29 listopada 2024
trybunna-logo

Legioniści pobili Lecha

W najciekawszym spotkaniu 13. kolejki piłkarskiej ekstraklasy broniąca mistrzowskiego tytułu Legia Warszawa w burzliwych okolicznościach pokonała Lecha Poznań 2:1, strzelając zwycięskiego gola w doliczonym czasie gry.

Lech przegrał w Warszawie głównie przez brak wiary w pokonanie Legii. A najmniej chyba w to wierzył trener „Kolejorza” Nenad Bjelica, bo ustawił zespół wybitnie defensywnie. Tymczasem w warszawskim zespole po meczu w Lidze Mistrzów z Realem Madryt posypała się linia obronna, bo trener Jacek Magiera przeciwko poznańskiej drużynie nie mógł wystawić w tej formacji Bartosza Bereszyńskiego i Adama Hlouszka. Najbardziej trudna do zapełnienia okazała się luka na lewej flance defensywy, jak zawsze w Legii gdy kontuzji dozna czeski obrońca, który po odejściu Tomasza Brzyskiego nie ma obecnie konkurenta na swojej pozycji. Z konieczności w spotkaniu z Lechem w roli lewego obrońcy wystąpił stoper Jakub Rzeźniczak. Lechici nie potrafili jednak z tego skorzystać i zostali za to ukarani w 64. minucie przez Nemanję Nikolicia.
To zaogniło jeszcze i tak już gorącą atmosferę, więc gdy w 90. minucie arbiter podyktował rzut karny dla Lecha, wykorzystany przez Marcina Robaka, graczom obu zespołów puściły nerwy i doszło na boisku do prawdziwie karczemnej awantury. Zanim arbiter Szymon Marciniak opanował sytuację (m.in. pokazał czerwoną kartkę rezerwowemu bramkarzowi Lecha Jasminowi Buriciowi), trener Legii Jacek Magiera zdążył przygotować zmianę i za Thibaulta Moulina na placu gry pojawił się Kasper Hamalainen. I to właśnie fiński piłkarz, dawny filar zespołu Lecha, już w doliczonym czasie gry strzelił zwycięskiego gola dla Legii. Co prawda był na pozycji spalonej, ale bramka została uznana i nic już tego faktu nie zmieni. Dla fińskiego piłkarza było to dopiero piąte trafienie w barwach warszawskiej drużyny, ale niewykluczone, że tym golem Hamalainen poprawi swoją pozycję w zespole i wreszcie przestanie być w nim tylko rezerwowym.
– Takie mecze budują i cieszę się bardzo, że wygraliśmy w takich okolicznościach. To pokazuje, że w naszych głowach zmienia się wiele. A co do bójki, to gdyby pobiegł do niej jeden zawodnik, to miałbym problem. Ale z ławki ruszyli się wszyscy, łącznie z masażystami. To pokazało, że jesteśmy już silni jako zespół – stwierdził z zadowoleniem szkoleniowiec „Wojskowych”.
Dzięki zwycięstwu legioniści wyprzedzili lechitów w tabeli ekstraklasy i awansowali do grupy mistrzowskiej. Co prawda zajmują w niej ostatnie ósme miejsce, ale przynajmniej nie błąkają się już w strefie spadkowej, co obrońcy mistrzowskiego tytułu wręcz nie przystoi. Żeby jeszcze tylko w Lidze Mistrzów zaczęli zdobywać punkty, bo na razie w tych rozgrywkach przynoszą nam wstyd.

Poprzedni

Rusza Klub Trybuny w Otwocku

Następny

Groński na półkach!