Burza jaka przewaliła się w ostatnich tygodniach przez rozleniwiony dobrobytem światek polskich skoków narciarskich, w końcu ucichła. Mimo sprzeciwu Kamila Stocha, Piotra Żyły i Dawida Kubackiego PZN rozstał się z Michalem Doleżalem, zatrudniając w jego miejsce Thomasa Thurnbichlera, zaś Adam Małysz pozostał na stanowisku dyrektora sportowego.
Dla przypomnienia – przed zakończeniem słabego w wykonaniu naszych skoczków sezonu czeski selekcjoner polskiej kadry Michal Doleżal przed ostatnimi zawodami sezonu w Planicy wymusił na działaczach Polskiego Związku Narciarskiego, żeby zadecydowali już teraz czy przedłużą jego wygasający z końcem sezonu kontrakt. Gdy dowiedział się, że umowa z nim nie zostanie prolongowana, poinformował o tym media i zawodników kadry. I wybuchła karczemna awantura, bo Stoch, Żyła i Kubacki stanęli w obronie czeskiego szkoleniowca, a w mediach najostrzej zaatakowali Adama Małysza, bo szybko wyszło na jaw, że to właśnie on najmocniej optował za zmianą szkoleniowca kadry i prowadził w tej sprawie negocjacje z zainteresowanymi objęciem tej posady innymi trenerami. Małysz próbował w Planicy załagodzić sytuację, ale jego misja wobec agresywnej i nieprzejednanej postawy trójki naszych najstarszych, najbardziej utytułowanych, ale i najstarszych w kadrze skoczków zakończyła się fiaskiem. Wyjechał więc w środku zaodów i z dala od medialnego zgiełku, nakręcanego zwłaszcza przez Stocha, zakończył negocjacje z najlepszym jego zdaniem kandydatem do poprowadzenia kadry biało-czerwonych. W miniony wtorek Polski Związek Narciarski ogłosił, że nowym trenerem będzie 32-letni Austriak Thomas Thurnbichler. Małysz mocno jednak przeżył medialne ataki Stocha, Kubackiego i Żyły i po czasie uczciwie przyznał, że nosił się nawet z zamiarem wycofania się z pracy w PZN. „To prawda, trochę byłem tym wszystkim podłamany, bo nigdy nie przyszło mi nawet do głowy, że oni mogą się tak wobec mnie zachować. Nie mieli racji, bo to nie zawodnicy, tylko władze związku decydują o wyborze trenera. Gdyby zawodnicy sami mieli o tym decydować, to po co w ogóle byłby związek?” – zauważa nasz legendarny skoczek.
Wywołane przez Stocha i spółkę zamieszanie nie było tylko przejawem frustracji, ale też elementem rozgrywki różnych frakcji i grup funkcjonujący w strukturach związku. Trzeba pamiętać, że toczy się już kampania wyborcza przed wyborami nowego prezesa (Apoloniusz Tajner nie może już kandydować w myśl polskiego prawa na kolejną kadencję), a Małysz jest jednym z najpoważniejszych kandydatów na objęcie tego prestiżowego, ale też dającego dużą władzę i możliwości stanowiska. I niewiele brakowało, a odchodząc posady dyrektora sportowego i w ogóle ze struktur związku dałby swoim mniej sławnym i zasłużonym konkurentom większe szanse w wyborczych szrankach.
Małysz w rozmowie z TVP Sport przyznał: „Było bardzo blisko tego, by po tym, co stało się w Planicy, Thomas Thurnbichler zrezygnował z podjęcia pracy z reprezentacją Polski. Namawialiśmy go do tego przez wiele godzin, aż w końcu się zgodził, lecz gdyby nie zmienił zdania i zrezygnował, ja także bym zrezygnował, bo i dla mnie byłaby to porażka.
Od wyjazdu z Planicy Małysz utrzymuje, że nie miał okazji rozmawiać ze Stochem, a w swoich medialnych wypowiedziach podkreślał, że jego relacje z obecnym liderem naszej kadry skoczków nie są, mówiąc oględnie, najlepsze. W mediach pojawiły się sugestie, że Stoch mógłby trenować indywidualnie pod okiem innego trenera, jak kiedyś robił to sam Małysz. „Ależ proszę bardzo! Dlaczego Kamil nie przyjdzie i nie powie wprost, że dorósł już do momentu, w którym chce mieć indywidualnego trenera? Pamiętam kulisy mojej decyzji o zatrudnieniu Hannu Lepisto, bo w tamtym momencie mojej kariery brakowało mi kogoś, kto walnie pięścią w stół i zmusi mnie do potrzebnego wysiłku i samodyscypliny. Tyle że ja nie leciałem z tym od razu do mediów i nie wywoływałem burzy w związku” – zauważa dyrektor sportowy PZN, z którym Stoch w końcu będzie musiał stanąć twarzą w twarz.