22 listopada 2024
trybunna-logo

Liga Europy: Villarereal górą w Gdańsku

Hiszpańskie drużyny mają szczęście do polskich stadionów w finałach Ligi Europy. Sześć lat temu na Stadionie Narodowym w Warszawie wygrała FC Sevilla, a w minioną środę na stadionie w Gdańsku po szalonym meczu z sukcesu cieszyła się ekipa Villarrealu. Co ciekawe, oba zespoły do sukcesu poprowadził ten sam trener – Unai Emery. Hiszpański szkoleniowiec ma już na koncie cztery triumfy w Lidze Europy.

Faworytem środowego finału był prowadzony przez Norwega Ole Gunnara Solskjaera zespół Manchesteru United, ale ekipa „Czerwonych Diabłów” nie miała nożna na gardle, bo w rozgrywkach Premier League zajęła drugą lokatę i zapewniła sobie w przyszłym sezonie start w Lidze Mistrzów. Nie oznacza to, że nie chciała wygrać. Owszem, bardzo chciała, bo wygranie Ligi Europy było dla niej szansą na zakończenie z twarzą nieudanego sezonu. Wicemistrzostwo Anglii ze stratą 12 punktów do lokalnego rywala, Manchesteru City, porażki w krajowych pucharach – w EFL Cup w półfinale, a w FA Cup w 1/4 finału, a w Lidze Mistrzów zespół Solskjaera zaliczył już wręcz kompromitację, bo nie wyszedł nawet z grupy. Z kolei piłkarze Villarrealu w hiszpańskiej Primera Division skończyli sezon na siódmej pozycji i w perspektywie mieli występy w nowym sezonie co najwyżej w Lidze Konfederacji Europy. Największe sukcesy tego klubu to dwa zwycięstwa w Pucharze Intertoto oraz sensacyjne wicemistrzostwo Hiszpanii w sezonie 2007/2008 roku.
Ale szansa na lepsze jutro wyzwoliła w podopiecznych trenera Unaia Emery’ego ogromne pokłady ambicji, którymi zrównoważyli przewagę piłkarskiego potencjału graczy angielskiego zespołu. Na zwycięstwo w regulaminowym czasie gry byli za słabi, chociaż objęli prowadzenie w 29. minucie po golu Gerarda Moreno. Po zmianie stron drużyna Solskjaera wreszcie skonsumowała swoją miażdżącą przewagę i w 55. minucie po trafieniu Edinsona Cavaniego doprowadziła do wyrównania. Więcej goli z gry już jednak w tym meczu nie padło i po bezbramkowej dogrywce francuski sędzia Clement Turpin zarządził konkurs rzutów karnych, jak się później okazało, najdłuższy w historii rozgrywek w Lidze Europy, bo trzeba było aż jedenastu serii, żeby w końcu ktoś się pomylił. Jako ostatni „jedenastki” egzekwowali bramkarze, a pech przydarzył się golkiperowi Manchesteru United Davidowi de Gei. Pech podwójny, bo to Hiszpan i pewnie jego kiepski strzał, który bez trudu obronił argentyński bramkarz Villarrealu Geronimo Rulli, będzie tu i ówdzie uważany za trochę podejrzany, choć De Gea ma na sobą dekadę gry w barwach „Czerwonych Diabłów”. Ale nie tacy zawodnicy jak on pudłowali z jedenastu metrów w decydujących momentach meczów. Ta najdłuższa seria rzutów karnych w historii Ligi Europy. Do tej pory najwięcej „jedenastek”, trzynaście, strzelali zawodnicy Besiktasu Stambuł i Olympique Lyon w ćwierćfinale rozgrywek 2016/2017. Konkurs rzutów karnych zakończył się wynikiem 6-7. Warto odnotować, że finał Ligi Europy na gdańskim stadionie odbył się z ograniczonym do 1/4 pojemności trybun udziałem kibiców.
Unai Emery po raz czwarty w trenerskiej karierze podniósł w górę puchar za zwycięstwo w Lidze Europy. Przejmując stery w „Żółtej Łodzi Podwodnej” jak kibice Villarrealu zwą swój zespół, obiecał „przynieść klubowi pierwszy puchar”. I dotrzymał słowa. Drużyna Villarrealu dotarłą do finału Ligi Europy bez jednej porażki, a w decydującym starciu pokonała jeden z najbogatszych klubów na świecie.
Hiszpański klub na takim finansowym poziomie się nie znajdzie, chociaż dzięki triumfowi na stadionie w Gdańsku solidnie wzmocni swoje finanse. W sumie Villarreal zarobił na występach w Lidze Europy 24 mln euro, a to jeszcze nie wszystko, bo do tej kwoty dojdą jeszcze pieniądze ze sprzedaży praw telewizyjnych (co najmniej 10-12 mln euro). Tak na marginesie, to lepiej finansowo wyjdzie Manchester United, ale angielski klub otrzyma jeszcze pieniądze za grę w fazie grupowej Ligi Mistrzów. W sumie na konto „Czerwonych Diabłów” za występy w europejskich pucharach wpłynie w sumie, licząc z wpływami z praw telewizyjnych, grupo ponad 80 mln euro (z tego za udział w Lidze Europy 36 mln euro). Triumf Villarrealu w Lidze Europy oznacza, że ten zespół uzupełni stawkę 26 drużyn, które są pewne udziału w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Villarreal będzie losowany z pierwszego koszyka, a Manchester United z drugiego. Zgodnie z zasadami kwalifikacji do Champions League gdyby wygrał Manchester United, miejsce w fazie grupowej Ligi Mistrzów przypadłoby trzeciej drużynie Ligue 1, czyli AS Monaco.

Poprzedni

48 godzin sport

Następny

Euro 2020/2021: Nikt nie daje naszym piłkarzom szans

Zostaw komentarz