23 listopada 2024
trybunna-logo

Lewy przegonił Gucia

Robert Lewandowski zdobył trzy bramki w wygranym przez Bayern 5:0 meczu z Eintrachtem Frankfurt w 5. kolejce Bundesligi. Dzięki tym trafieniom jego łączny dorobek strzelecki w niemieckiej ekstraklasie urósł do 246 goli, co zapewnia „Lewemu” tytuł najskuteczniejszego polskiego piłkarza w ligach zagranicznych.

Do tej pory numerem jeden na liście najskuteczniejszych polskich strzelców w ligach zagranicznych był Krzysztof „Gucio” Warzycha, który w latach 1990-2004 zdobył w barwach Panathinaikosu Ateny 244 gole. Przed tym sezonem futbolowi statystycy byli jednak pewni, że dojdzie w nim do zmiany lidera na polskiej liście wszech czasów, bo drugi w zestawieniu Robert Lewandowski miał na koncie 236 bramek, czyli potrzebował ośmiu trafień żeby „Gucia” dogonić, a dziewięciu, żeby go wyprzedzić. Dla najlepszego napastnika Bayernu Monachium ostatniej dekady osiem goli to nie jest wielka przeszkoda do pokonania, ale chyba nawet on sam nie zakładał, że po pierwszych pięciu kolejkach nowego sezonu Bundesligi będzie miał na koncie już 10 trafień.
W spotkaniu z Eintrachtem rekordowe osiągnięcie Warzychy wyrównał już pierwszym golem, a dwoma następnymi wysforował się na pozycję lidera. Jego aktualny stan posiadania wynosi 246 bramek w Bundeslidze, z czego w barwach Borussii Dortmund uzyskał 74 gole, a pozostałe 172 już jako zawodnik Bayernu. I pewnie już niedługo jako pierwszy Polak przekroczy barierę 250 goli, a na koniec sezonu pewnie przebije też barierę 260 trafień, chociaż w futbolu nie można być takich rzeczy pewnych na sto procent.
Na razie Lewandowski w tym sezonie zadziwia skutecznością w Bundeslidze, w której rzecz jasna z 10 golami na koncie jest po pięciu ligowych kolejkach zdecydowanym liderem klasyfikacji strzelców. Drugiego na liście Andreja Kramaricia z Hoffenheim wyprzedza o cztery trafienia, a swojego najgroźniejszego konkurenta, grającego w Borussii Dortmund Norwega Erlinga Haalanda o pięć. Ta przewaga na tym etapie rozgrywek niczego jeszcze nie gwarantuje.
Trzeba pamiętać, że Eintracht Frankfurt to jeden z ulubionych rywali „Lewego”. Licząc z ostatnim meczem strzelił tej drużynie 15 goli i dorzucił trzy asysty. A w minioną sobotę nasz piłkarz miał łatwiejszą robotę, bo w zespole z Frankfurtu tym razem zabrakło Davida Abrahama, argentyńskiego obrońcy, uważanego za największego brutala w Bundeslidze. „Lewy” miał z nim w przeszłości mnóstwo zatargów i kilka razy nieźle od niego oberwał. Tym razem snajper Bayernu nie musiał się z nikim szarpać.
Bayern w czterech wcześniejszych kolejkach wygrał u siebie z Schalke 04 Gelsenkirchen 8:0, z Herthą Berlin 4:3, a na wyjeździe pokonał Arminię Bielefeld 4:1 i przegrał z TSG Hoffenheim 1:4. Lewandowski w tym jedynym przegranym spotkaniu gola nie strzelił, zatem jego dziesięć goli trzeba podzieli przez cztery występy, co daje mu średnią 2,5 bramki na jedno spotkanie.
Wysoka wygrana Bayernu sensacją rzecz jasna nie jest, ale wypada podkreślić, że Eintracht do meczu z bawarską jedenastką na Allianz Arenie przystępował jako zespół niepokonany, bo miał w czterech kolejkach na koncie dwa zwycięstwa i dwa remisy. Na rozpędzoną ekipę trenera Hansiego Flicka nie miał jednak argumentów, chociaż gospodarze już na początku spotkania stracili z powodu kontuzji Alphonso Daviesa. Zastępujący go Lucas Hernandez nie osłabił potencjału zespołu, podobnie jak zejście w 68. minucie Lewandowskiego. Jego dubler, Eric Choupo-Moting, gola nie strzelił, ale dwa kolejne trafienia dołożyli inni zmiennicy – Leroy Sane i Jamal Musiala.
Trener Bayernu Hansi Flick na pomeczowej konferencji trochę żartobliwie skomentował wcześniejsze zejście „Lewego”, nawiązując do medialnych spekulacji po meczu 1. kolejki Ligi Mistrzów z Atletico Madryt. Bayern wygrał ten mecz aż 4:0, ale Polak w tym spotkaniu gola nie strzelił i został w końcówce przez Flicka zastąpiony także przez Choupo-Motinga. Schodząc z boiska Lewandowski nie krył frustracji, co dziennikarze uznali jako dowód pretensji pod adresem szkoleniowca. I pewnie dlatego Flick po spotkaniu z Eintrachtem sam z siebie powiedział: „Robert sam poprosił o zmianę, co także dla mnie było zaskakującą nowością” – zażartował trener Bayernu.
Bawarską jedenastkę czeka w tym sezonie jeszcze mnóstwo meczów i nawet słynący z żelaznej wytrzymałości Lewandowski musi rozsądnie szafować siłami. Zwłaszcza że już we wtorek czeka go prestiżowe dla niego w kontekście zbliżającego się zgrupowania kadry Polski starcie w 2. kolejce Ligi Mistrzów z Lokomotiwem Moskwa. Mistrzowie Niemiec są faworytem, ale grający w moskiewskiej drużynie Grzegorz Krychowiak i Maciej Rybus na pewno zrobią wszystko, żeby „Lewy” nie miał powodów do nabijania się z porażki ich zespołu.

Poprzedni

Messi znowu bez gola w El Clasico

Następny

Łomża Vive na czele

Zostaw komentarz