Brytyjska firma BSI organizująca cykl turniejów Grand Prix o tytuł indywidualnego mistrza świata, poinformowała, że w tym roku nie odbędą się kończące sezon zawody w Australii.
Ta decyzja oznacza, że w tym sezonie cykl zawodów o mistrzostwo świata po raz kolejny zakończy się na torze w Toruniu. Dla BSI to organizacyjna porażka, bo Brytyjczycy solennie zapewniali, że w tym roku żużel wróci na Antypody i tam odbędzie się zakończenie cyklu Speedway Grand Prix. Zawody w Australii zostały już nawet wpisane do kalendarza na rok 2019, choć bez informacji o dokładnym terminie i miejscu.
W minioną środę ogłoszono, że jednak z tych planów nic nie wyjdzie. BSI obwiniły za to australijskiego partnera, firmę Paul Sergeant Events, twierdząc, że nie była w stanie wywiązać się z podjętych zobowiązań, co w praktyce oznacza, iż nie znalazła sponsorów oraz miasta gotowego podjąć się organizacji zawodów.
Obecnie prestiż żużlowych mistrzostw świata podtrzymują już jedynie turnieje Grand Prix w Polsce (z warszawską inauguracją na PGE Narodowym na czele), Grand Prix Wielkiej Brytanii w Cardiff i z trybunami w większości zapełnionymi przez polskich kibiców Grand Prix Czech w Pradze. Pozostałych pięć imprez odbywa się w małych miejscowościach, na kameralnych stadionach odbiegających standardem od obiektów godnych goszczenia imprez rangi mistrzowskiej.
Mające bogate tradycje w tym sporcie Australia i Nowa Zelandia wypadły z obiegu z powodu gigantycznych kosztów transportu zawodników i ich sprzętu, bo BSI oczekuje, że tak jak w Europie wszystkie koszty pokryją organizatorzy zawodów, ale na antypodach o chętnych do takiej kosztownej współpracy bez nadziei na zyski jest coraz trudniej.