Jerzy Brzęczek z własnej woli poszedł na ręk prezesowi PZPN Zbigniewowi Bońkowi?
Piłkarze z powodu pandemii koronawirusa nie grają, a jeszcze są zmuszani do wyrzeczeń. Ale wciąż wierzą, że to tylko chwilowa niedogodność i wkrótce ich wygodne życie wróci na dawne tory. Ich wiarę podtrzymuje UEFA planująca dokończenie, nawet latem, zawieszonych w marcu rozgrywek.
Dzisiaj nikt nie jest w stanie przewidzieć końca pandemii koronawirusa, ale oceniając po tempie w jakim rozprzestrzenia się po świecie, raczej nie nastąpi to szybko. Zrozumiałe zatem są wdrażane pospiesznie przez kluby sportowe i federacje programy oszczędnościowe, na razie jednak nastawione niemal wyłącznie na obniżki wynagrodzeń zawodników oraz trenerów. W różnych krajach różnie jest to rozwiązywane, ale generalnie zarobki tnie się wszędzie. W piłce nożnej redukcje póki co dotyczą tylko wypłat w kwietniu, maju i czerwcu, bo w środowisku panuje przekonanie, że koronawirus do tego czasu odpuści i będzie można dokończyć zawieszone w marcu rozgrywki.
Dowodzą tego choćby poczynione w minioną środę ustalenia władz UEFA odnośnie nowego futbolowego terminarza. Pierwszeństwo przy jego ustalaniu mają mieć ligi krajowe, w drugiej kolejności Liga Mistrzów i Liga Europy, a na końcu dopiero reprezentacje narodowe. Najnowszy scenariusz zakłada, że rozgrywki ligowe w większości europejskich krajów uda się wznowić w czerwcu, dlatego pozostałe do rozegrania mecze w europejskich pucharach wstępnie planowane są na lipiec, a nawet na sierpień. Przy okazji UEFA rozwiązała też nurtujący klubowych działaczy problem z piłkarzami, którym kontrakty wygasają z końcem czerwca. Uznano, że w tak wyjątkowej sytuacji, w jakiej znalazł się europejski futbol, będzie można z takimi graczami, ale tylko za ich zgodą, przedłużyć umowy o miesiąc czy dwa.
Przy okazji władze UEFA pozbawiły złudzeń właścicieli klubów, także polskiej ekstraklasy, że wydadzą obligatoryjny przepis zezwalający im na swobodne regulowanie zarobków piłkarzy. Pod tym względem wszystko pozostaje po staremu – ustalonych w obowiązujących kontraktach wynagrodzeń nie można zmniejszać bez zgody zawodników. Generalne przekaz jest w tej sprawie jasny – także federacje krajowe nie mają prawnych możliwości, aby ingerować w zapisy kontraktowe między zawodnikiem a klubem.
Na razie wygląda więc na to, że sternicy europejskiego futbolu jeszcze respektują porządek prawny, na straży którego stoi FIFA, ale tylko dlatego, że wciąż żywią nadzieję, iż w czerwcu uda się wznowić ligową i pucharową rywalizację, dzięki czemu na konta bankowe klubów ponownie zaczną płynąć pieniądze od sponsorów i nadawców telewizyjnych oraz ze sprzedaży wejściówek na mecze.
Przesunięcie interesów reprezentacji narodowych na sam koniec „łańcucha pokarmowego” też jest zrozumiałe, bo krajowe federacje piłkarskie na ogół są w lepszej sytuacji finansowej od klubów, jako że ich budżetów płace tak mocno nie obciążają. Ale tu ówdzie, także w Polskim Związku Piłki Nożnej, przycięto wynagrodzenia selekcjonerom. Prezes PZPN Zbigniew Boniek co prawda zapewnia, że Jerzy Brzęczek sam zaproponował obniżkę swojego uposażenia o połowę, a w jego ślady poszli też trenerzy drużyn młodzieżowych. Dotyczy to na razie wynagrodzeń za kwiecień, maj, czerwiec i lipiec, co w przypadku Brzęczka oznacza jednak rezygnację z całkiem sporej kwoty – odpadnie mu z pensji za ten okres mniej więcej ćwierć miliona złotych. Dobrze to świadczy o jego empatii, z drugiej jednak strony wiadomo już, że w tym roku co najmniej do września nie będzie miał nic do roboty, bo wedle nowego scenariusza zaproponowanego w środę przez UEFA, dopiero tym miesiącu zaplanowano pierwszy termin dla reprezentacji. Zostało ustalone, że dwa jesienne terminy FIFA, przeznaczone na dwumecze w Lidze Narodów, zostaną wydłużone o jeden dzień i dzięki temu zamiast dwóch meczów, każda reprezentacja będzie mogła podczas zgrupowania rozegrać trzy w rytmie środa-sobota-środa lub wtorek-piątek-wtorek. Odwołany w marcu mecz z Ukrainą ma być dołączony do pierwszego terminu w Lidze Narodów, a zaległy mecz z Finlandią do drugiego. Natomiast mecze, które były umówione na czerwiec tego roku, z Rosją i Islandią, zostaną przeniesione o rok, na czerwiec 2021. Kluby już zgodziły się na wydłużenie reprezentacyjnych terminów, ale i tak wszystko w tej chwili zależy od efektów walki z pandemią. Jeśli nie uda się jej powstrzymać do czerwca, trzeba będzie kreśli zupełnie nowe scenariusze.