcze nie mówił o przełożeniu igrzysk. Wtedy wiele osób mnie skreśliło, zwłaszcza że doszło do tego jeszcze rozstanie z trenerem, który mnie zostawił. Naprawdę wiele osób myślało, że to już mój koniec. A ja cały czas wiedziałam, że będzie dobrze. I gdy dwa tygodnie po zabiegu usłyszałam, że igrzyska zostają przełożone o rok, to bardzo się z tego ucieszyłam. Dostałam prezent, drugie sportowe życie. Wiedziałam, że to wykorzystam. Od listopada ubiegłego roku z nowym trenerem zaczęliśmy przygotowania. Trudne, bo przeżyliśmy choćby dwie kwarantanny hotelowe. Ale ja wiedziałam, że wrócę na szczyt. I nie zamierzam go opuszczać. Kariery nie kończę. W przyszłym roku są mistrzostwa świata w USA, a do igrzysk w Paryżu zostały tylko trzy lata. Czas biegnie bardzo szybko, jeśli zdrowie pozwoli, to będę chciała dotrwać. Nie boję się ciężkiej pracy, bo nie od dzisiaj wiem, że bez niej nie ma sukcesów. W ostatnim roku kilka ćwiczeń w moich przygotowaniach zmieniłam pod kątem zdrowotnym. Trener dodał mi kilka ćwiczeń wzmacniających, żebym nie miała problemów z kręgosłupem i całe dziewięć miesięcy przepracowałam bez żadnego bólu. A rzutów oddawałam podobnie jak w poprzednich latach po 20 dziennie tuż przed igrzyskami, a w styczniu, lutym i marcu po 40-50 na każdym treningu” – opowiadał Włodarczyk na spotkaniu z dziennikarzami po odebraniu złotego medalu.
Facet nie może być młotem
Trzykrotna mistrzyni olimpijska pilnie strzeże swojego prywatnego życia. Wiadomo o niej tyle, ile trzeba – urodziła się 8 sierpnia 1985 roku w Rawiczu. Jej mama grała w koszykówkę, ojciec w piłkę nożną i to oni zachęcili ją do uprawiania sportu. Swój pierwszy złoty medal wywalczyła w 2012 roku w Londynie, drugi w 2016 w Rio de Janeiro. 15 sierpnia 2016 roku pobiła rekord świata wynikiem 82,39 metrów, który poprawiła 28 sierpnia w Memoriale Kamili Skolimowskiej na wynik 82,98 m. W październiku 2016 roku obroniła pracę magisterską „Ewolucja rzutu młotem jako konkurencji lekkoatletycznej” w Wyższej Szkole Edukacji w Sporcie w Warszawie. Wcześniej uzyskała licencjat na Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu.
O jej życiu prywatnym wiadomo niewiele. W jednym z wywiadów stwierdziła jedynie, że przez swoją sportową pasję nie ma zbyt wiele czasu na spotkania towarzyskie. Uważa, że nie wszyscy muszą zakładać rodzinę. Jej ideał wymarzonego faceta „musi mieć to coś w sobie, charakter i nie może być… młotem”.
Nowicki wyszedł zza Fajdka
Zwycięzca rywalizacji młociarzy Wojciech Nowicki jest od Anity Włodarczyk 22 cm wyższy i 35 kg cięższy. Pod względem warunków fizycznych przewyższa większość rywali z rzutni, w tym swojego kolegę i rywala z reprezentacji Polski Pawła Fajdka. Długo jednak był w jego cieniu, z którego wyszedł pięć lat temu w Rio de Janeiro. W poprzednich igrzyskach uważany za murowanego kandydata do złota Fajdek spalił się psychicznie i zaliczył spektakularną klęskę, którą kibicom w Polsce osłodził nieco Nowicki zdobywając dość niepodziewanie brązowy medal. Tych brązowych krążków uzbierał zresztą więcej – także w mistrzostwach świata i Europy, a przegrywał najczęściej właśnie ze swoim rówieśnikiem Fajdkiem.
Obaj są z 1989 roku, Wojciech urodził się w lutym, a Paweł w czerwcu. Ale przez lata byli jak młodszy i starszy brat. Wojtek trochę w Pawła wpatrzony, zafascynowany jego pewnością siebie i przebojowością. Trenerką Nowickiego jest Malwina Sobierajska, a Fajdka mistrz olimpijski Szymon Ziółkowski. W rywalizacji szkoleniowców górą była Sobierajska, bo Nowicki w cuglach wygrał eliminacje, a Fajdek do finału wszedł z najwyższym trudem. Niewątpliwie był pod presją, bo obawiał powtórki z Rio de Janeiro.
Na szczęście obyło się bez kolejnej kompromitacji, ale wymarzonego tytułu mistrza olimpijskiego Fajdek nie zdobył i tym razem to on podczas ceremonii dekoracji oglądał Nowickiego z najniższego stopnia podium. Polskich młociarzy rozdzielił kapitalnym rzutem w ostatniej serii Norweg Eivind Henriksen rzutem na odległość 81,58 m. Odebrał Fajdkowi srebrny medal wynikiem lepszym o 5 cm. Ale Nowicki był tego dnia poza zasięgiem wszystkich rywali. Rzucał regularnie powyżej granicy 80 metrów – 81,18 m, 81,72 i wreszcie 82,52 m. Tym rzutem poprawił swój rekord życiowy aż o 67 cm.
Paweł Fajdek nie był sukcesem kolegi zdołowany. Wręcz przeciwnie. „Ja bardzo się cieszę, że to Wojtek został mistrzem olimpijskim, a nie Norweg, Francuz czy ktokolwiek inny. Bo to jest nasza konkurencja, od 21 lat zdobyliśmy ogromną liczbę medali olimpijskich w rzucie młotem i chcemy to dalej ciągnąć. Ja chcę startować co najmniej do igrzysk w Los Angeles w 2028 roku, Wojtek mówi o Paryżu, ale wiadomo, że w tym sporcie wszystko zależy od zdrowia. Teraz skupimy się na tym, żeby na następnych igrzyskach zdobyć złoto i srebro. Taki jest nasz plan” – zapewnia Paweł Fajdek.
Łatwo nie będzie, bo rośnie grupa zawodników przekraczająca regularnie barierę 80 metrów. Na razie jednak dominacja polskich młociarzy obojga płci nie wydaje się zagrożona.

Poprzedni

Czas dobrych kowali

Następny

Legia zaskoczyła w Zagrzebiu

Zostaw komentarz