Bayern Monachium – Villarreal 0:1 i 1:1; Real Madryt – Chelsea Londyn 3:1 i 2:3; Manchester City – Atletico Madryt 1:0 i 0:0; FC Liverpool – Benfica Lizbona 3:1 i 3:3. Takimi wynikami zakończyła się rywalizacja w 1/4 finału. W półfinale Liverpool zagra z Villarrealem, a Manchester City z Realem Madryt. Angielskie i hiszpańskie kluby nadal rządzą w Europie.
Wtorek był szczęśliwy dla hiszpański drużyn, a środa dla angielskich. Niedoceniany Villarreal w pierwszym meczu pokonał Bayern Monachium 1:0 i na rewanż przyjechał w bojowym nastroju, bo piłkarze Unaia Emerego zwęszyli szansę na wyeliminowanie przeżywającej kryzys bawarskiej jedenastki. Wywołali go prezes zarządu klubu Oliver Khan i dyrektor sportowy Hasan Salihamidzić swoją opieszałością w negocjacjach z kluczowymi graczami zespołu – Robertem Lewandowski, Thomasem Muellerem, Manuelem Neuerem i Serge Gnabrym, doprowadzając w drużynie do waśni i podziałów. Swoje trzy grosze w destabilizację ekipy Bayernu wtrąciły też hiszpańskie, a za nimi także niemieckie media, rozpętując falę medialny spekulacji o rzekomych negocjacjach Lewandowskiego z FC Barcelona. Wedle nich „Lewy” zrobił tak, bo jest wściekły na szefów Bayernu, że zwlekają z przedłużeniem jego kontraktu, bo po cichu próbują dojść do porozumienia z Earlingiem Haalandem. Dlatego chce odejść już po tym sezonie.
Jak jest z tym naprawdę, wie tylko Lewandowski, ale on milczy, chociaż każdego dnia w niemieckich mediach spada na niego krytyka i jest obwiniany za wszystkie porażki Bayernu. Za odpadnięcie z Ligi Mistrzów także, chociaż to on strzelił gola na 1:0, bynajmniej nie z karnego. Było to już 13. trafienie „Lewego” jego dziewiątym występie w tej edycji Ligi Mistrzów, ale już ostatnie, więc królem strzelców raczej nie zostanie, bo jego najgroźniejszy konkurent, Karim Benzema, ma w dorobku tylko o jedną bramkę mniej, a w perspektywie jeszcze dwa półfinałowe mecze z Manchesterem City, a może także występ
w finale rozgrywek.
Tak czy owak nawet jeśli Benzema nie wyprzedzi Lewandowskiego w klasyfikacji, to pewnie i tak w opinii redaktorów „France Football” w kolejce po „Złotą Piłkę” znajdzie się przed nim, więc wygląda na to, że także w tym sezonie nasz piłkarz nie sięgnie po jedyną indywidualna nagrodę, na jakiej mu chyba najbardziej zależy. W kronikach Ligi Mistrzów też nie zapisze się złotymi zgłoskami, bo rekord w liczbie goli strzelonych w jednej edycji należy do Cristiano Ronaldo i wynosi 17 trafień (w sezonie 2013/14). Portugalczyk ma też w dorobku drugi najlepszy wynik – 16 goli w sezonie 2015/16, a trzecią lokatę w tym zestawieniu zajmuje „Lewy” z dorobkiem 15 bramek zdobytych w zwycięskim dla Bayernie sezonie 2019/20), ale dzieli miejsce z Cristiano Ronaldo, który też tyle razy trafił do siatki w sezonie 2017/18. Poza podium z 14 golami znajdują się z Leo Messi (2011/12) i jedyny w tym towarzystwie gracz z ery Pucharu Europy, Jose Altafini, który w barwach AC Milan w sezonie 1963/64 ustanowił 14. trafieniami niepobity przez 51 lat rekord. Gdy Cristiano Ronaldo w maju 2014 roku odbierał mu prymat, Altafini miał już 76 lat. Portugalski gwiazdor pewnie tyle nie będzie musiał czekać na gracza, który odbierze mu rekord goli w jednym sezonie, ale być może tyle przetrwa na pierwszym miejscu w klasyfikacji
wszech czasów.
W tej chwili 37-letni Cristiano Ronaldo ma na koncie 140 goli w Lidze Mistrzów, drugi w klasyfikacji Leo Messi o 15 mniej. Obaj ci genialni piłkarze jednak najlepsze lata kariery mają za sobą, ale zanim definitywnie zejdą z piłkarskiej areny, pewnie jeszcze do obecnego dorobku dorzucą. Trzeci w tym zestawieniu Robert Lewandowski strzelił dotąd 86 goli, a czwarty Karim Benzema 83., więc w ich przypadku w grę wchodzi jedynie walka o trzecią lokatę, bo na dogonienie Portugalczyka i Argentyńczyka nie mają szans. A im z kolei w tej chwili nie zagraża żaden z czynnych graczy, bo siódmy w klasyfikacji Thomas Mueller ma „tylko” 52. trafienia na koncie, a 9. Szwed Zlatan Ibrahimović, już jednak ponad 40-letni, o cztery mniej. Hiszpan Raul Gonzalez (71 goli), Holender Ruud van Nistelroy (56 goli) i Francuz Thierry Henry (50 goli) i Ukrainiec Andrij Szewczenko (48 goli) są już od dawna na piłkarskiej emeryturze. Lata upłyną zanim na tej liście pojawią się nowe nazwiska.