28 września 2024
trybunna-logo

Liga Mistrzów: Koncerty trzech tenorów

Zaległe mecze 1/8 finału Champions League zostaną zapamiętane głównie z fenomenalnych występów trzech gigantów futbolu – Leo Messiego, Cristiano Ronaldo i Roberta Lewandowskiego. Portugalczyk z tej edycji już jednak wraz z Juventusem odpadł, natomiast Argentyńczyk i Polak w piątek 14 sierpnia o palmę pierwszeństwa w tym sezonie powalczą w ćwierćfinałowym meczu Bayernu Monachium z Barceloną.

Lewandowski w pierwszym meczu z Chelsea, na Stamford Bridge w Londynie, zaliczył dwie asysty i jednego gola w wygranym przez Bayern 3:0 spotkaniu. W spotkaniu rewanżowym rozegranym w minioną sobotę na Allianz Arena w Monachium, wygranym przez bawarska drużynę 4:1, kapitan reprezentacji Polski zdobył dwie bramki i dorzucił dwie asysty, czyli „Lewy” miał udział przy wszystkich siedmiu bramkach jakie w tym dwumeczu Bayern wbił ekipie Chelsea. Tym niesamowitym wyczynem chyba już ostatecznie przekonał niedowiarków, że należy mu się miejsce na samym szczycie piłkarskiej hierarchii, obok Messiego i Cristiano Ronaldo. Lewandowski powiększył swój strzelecki dorobek w obecnej edycji Ligi Mistrzów do 13 trafień w siedmiu występach i jest zdecydowanym liderem klasyfikacji strzelców. Następny w zestawieniu Erling Haaland z Borussii Dortmund ma na koncie 10 goli, ale on już odpadł ze swoim zespołem z rozgrywek.
Z zawodników, których drużyny wciąż pozostają w grze, Raheem Sterling i Gabriel Jesus z Manchesteru City maja po sześć trafień, tyle samo mają też w dorobku klubowy kolega „Lewego” Serge Gnabry oraz napastnik Olympique Lyon Memphis Depay, natomiast po po pięć goli na koncie mają Kylian Mbappe i Mario Icardi z Paris Saint-Germain oraz Josip Ilcic z Atalanty Bergamo. Co ciekawe, gol strzelony przez Leo Messiego w wygranym przez Barcelonę 3:1 sobotnim spotkaniu z SSC Napoli był dopiero drugim trafieniem Argentyńczyka w obecnym sezonie Ligi Mistrzów. Gwiazdor „Dumy Katalonii” w starciu z włoskim zespołem błysnął jednak wielką formą, dlatego kibice już ostrzą sobie apetyty na starcie Barcelony i Bayernu, które będzie też wielkim pojedynkiem o tytuł piłkarza roku w Europie i na świecie w 2020 roku. Messi w poprzednim roku zgarnął wszystkie najważniejsze indywidualne wyróżnienia i w tym roku wciąz jeszcze ma szanse powtórzyć ten wyczyn, a jedynym graczem który może mu w tym realnie przeszkodzić, jest właśnie Lewandowski.
Tak dla przypomnienia – „Lewy” jest nie tylko najlepszym strzelcem bieżącej edycji Ligi Mistrzów, jest także królem strzelców Bundesligi i Pucharu Niemiec, wiceliderem klasyfikacji „Złotego Buta” oraz w ogóle najskuteczniejszym piłkarzem tego sezonu w Europie – we wszystkich rozgrywkach w 44 rozegranych meczach zdobył 53 bramki. Pod tym względem zostawił w tyle nie tylko Messiego, ale także Cristiano Ronaldo, Neymara, Kyliana Mbappe, Harry’ego Kane’a, Mohameda Salaha, Timo Wernera, Elinga Haalanda i Karima Benzemę, którego Polak właśnie ponownie wyprzedził w klasyfikacji strzelców wszech czasów Ligi Mistrzów. Lewandowski z 66 golami w dorobku awansował na czwarte miejsce, a przed nim są już tylko Raul (72 gole), Messi (114) i niekwestionowany Cristiano Ronaldo (130).
Portugalczyk nie powalczy w tym sezonie o triumf w Lidze Mistrzów, bo Juventus po jego dwóch golach wygrał z Olympique Lyon tylko 2:1, za mało żeby wyeliminować francuską dużynę, która pierwszy mecz u siebie wygrała 1:0. Na pocieszenie Cristiano Ronaldo pozostały indywidualne osiągnięcia: po dublecie w meczu z Olympique Lyon powiększył liczbę swoich goli w tym sezonie do 37, co jest nowym rekordem w historii Juventusu Turyn. CR7 przebił osiągnięcie Felice Placido Borela II, który w sezonie 1935/1936 zdobył dla Juve 36 bramek. Mistrz świata z 1934 roku do zebrania takiego dorobku potrzebował 40 występów, a Portugalczyk swój rekord ustanowił w 46 spotkaniach. Przez 86 lat żaden piłkarz Juventusu nawet nie zbliżył się do rekordu Borela II. Najlepsi dochodzili do 32 bramek, a byli to Alessandro Del Piero (1997/1998), David Trezeguet (2001/2002) i Gonzalo Higuain (2016/2017).
Cristiano Ronaldo ma teraz o czym myśleć, bo w Juventusie już w sobotę zaczęła się personalna rewolucja. Pierwszy sezon Juventusu pod wodzą trenera Maurizio Sarriego w opinii włodarzy turyńskiego potentata zakończył się niepowodzeniem. Wywalczone nie bez problemu scudetto okazało się jedynym trofeum bianconerich, którzy po transferze Cristiano Ronaldo mieli wspiąć się na szczyt europejskiego futbolu i wywalczyć wymarzony puchar za zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Decyzję o zwolnieniu szkoleniowca podjął ponoć osobiście właściciel Juve Andrea Agnelli. Sarri przepracował w Turynie tylko jeden sezon. Były trener Chelsea i Napoli zastąpił na tym stanowisku Massimiliano Allegriego. Zdaniem włoskich mediów 61-letni szkoleniowiec nie miał posłuchu u największych gwiazd zespołu. Jego nagłe odejście zwolnienie skomplikowało sytuację Arkadiusza Milika, którego głównie Sarri chciał ściągnąć do Juventusu, więc teraz transfer może okazać się nieaktualny. Ale Milik już zdążył podpaść wszystkim ważniakom w Napoli i jeśli zostanie, będzie miał w tym klubie ciężkie życie. Jeszcze w sobotę władze Juventusu dokonały wyboru nowego szkoleniowca. Został nim Andrea Piro, wybitny przed laty włoski piłkarz, mistrz świata z 2006 roku, czterokrotny mistrz Italii w barwach Juventusu. Jego nominacja jest niespodzianka, bo 41-letni obecnie Pirlo dopiero w 2017 roku zakończył piłkarską karierę i w Juve zadebiutuje w trenerskim fachu.
Nie mniejsze niż w Turynie rozgoryczenie panuje też w ekipie Realu Madryt, który został upokorzony dwoma porażkami przez Manchester City. Dla hiszpańskiego trenera angielskiego zespołu Pepa Guardioli piątkowe zwycięstwo 2:1 było już 11 w jego trenerskiej karierze odniesione przez jego zespoły w potyczkach z „Królewskimi”. W historii futbolu pod tym względem nie ma lepszego. Przy okazji Guardiola przerwał niesamowitą serię triumfów trenera Realu Zinedine’a Zidane’a, który po raz pierwszy w karierze szkoleniowca poznał smak odpadnięcia z Ligi Mistrzów. W latach 2016-2018 Francuz poprowadził Królewskich do trzech kolejnych triumfów w tych elitarnych rozgrywkach i do piątku miał stuprocentową skuteczność w fazie pucharowej Champions League. Pod jego wodzą Real wygrał 9 dwumeczów i trzy finały. Jeśli ktoś miał Zidane’a powstrzymać, to tylko Guardiola. Gdy prowadził Barcelonę (2008-2012) wygrała aż 9 z 15 El Clasico. Jako trener Bayernu dostał co prawda od Realu łomot w Lidze Mistrzów, ale jako trener „The Citizens” wrócił na zwycięską ścieżkę. W pierwszym meczu 1/8 finału Champions League Manchester City wygrał na Santiago Bernabeu 2:1, a w rewanżu na swoim stadionie powtórzył ten rezultat. Teraz bilans Guardioli z Realem to 11 zwycięstw, 4 remisy i 4 porażki – żaden szkoleniowiec nie wygrał tylu spotkań z Królewskimi. W piątkowym meczu angielski zespół dostał mocne wsparcie ze strony francuskiego stopera „Królewskich” Raphaela Varane’a, którego dwa kompromitujące błędy przyniosły gospodarzom obie bramki. Hiszpańskie media nie zostawiły na tym piłkarzu suchej nitki i obciążyły go całą winą za odpadnięcie Realu.
Teraz osiem zespołów, które wywalczyły awans do ćwierćfinału, zbierze się w Lizbonie, gdzie od 12 sierpnia rozgrywki w Lidze Mistrzów zostaną dokończone w formule turniejowej.
Zestaw par 1/4 finału:
Atalanta Bergamo – Paris Saint-Germain (środa, 12 sierpnia);
RB Lipsk – Atletico Madryt (czwartek, 13 sierpnia);
FC Barcelona – Bayern Monachium (piątek, 14 sierpnia);
Manchester City – Olympique Lyon (sobota, 15 sierpnia);
1/2 finału:
Manchester City/Olympique Lyon – FC Barcelona/Bayern Monachium (18 sierpnia);
RB Lipsk/Atletico Madryt – Atalanta Bergamo/Paris Saint-Germain (19 sierpnia);
Finał odbędzie się 23 sierpnia. Wszystkie mecze rozpoczynać się będą o 21:00.

Poprzedni

Legia czeka na rywala

Następny

Kraksy w Tour de Pologne

Zostaw komentarz