Zespół Cracovii zaczął rundę wiosenną od dwóch spotkań na własnym stadionie – w pierwszym zremisował z liderem ekstraklasy Lechem Poznań 3:3, a w miniony piątek pokonał Lechię Gdańsk 2:0. Ale chyba większą sensacją była wieść, że do ekipy „Pasów” dołączył 86-krotny reprezentant Ukrainy Jewhen Konoplanka.
Transfer 32-letniego skrzydłowego to bezsprzecznie hit zimowego okienka w polskiej lidze. 86-krotny reprezentant Ukrainy to uznana futbolowa marka. Ma w swoim piłkarskim CV występy w zespołach Dnipro Dniepropetrowsk, FC Sevilla (z tym zespołem wygrał Ligę Europy), Schalke Gelsenkirchen, a od 2019 roku był zawodnikiem ukraińskiego potentata Szachtara Donieck. „Najpierw rozmawiałem o transferze z prezesem Cracovii, następnie z jej trenerem. Powiedzieli mi, że chcą mnie w Krakowie. To była przyjemność, bo rozmowy przebiegały w rodzinnej atmosferze. Dlatego zdecydowałem się na przyjście tutaj. To świetne uczucie, kiedy czujesz się potrzebny. Swoją grą i zaangażowaniem chcę dawać dobry przykład. Postaram się przypomnieć o sobie tym, którzy o mnie zapomnieli. Chcę pokazać, że wciąż mogę grać na wysokim poziomie. Jestem zdrowy, głodny zwycięstw i gry. Dla mnie zdobywanie bramek i asyst nie jest najważniejsze, chcę byśmy z kolegami z drużyny mogli się cieszyć po każdym meczu ze zdobytych punktów. Ale powiedzmy, że chciałbym do końca sezonu zaliczyć w barwach Cracovii pięć bramek i pięć asyst” – powiedział Konoplanka w rozmowie z serwisem internetowym Cracovii.
Nowy nabytek „Pasów” będzie mógł zadebiutować w naszej ekstraklasie już 19 lutego w meczu 22. kolejki z Jagiellonią Białystok, ale nie jest to takie pewne. Konoplanka po raz ostatni był widziany na boisku na początku grudnia ubiegłego roku, więc nie wiadomo w jakiej jest aktualnie formie. Branżowe portale podają, że Szachtar oddał go do krakowskiego klubu za 1,5 mln euro, co jest ceną mocno promocyjną zważywszy na fakt, że ukraiński klub wykupił go we wrześniu 2019 roku z Schalke za 6,5 mln euro, a wcześniej z Dnipro do FC Sevilla przeszedł za 20 mln euro. W Cracovii chyba też nie są pewni jego formy, bo podpisali z nim kontrakt jedynie do końca tego sezonu, chociaż z opcją przedłużenia o kolejny rok. Trener „Pasów” Jacek Zieliński na razie jest nastawiony entuzjastycznie. „To będzie duże wzmocnienie naszej drużyny, oczywiście musimy Konoplankę odbudować, bo ostatnio nie grał. To zawodnik o takich umiejętnościach piłkarskich, że powinien szybko dojść do siebie. Jewhen to ambitny zawodnik, chce wrócić do reprezentacji Ukrainy, ma coś do udowodnienia. Wszyscy na tym skorzystamy, w tym nasi młodzi zawodnicy, którzy będą mieli od kogo się uczyć i kogo podpatrywać. Trochę swoimi kanałami dowiadywałem się o jego formie. Musiał rozwiązać umowę z Szachtarem, to nie są proste sprawy, ale wszystko potoczyło się pomyślnie i dzisiaj jest z nami. Jemu podoba się styl gry Cracovii, dobrego zawodnika wkomponować do składu to nie jest wielki problem” – zapewnia trener Zieliński, który chyba trochę na wyrost przekonywał, iż Konoplanka sławą i dokonaniami w polskiej ekstraklasie ustępuje jedynie napastnikowi Górnika Zabrze Lukasowi Podolskiemu, mistrzowi świata z zespołem Niemiec z 2014 roku.
A co się tyczy możliwości drużyny Cracovii, trzeba poczekać z oceną jej potencjału do kolejnych spotkań, a zweryfikuje je już wspomniana wcześniej kolejna potyczka, tym razem na wyjeździe z Jagiellonią. Białostocki zespół przegrał przed tygodniem w Niecieczy z ekipą Bruk-Betu, którą podrażniony chyba remisem z Cracovią Lech w minioną sobotę rozgromił na swoim stadionie aż 5:0. Poznaniacy losy meczu rozstrzygnęli już przed przerwą. W 18. minucie kanonadę rozpoczął Mikael Ishak, dziewięć minut później na 2:0 podwyższył Jakub Kamiński, a tuż przed przerwą na 3:0 trafił Dani Ramirez. W 42. minucie boisko z lekkim urazem łydki opuścił Mikael Ishak, a jego miejsce zajął wypożyczony zimą z Fortuny Duesseldorf Dawid Kownacki, dla którego był to powrót na stadion przy Bułgarskiej po 4,5 letniej przerwie. Warto podkreślić, że udany, bowiem 24-letni napastnik zakończył kanonadę „Kolejorza” zdobywając w 85. minucie piątą bramkę. Wcześniej trafienie na 4:0 po podaniu Kamińskiego zaliczył Bartosz Salamon. Lech pokazał więc swoim najgroźniejszym konkurentom w wyścigu o mistrzostwo Polski swoje prawdziwe oblicze.