29 listopada 2024
trybunna-logo

I jak tu wierzyć w bezstronność sędziów

Po meczu Legii z Lechem poznaniacy mieli pretensje do Szymona Marciniaka i jego asystenta Pawła Sokolnickiego, że uznali legionistom bramkę na 2:1 ze spalonego.

Największym winowajcą okazała się arbiter liniowy Paweł Sokolnicki, który nie dopatrzył się pozycji spalonej w sytuacji, kiedy Kasper Hamalainen zdobył zwycięską bramkę dla Legii. Decyzją szefa Kolegium Sędziów Zbigniewa Przesmyckiego asystent najlepszego polskiego arbitra Szymona Marciniaka został odesłany na przymusowy odpoczynek. Na antenie „Radia Zet” Przesmycki wyjaśnił to tak: „Nie traktowałbym tego w kategorii kary. W niedzielę kilkakrotnie z Pawłem Sokolnickim rozmawiałem. On bardzo to przeżywa i głównie dlatego powinien odpocząć w najbliższej kolejce, a być może także w kolejnej. Chodzi o to, aby wrócił do swojego normalnego poziomu. Jestem pewny, że tak się stanie, bo jest mocny psychicznie. Doskonale radził sobie przecież na mistrzostwach Europy we Francji”.
To nie pierwszy w tym sezonie przypadek rażącej pomyłki sędziowskiej w naszej ekstraklasie, ale tym razem zwierzchnik arbitrów nie mógł już zamieść sprawy pod dywan. Załatwił ją jednak po mistrzowsku, bo choć de facto podwładnego ukarał, to jednak tylko tak na niby, żeby dać lechitom odrobinę satysfakcji. W rzeczywistości dał wszystkim do zrozumienia, że skoro takie błędy przydarzają się nawet najlepszym arbitrom w kraju, to tym bardziej mogą się przytrafić też tym gorszym. Takie luzackie podejście to oczywiście jawna kpina z klubów ekstraklasy. Nic nie ujmując profesjonalizmowi sędziego Marciniaka i jego asystentów, to jakby nie patrzeć w sensie organizacyjnym są oni przynależni do Mazowieckiego Związku Piłki Nożnej, tego samego, do którego przynależy też Legia. Może nie ma to wpływu na ich bezstronność, ale w takich przypadkach jak ten budzi jednak pewne wątpliwości. I to w pełni uzasadnione.

Poprzedni

Była propozycja, jest odpowiedź

Następny

Czerwony kapitalizm