Dotąd w Polsce żaden sportowiec-amator uprawiający sport w ramach związku sportowego nie mógł tego robić bez zgody lekarza sportowego. Ponieważ jest ich za mało w stosunku do liczby zawodników, ten wymóg ma być zniesiony.
Zaświadczenie o zdolności do uprawiania danej dyscypliny wydać może tylko lekarz medycyny sportowej. W Polsce jest ledwie kilkuset lekarzy o specjalizacji sportowej, natomiast sportowców-amatorów ze wszystkich dyscyplin potrzebujących „pieczątki” na karcie zdrowia ponad pięć milionów. Nie ma więc fizycznej możliwości, by taki ogrom ludzi był przebadany przez lekarzy zgodnie z rozporządzeniem. Ponadto limity na badania w ramach NFZ błyskawicznie się wyczerpywały, co oznaczało konieczność korzystania z prywatnych wizyt. W większych miastach taka wizyta obejmująca tylko orzeczenie o zdolności do uprawiania sportu kosztuje 150 złotych, a do tego dochodzi jeszcze komplet badań – kolejne 250 złotych. Karta zdrowia ma ważność jedynie przez sześć miesięcy, więc trzeba to robić dwa razy w roku.
Wedle planowanych zmian sportowiec-amator będzie mógł przechodzić badania nie co pół roku, tylko raz na rok, a orzeczenie o zdolności do uprawiania sportu uzyska od lekarza pierwszego kontaktu. Zmiana przepisów niewątpliwie ułatwi życie milionom ludzi, bo zlikwiduje nonsensy w ustawie. Uczniowie nie muszą przecież przynosić na lekcje wychowania fizycznego zaświadczeń lekarskich, że mogą grać w piłkę nożną czy siatkówkę. To samo dotyczy udziału dzieci i młodzieży w zajęciach szkolnych kółek sportowych. Ale gdyby chciały zapisać się do klubu sportowego, muszą mieć ważne badanie lekarza medycyny sportowej. Zmiana tego przepisu nie spowoduje zagrożenia zdrowia – twierdzą autorzy projektu i zapewniają, że jeśli ktoś na niej straci, to tylko lekarze sportowi.