Wygrany przez Raków Częstochowa 1:0 mecz z Piastem Gliwice zakończył w 29. kolejce rywalizację o tytuł wicemistrza Polski. Trzecia Pogoń Szczecin tylko zremisowała 1:1 z Zagłębiem Lubin i przed ostatnia serią spotkań ma cztery punkty straty do częstochowian. Mimo porażki czwartą lokatę utrzymał Piast Gliwice.
Rozegrany w poniedziałek na modernizowanym stadionie w Częstochowie mecz Rakowa z Piastem był ostatnią potyczką w przedostatniej kolejce naszej piłkarskiej ekstraklasy. Oba zespoły miały o co walczyć – gospodarze o wicemistrzostwo Polski, a goście o utrzymanie zapewniającego start w kwalifikacjach europejskich pucharów czwartego miejsca. Dla częstochowskiego klubu ten sezon już jest najlepszy w historii, bo wcześniej najwyżej w tabeli ekstraklasy byli na ósmej pozycji (sezon 1995/1996), więc nawet pewne już trzecie miejsce w obecnych rozgrywkach byłoby dla nich wielkim sukcesem. Ale apetyt, jak to się mówi, rośnie w miarę jedzenia. Ekipa trenera Marka Papszuna po przerwie na reprezentację w niewiele ponad miesiąc rozegrała dziewięć meczów, bo przecież poza spotkaniami ligowymi, w tym 5 maja w zaległym ze Stalą Mielec, 2 maja w Lublinie wywalczyła pierwszy w historii Rakowa Puchar Polski. Na zmęczenie nikt jednak w drużynie z Częstochowy nie narzekał i wszyscy rwali się do walki. Po półgodzinnej nawałnicy w wykonaniu obu zespołów Ivi Lopez posłał górą piłkę do wychodzącego na dogodną pozycję Vladimirsa Gutkovskisa, a łotewski napastnik nie zmarnował okazji i pokonał słowackiego bramkarza Piasta Frantiska Placha.
Piast z szansą na puchary
Raków w dwóch ostatnich meczach z Piastem nie stracił bramki, ale w poniedziałkowym starciu to gliwiczanie byli częściej w posiadaniu piłki. Nic to im jednak nie dawało, bo nie oddali ani jednego celnego strzału na bramkę gospodarzy. Trener gliwiczan Waldemar Fornalik w przerwie zdołał jeszcze mocniej zmobilizować swoich graczy i po zmianie stron byli już pod tym względem bardziej produktywni. Niestety, piłkarzom Piasta strzelecka fortuna tego dnia wybitnie nie sprzyjała. Pudłował nawet najskuteczniejszy polski piłkarz w ekstraklasie (14 goli) Jakub Świerczok, a Tomasz Jodłowiec w 64. minucie trafił w poprzeczkę. Zespół Rakowa bynajmniej nie prowadził „obrony Częstochowy”, tylko też atakował i stwarzał okazje do zdobycia kolejnych bramek. Jedną nawet zdobył, lecz arbiter anulował trafienie Jakuba Araka, bo dopatrzył się zagrania ręką. Ostatecznie jednak o wyniku przesądził gol Gutkovskisa i po ostatnim gwizdku sędziego Daniela Stefańskiego cała ekipa Rakowa urządziła na boisku fiestę, ciesząc się z pierwszego w historii klubu wicemistrzostwa Polski.
Trener Fornalik po meczu nie wyglądał na specjalnie zgnębionego, chociaż jego drużyna przegrała na wyjeździe po raz pierwszy od połowy października ub. roku (0:1 z Cracovią). Wiedział przecież, że mimo porażki Piast utrzyma premiowane startem w Lidze Konferencji Europy czwarte miejsce, a w ostatniej kolejce gliwiczanie na swoim boisku zagrają z rozbitą wewnętrznymi konfliktami Wisłą Kraków, która na dodatek nie ma już o co walczyć, bo mimo porażki u siebie z Lechem Poznań utrzymanie w ekstraklasie zapewniły jej remisy dwóch ostatnich zespołów w tabeli – Stali Mielec z Legią i Podbeskidzia z Wisłą Płock. Czasem jednak takie rachuby bywają zgubne. Jeśli gliwiczanie chcą znów spróbować sił w europejskich pucharach, muszą z ekipą „Białej Gwiazdy” po prostu wygrać, a wtedy nie będa musieli się oglądać na wyniki mających jeszcze szanse na ich wyprzedzenie zespołów Lechii Gdańsk, Śląska Wrocław, Zagłębia Lubin i Warty Poznań. Najgroźniejszym rywalem Piasta w tym wyścigu jest Śląsk, ale w ostatniej kolejce musiałby dosłownie rozgromić mielecką jedenastkę, ma bowiem bilans bramkowy gorszy od cztery trafienia. „Wszystko jest w naszych nogach i głowach. Nie będę chwalił drużyny po przegranym meczu. Jednak to, że tak funkcjonowała napawa optymizmem przed ostatnim spotkaniem z Wisłą Kraków” – stwierdził trener Fornalik.
Zadanie raczej mało realne do wykonania, bo zespół Stali pod wodzą trenera Włodzimierza Gąsiora ostatnio wygrał na wyjeździe z Pogonią 1:0 i Lechem 2:1, a u siebie przegrał z Rakowem w zaległym spotkaniu 0:1 i zremisował z Legią 0:0.
Poza tym mielczanie mają o co się bić, bo już tylko oni i Podbeskidzie są zagrożeni degradacją do I ligi. W tym sezonie spadnie z ekstraklasy tylko jeden zespół, zaś przed ostatnią kolejką w gorszej sytuacji są bielszczanie, którzy mają na koncie 25 punktów i trzy straty do przedostatniej w tabeli Stali. Ale teoretycznie mogą jeszcze wyprzedzić mielczan, jednakże pod warunkiem, że w najbliższą niedzielę w Warszawie wygrają z Legią, a Stal we Wrocławiu przegra ze Śląskiem. Trzeba jednak w ocenach uwzględnić fakt, że na trybunach pojawią się kibice. Na stadionie we Wrocławiu 25 procent pojemności trybun to 10 tysięcy żywiołowo dopingujących fanów. Tego czynnika trener Gąsior nie powinien zlekceważyć, bo zespół Śląsk pod wodzą Jacka Magiery od początku kwietnia przegrał tylko z Rakowem (0:2), a z Podbeskidziem wygrał 4:3, zaś w 29. kolejce z Wartą na wyjeździe 3:2. Kto wie do czego może być zdolny jeśli jego piłkarze dadzą się ponieść dawno niesłyszanemu na naszych ligowych boiskach dopingowi kibiców.
„Został nam ostatni mecz ze Stalą Mielec i już musimy o nim myśleć. W końcu wystąpimy przed publicznością, na stadionie może się pojawić ok. 10 tys. kibiców, z czego bardzo się cieszę. Nie wiem, które miejsce zajmiemy na koniec, skupiamy się wyłącznie na sobie. Chcemy wygrać, a gdzie nas to zaprowadzi, czas pokaże. Zależy to również od innych wyników w ekstraklasie” – przyznał trener Magiera po wygranym meczu z Wartą.
Legia rozdaje karty spadkowiczom
Ekipa świeżo upieczonych mistrzów Polski w dwóch ostatnich kolejkach znalazła się w roli arbitra rozstrzygającego w kwestii spadku z ekstraklasy. Co ciekawe, w rewanżowych starciach z tymi zespołami do jakiejś bardziej wytężonej walki mogła ich skłonić co najwyżej urażona ambicja, bo tak się dziwnie złożyło, że Legia w tym sezonie przegrała w rundzie jesiennej u siebie ze Stalą (2:3) i na wyjeździe z Podbeskidziem (0:1). W niedzielnej potyczce z mielczanami podopieczni trenera Czesław Michniewicza nie sprawiali jednak wrażenia jakoś przesadnie zmotywowanych. Wątpliwe zatem, by do spotkanie z „Góralami” podeszli inaczej.
W ekipie „Wojskowych” już trwa gorączka transferowa, bo władze klubu chcą jak najszybciej ustalić kadrę na nowy sezon i wzmocnić ją w kontekście walki w kwalifikacjach Ligi Mistrzów. Jeśli wierzyć nieoficjalnym informacjom, mistrz Polski jest bliski pozyskania kilku piłkarzy. Jednym z nich ma być 23-letni napastnik Qarabagu Agdam Mahir Emreli, król strzelców ekstraklasy Azerbejdżanu, który w obecnym sezonie w 19 meczach strzelił 16 goli. Ponoć bliski sfinalizowania jest też transfer środkowego obrońcy Zorii Ługańsk Joel Abu Hanna, piłkarz urodzony w Niemczech, ale mającego obywatelstwo Izraela. Z graczy już znajdujących się w kadrze Legii na kolejny sezon umowę przedłużył Artur Boruc, toczą się rozmowy z Pawłem Wszołkiem, Marko Vesoviciem, ponoć na sto procent ma też zostać czeski snajper Thomas Pekhart, który de facto już jest królem strzelców ekstraklasy. Czech ma na koncie 22 gole. Drugi w klasyfikacji Jakub Świerczok ma 14 trafień, a trzecie miejsce na podium z dorobkiem 12 bramek zajmują Portugalczyk Flavio Paixao (Lechia Gdańsk), Szwed Mikael Ishak (Lech Poznań) i Hiszpan Jesus Jimenez (Górnik Zabrze).