29 listopada 2024
trybunna-logo

Licha ta ekstraklasa

Opinie o polskiej piłkarskiej ekstraklasie są dwojakie. Jej animatorzy zapewniają, że z roku na rok rośnie w siłę, natomiast osoby spoza tego kręgu uważają, że mimo widocznego w ostatnich latach postępu wciąż jest słaba.

Co jest dzisiaj największym problemem polskiego futbolu? Oczywiście pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze! Z obliczeń ekspertów „Deloitte” wynika, że przychody klubów Lotto Ekstraklasy w ubiegłym roku wyniosły 118 mln euro, czyli blisko pół miliarda złotych, a zatem średnio na jeden klub wypadało około 31 milionów złotych. Nie jest to mało i przy rozsądnym gospodarowaniu tymi zasobami w zupełności by wystarczyło na zaspokojenie wszelkich potrzeb.

Równiejsi wśród równych

Kłopot w tym, że choć w spółce Ekstraklasa SA wszystkie należące do niej kluby są zrzeszone na zasadach równości, to jednak niektóre z nich są równiejsze. Przynajmniej w dostępie do kasy. Sama Legia z owych 500 mln złotych zagarnia dla siebie ponad jedną piątą (120 mln złotych), 60 milionów przypada Lechowi, niewiele mniej Lechii, Cracovii, Zagłębiu Lubin – te kluby przekraczają średnią przychodów. Ale żeby mogły przekroczyć, inne muszą zadowolić się przychodami poniżej średniej. Dla Korony Kielce, Ruchu Chorzów, Piasta Gliwice, Pogoni Szczecin, Arki Gdynia, Bruk-Betu Nieciecza, Jagiellonii Białystok, Śląska Wrocław, Górnika Łęczna, Wisły Płock i ostatnio także Wisły Kraków roczne przychody na poziomie 30 mln złotych to marzenie ściętej głowy.
I właśnie permanentnym niedostatkiem pieniędzy właściciele klubów tłumaczą słaby poziom sportowy swoich zespołów. Jak ten poziom prezentuje się na tle innych drużyn w Lidze Mistrzów pokazuje nam dobitnie Legia Warszawa, ale mistrzowie Polski chociaż zdołali zakwalifikować się do futbolowej elity. Trzy zespoły reprezentujące Lotto Ekstraklasę w kwalifikacjach do Ligi Europy – Cracovia, Piast Gliwice i Zagłębie Lubin – odpadły w przedbiegach. I to z przeciwnikami ani od nich zamożniejszymi, ani nawet jakoś znacząco lepszymi pod względem sportowym.

Frekwencja rzeczywiście rośnie

Dziś trybuny stadionów ekstraklasy zapełniają się jedynie w 44 procentach, co oznacza, że w sezonie na wszystkich meczach jest łącznie około 2,5 miliona widzów, a średnia na mecz oscyluje w granicach 10 tysięcy. Szefowie zarządzającej rozgrywkami spółki Ekstraklasa SA uważają, że za trzy-cztery lata widownie powinny zapełniać się regularnie w 80 procentach. Czy jest to możliwe? Teoretycznie tak, bo frekwencja rzeczywiście rośnie, ale na pewno nie w tempie jakiego życzyliby sobie spragnieni wpływów ze sprzedaży biletów właściciele klubów. Największe przychody z tzw. dnia meczowego notują w tej chwili cieszące się największą frekwencją Lech Poznań, Lechia Gdańsk, Jagiellonia Białystok, Legia Warszawa, Wisła Kraków i Śląsk Wrocław. W tym sezonie rekord w liczbie publiczności padł w 10. kolejce w Poznaniu, gdzie na meczu Lecha z Arką pojawiło się ponad 39 tysięcy kibiców. Drugie miejsce w tym zestawieniu należy do Lechii, której potyczkę w 9. kolejce z Lechem obejrzało ponad 26 tysięcy widzów, a trzecie do Wisły Kraków w spotkaniu 10. kolejki z Legią (ponad 19 tysięcy). Na uwagę zasługuje też jednak utrzymująca się w tym sezonie wysoka frekwencja na stadionie Jagiellonii (rośnie z każdym meczem, a najwyższa jak dotąd była w 8. kolejce z Wisłą Kraków – ponad 18 tysięcy).

Brak długofalowej strategii

Z raportu międzynarodowej firmy doradczej „Deloitte” wynika, że pod względem przychodów z dnia meczowego i transmisji telewizyjnych nasza piłkarska ekstraklasa prezentuje się lepiej od porównywalnych do jej poziomu lig europejskich, jednak wciąż widać różnice na jej niekorzyść w poziomie przychodów komercyjnych.
Ale „Deloitte” w swoim raporcie podkreśla też, że klubom Lotto Ekstraklasy „brakuje strategii biznesowej, innowacyjności, jak również profesjonalnego podejścia do zarządzania”. Najbardziej wymiernym skutkiem tych braków jest mierny poziom sportowy, który przecież w piłkarskim biznesie jest czynnikiem kluczowym.
Najlepszym dowodem na poprawność tej tezy są kłopoty zespołu Lecha w poprzednim sezonie, w którym nie obronił mistrzowskiego tytułu i nawet nie zakwalifikował sie do europejskich pucharów, a w obecnych rozgrywkach potwierdza analogiczny jak na razie przypadek broniącej mistrzostwa Legii, która po 10 kolejkach znajduje się na dnie tabeli. Co ciekawe, tkwi tam w towarzystwie dzierżącego tytuł wicemistrzowski Piasta Gliwice oraz potężnej do niedawna krakowskiej Wisły.
I można mieć w zasadzie pewność, że za rok o tej porze w podobnej roli znajdą się obecnie dominujące w lidze Jagiellonia, Lechia i Bruk-Bet Nieciecza.

Poprzedni

Mistrzowski tytuł dla Stali Gorzów

Następny

Samochody na wyższym biegu