W meczu Lecha z Legią gracze obu zespołów nie oszczędzali się w walce o piłkę
Zespół Legii już w 33. kolejce mógł przyklepać mistrzowski tytuł, ale przeszkodził mu w tym Piast Gliwice, zaś w miniony weekend koronację odwlekli gracze Lecha Poznań, pokonując u siebie legionistów 2:1. Rozstrzygnęła się natomiast rywalizacja w strefie spadkowej – z ligi spadają ŁKS Łódź, Korona Kielce i Arka Gdynia.
Dwa lata temu Legia świętowała zdobycie mistrzostwa Polski na stadionie w Poznaniu, w obecnej edycji ten scenariusz się jednak nie powtórzył. Ekipa „Kolejorza”, która w fazie zasadniczej sezonu przegrała oba spotkania z legionistami (w Warszawie 1:2 i u siebie 0:1), tym razem stawiła liderowi ekstraklasy twardy opór i wygrała 2:1 po trafieniach młodzieżowców – 22-letniego Kamila Jóźwiaka i 18-letniego Jakuba Kamińskiego. Dla stołecznej drużyny gola strzelił 35-letni Igor Lewczuk. To był rzadki przypadek w naszej lidze, że wszystkie bramki w spotkaniu zdobyli polscy piłkarze. Dla przeciwwagi – w wygranym przez Cracovię 3:0 wyjazdowym meczu z Lechią Gdańsk wszystkie gole strzelili obcokrajowcy, którzy w kadrze tego krakowskiego klubu mają miażdżącą przewagę liczebną nad rodzimymi graczami.
Gdyby Legia w Poznaniu zdobyła choćby tylko jeden punkt, mogłaby już świętować mistrzostwo Polski. Spotkanie wyglądało zupełnie inaczej niż to miesiąc temu, gdy Legia dość szybko zdobyła bramkę i spokojnie czekała na rywala na swojej połowie. Tym razem role się odwróciły, bo słabo grający w defensywie warszawianie stracili dwa gole i to oni musieli po przerwie gonić wynik. Ale chociaż zagrali dużo lepiej, starczyło to tylko na zdobycie jednej bramki. Gracze „Kolejorza” na więcej legionistom nie pozwolili i dowieźli korzystny wynik do końcowego gwizdka, dzięki czemu nie musieli oglądać mistrzowskiej fiesty w wykonaniu rywali. Co się odwlecze, to nie uciecze, bo w najbliższy weekend Legia może przyklepać tytuł na swoim stadionie spotkaniu z Cracovią.
Do ostatecznych rozstrzygnięć, przynajmniej na boisku, w 34. kolejce doszło natomiast w grupie spadkowej. Wyjazdowa wygrana Wisły Kraków 2:1 ze zdegradowanym już wcześniej do I ligi ŁKS Łódź pogrążyła Koronę Kielce, zaś kielczanie, remisując 1:1 u siebie z Arką, pozbawili także gdyńską drużynę szans na utrzymanie w ekstraklasie. I tak na trzy kolejki przed zakończeniem rozgrywek rywalizacja w dolnej połówce tabeli de facto się zakończyła.
Ale właściciele Korony i Arki jeszcze mają nadzieję na odmianę losu i uniknięcie degradacji przy zielonym stoliku. A to dlatego, że według wszelkich wyliczeń następnego sezonu, który z powodu pandemii rozpocznie się później niż zazwyczaj, a będzie się musiał wcześniej skończyć ze względu na przełożone mistrzostwa Europy. Przyspieszyć startu nowego sezonu się nie da – ekstraklasa zakończy rozgrywki 19 lipca, ale I liga de facto dopiero 31 lipca, bo wtedy odbędzie się finał baraży o awans do ekstraklasy. Potem zawodnicy muszą dostać krótkie urlopy, a po powrocie z wakacji jeszcze mieć czas na przygotowanie się do nowego sezonu, który musi zakończyć się najpóźniej w połowie maja, na trzy tygodnie przed rozpoczęciem turnieju Euro 2021. 37 kolejek ekstraklasy, a do tego dochodzą jeszcze terminy na rozgrywki w Pucharze Polski, nie uda się rozegrać przy zachowaniu normalnego rytmu tygodniowego. Byłoby to możliwe w przypadku rezygnacji z fazy play off, czyli w klasycznym dwurundowym systemie rozgrywek, bo na to potrzeba 30 kolejek ligowych. Takie rozwiązanie wiąże się jednak ze sporymi stratami finansowymi, bo nadawcy telewizyjni posiadający prawa do pokazywania meczów ekstraklasy na pewno nie zapłacą ustalonej w kontraktach kwoty, tylko pomniejszą ją o wartość nie rozegranych meczów. A jednak kolejka ligowa mniej to dla ekstraklasy strata około 6 mln złotych, czyli rezygnacja z fazy play off oznacza stratę blisko 30 mln złotych.
Dlatego rozpatrywany jest też trzeci wariant – przyspieszenie i tak już uchwalonej reformy rozgrywek, czyli powiększenie ekstraklasy do 18 zespołów i dwurundowy system w formacie ESA34. Przyjęcie takie rozwiązania to byłoby szansą dla Korony i Arki na uniknięcie spadku, a jedynym zdegradowanym do I ligi byłby 16. w tabeli ŁKS Łódź. Na razie w tej sprawie trwają targi i zakulisowe negocjacje. Zarząd spółki Ekstraklasa SA spotka się na naradzie 24 lipca i może wtedy coś postanowi.