29 listopada 2024
trybunna-logo

Kot pierwszy przy kasie

Po niedzielnym triumfie Macieja Kota i Kamila Stocha w Lillehammer nastroje w kadrze naszych skoczków są bojowe. Biało-czerwoni zapowiadają powtórkę już w najbliższy weekend w szwajcarskim Engelbergu.

Austriacki trener naszej kadry Stefan Horngacher zbiera zewsząd gratulacje za znakomitą postawę swoich podopiecznych. Sam chyba też jest z nich zadowolony, bo po zawodach w Lillehammer nie dokonał w kadrze żadnych zmian i w Engelbergu po raz kolejny w tym sezonie wystartuje ta sama siódemka skoczków – Kamil Stoch, Maciej Kot, Piotr Żyła, Dawid Kubacki, Klemens Murańka, Stefan Hula i Aleksander Zniszczoł.
Liderem polskiej kadry nadal jest dwukrotny złoty medalista z Soczi Kamil Stoch, ale w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata najwyższą lokatę z naszych zawodników zajmuje Maciej Kot, który z dorobkiem 247 pkt jest trzeci. Wyprzedzają go tylko Słoweniec Domen Prevc (360 pkt) i Norweg Daniel Andre Tande (308 pkt). Stoch awansował na szóstą pozycję (214 pkt), ale w drugiej dziesiątce klasyfikacji mamy dwóch kolejnych reprezentantów – Dawid Kubacki zajmuje 15. miejsce z dorobkiem 95 pkt, a zaraz za nim jest Piotr Żyła (65 pkt), który pewnie byłby wyżej gdyby nie dyskwalifikacja. W Lillehammer Żyła w pierwszej serii skoczył 128 metrów i zajmował 18. lokatę, a w drugiej próbie poprawił się o 1,5 metra. Niestety, sędziowie uznali, że Polak przed wejściem na belkę startową poprawiał w niedozwolony sposób swój kombinezon i ukarali go dyskwalifikacją. „Mam znowu lekcję na przyszłość żeby nie dotykać… kombinezonu” – skomentował ironicznie na Facebooku swoje wykluczenie Żyła. Gdyby nie to, nasza reprezentacja po zawodach w Lillehammer objęłaby prowadzenie w klasyfikacji generalnej Pucharu Narodów, a tak na czele pozostała drużyna Niemiec.
Najlepiej zarabiającym skoczkiem w tym sezonie jest jak na razie rewelacyjny słoweński nastolatek Domen Prevc, który do tej pory zgarnął nagród pieniężnych na łączną kwotę 35800 franków szwajcarskich. Tu za nim jest jednak Maciej Kot z zarobkiem 32200 franków, a Kamil Stoch na liście krezusów jest czwarty z dorobkiem 28900 franków szwajcarskich. Nie mogą też narzekać Dawid Kubacki i Piotr Żyła, bo pierwszy wzbogacił się już o 17000, a drugi o 14000 franków. Stefan Hula „wyskakał” jak na razie 4200 franków. Najsłabiej pod względem zarobków wypadają w naszej ekipie Aleksander Zniszczoł (900 franków) i Klemens Murańka (ledwie 400) .
To jednak dopiero początek sezonu, więc nawet nasi zawodnicy będą mogli poprawić swoje zarobki już w najbliższy weekend w Engelbergu, potem w prestiżowym i solidnie premiowanym Turnieju Czterech Skoczni, a także w zawodach w Wiśle i Zakopanem.

Poprzedni

Dodatek okresowy

Następny

Tramwaj zwany pożądaniem