16 listopada 2024
trybunna-logo

Euro 2020/21: Bóg futbolu na Wembley jest Anglikiem

W niedzielę o piłkarskie mistrzostwo Europy zagrają reprezentacje Anglii i Włoch. W niedzielnym finale na stadionie Wembley faworytami będą Anglicy, którym w tym turnieju w drodze do sukcesu pomagają nawet ściany. Boleśnie przekonali się o tym Duńczycy, skrzywdzeni kontrowersyjnymi decyzjami sędziów.

Dla Anglików będzie to pierwszy występ w finale europejskiego czempionatu, dla Włochów już czwarty – z trzech poprzednich jeden zakończyli zwycięstwem, ale dokonali tego dawno, bo w 1968 roku w turnieju rozgrywanym na ich ziemi. W Euro 2000 rozgrywanym w Belgii i Holandii musieli uznać wyższość Francuzów, a w 2012 roku w imprezie zorganizowanej w Polsce i na Ukrainie pokonali ich Hiszpanie. Nie zdarzyło się jeszcze, aby którakolwiek drużyna wygrała duży turniej piłkarski bez straty gola – nawet w karłowatych mistrzostwa Europy z udziałem tylko czterech ekip w finale. Reprezentacja Anglii miała na to szansę, ale tylko do 30. minuty półfinałowego meczu z Duńczykami. Wtedy to z rzutu wolnego uderzył potężnie Mikkel Damsgaard i pokonał źle ustawionego angielskiego bramkarza Jordana Pickforda. We wcześniej rozegranych w turnieju pięciu spotkaniach ekipa trenera Garetha Suthgate’a nie straciła bramki – wygrała po 1:0 z Chorwacją i Czechami, zremisowała 0:0 ze Szkocją, w 1/8 finału pokonała Niemców 2:0, a w ćwierćfinale rozbił Ukrainę 4:0.
Występujący na co dzień w Sampdorii Genua duński piłkarz odebrał zatem angielskiej drużynie szansę na historyczny wyczyn i miejsce w annałach historii futbolu, bo wcześniej taka sytuacja nie miała miejsca, ani w mistrzostwach Europy, ani w mistrzostwach świata. Na mundialu rekordem jest zdobycie tytułu z zaledwie dwoma straconymi golami, co udało się dotąd trzem ekipom – Francji w 1998 roku, Włochom w 2006 roku i Hiszpanii w 2010 roku.
Na mistrzostwach Europy natomiast każdy zdobywca trofeum jakiegoś gola stracił – w kilku wypadkach była to jedna bramka. Dotyczyło to Związku Radzieckiego w 1960 roku, Włoch w 1968 roku, a zatem w czasach, gdy w finałowej rozgrywce uczestniczyły tylko cztery zespoły, ale także Hiszpanii w 2012 roku, a w turnieju którego Polska była współgospodarzem rywalizowało 16 reprezentacji.
Anglicy marzą o powtórce 1966 roku
Warto wspomnieć, że w rozgrywanych na Wyspach Brytyjskich mistrzostwach świata w 1966 roku zwycięska w imprezie drużyna Anglii także długo nie traciła bramki. W rozgrywkach grupowych pokonała po 2:0 Meksyk i Francję, zremisowali 0:0 z Urugwajem, następnie wygrała z Argentyną 1:0, a angielski bramkarz musiał wyciągnąć piłkę z siatki dopiero w półfinałowym meczu z Portugalią (2:1), a potem jeszcze dwukrotnie w wygranym 4:2 finałowym spotkaniu z ekipą RFN. Trudno nie dopatrzyć się analogii z tegorocznym Euro i Anglicy pewnie nie mieliby nic przeciwko, żeby historia się powtórzyła, choćby nawet z kontrowersjami.
„Lwy Albionu” w potyczce z walecznymi Duńczykami nie byli zespołem lepszym, chociaż nie można też powiedzieć, że byli gorsi. Sprawiedliwą oceną wydaje się być stwierdzenie, że był to mecz dwóch równorzędnych zespołów, walczących z równym zaangażowaniem, a o zwycięstwie jednego z nich przesądziła opatrzność, wyraźnie sprzyjająca gospodarzom meczu.
Wyrównującą bramkę Anglicy zdobyli po samobójczym strzale stopera duńskiej drużyny Simona Kjaera (to był już 10. samobój w tych mistrzostwach!), a potem już w dogrywce pomocną dłoń wyciągnął do nich holenderski arbiter Danny Makkelie. W 102. minucie meczu Raheem Sterling wpadł w pole karne Duńczyków, gdzie upadł jak długi po ataku Joakima Maehle. Sędzia odgwizdał faul i podyktował rzut karny, ale telewizyjne powtórki tej sytuacji wzbudziły mnóstwo wątpliwości, czy faktycznie był to faul. Ale sędziowie pracujących w tym meczu przy VAR (wśród nich był Polak, Paweł Gil) nie zakwestionowali decyzji głównego arbitra i do wykonania „jedenastki” podszedł kapitan angielskiej drużyny Harry Kane.
Bramkarz drużyny Danii Kasper Schmeichel odbił piłkę po jego strzale, lecz przy jego dobitce był już bezradny. Zespół Garetha Southgate’a objął prowadzenie 2:1 i do końca spotkania już tylko pilnował tego wyniku.
To może być turniej Harry’ego Kane’a
Po ostatnim gwizdku arbitra Kane znów znalazł się na ustach angielskich kibiców. Nikt mu już nie pamiętał „pustego przebiegu” w fazie grupowej, w której nie zaliczył ani jednego trafienia. Już w 1/8 finału zamknął usta krytykom, domagającym się posadzenia go na ławie strzelając gola drużynie Niemiec, w ćwierćfinale dwukrotnie pokonał bramkarza Ukrainy, a teraz w walce o finał zdobył zwycięską bramkę.
Było to jego 10. trafienie w imprezach rangi mistrzowskiej (mistrzostwa świata lub Europy). Wcześniej Kane sześć razy trafił do siatki rywali podczas mundialu w Rosji, co zapewniło mu tytuł króla strzelców turnieju. W Euro 2020 zdobył cztery bramki powiększył swoje konto bramkowe do 10 trafień, dorównując tym samym angielskiemu rekordziście w liczbie goli na wielkich turniejach Garry’em,u Linekerowi. W niedzielnym finale z Włochami Kane będzie więc miał dodatkową motywację do strzelania goli, bo jeśli trafi chociaż raz, to zostanie królem strzelców Euro 2020/21 na spółkę ze zdobywcami pięciu bramek Patrikiem Schickiem i Cristiano Ronaldo, a także wyjdzie na prowadzenie przed Linekera w klasyfikacji wszech czasów angielskiej kadry. Za Kane’m i Linekerem plasują się Alan Shearer (9 bramek), Wayne Rooney (7) i Michael Owen (6).
Łatwo jednak nie będzie, bo rywalem Anglików w finale będzie reprezentacja Włoch, która w półfinale wyeliminowała po rzutach karnych najładniej grającą w tym turnieju drużynę Hiszpanii. To niebywały wyczyn drużyny trenera Roberta Manciniego, bo Hiszpanie byli lepsi we wszystkich statystykach i zagrali swój najlepszy mecz w tym czempionacie. Naprawdę trudno zrozumieć jakim cudem nie wygrali tego meczu. Trener Luis Enrique wygrał taktyczną wojnę z Mancinim. Posadził na ławce Alvaro Moratę, nie wystawiając klasycznego środkowego napastnika. Ciągłe zmiany pozycji trzech graczy pierwszej linii sprawiały Włochom mnóstwo problemów, ale selekcjoner kadry Hiszpanii w końcu posłał Moratę na boisko, gdy rywale nieoczekiwanie objęli prowadzenie i Morata po dograniu najlepszego gracza w hiszpańskiej ekipie, Daniego Olmo, zdołała wyrównać. Wynik 1:1 nie zmienił się już jednak do końca regulaminowego czasu gry, ani przez 30 minut dogrywki i o awansie musiał rozstrzygnąć konkurs rzutów karnych. A w nim zawiedli właśnie Olmo i Morata i dlatego to Włosi zagrają z Anglikami w niedzielę o swój trzeci w historii mistrzowski tytuł.
„Bóg jest Włochem” – napisał na pierwszej stronie włoski dziennik sportowy „Corriere dello Sport”, podkreślając w ten sposób nadprzyrodzony fart włoskiej drużyny w starciu z Hiszpanami. Ale w niedzielę żadne zaklęcia już Włochom nie pomogą, bo na stadionie Wembley piłkarski Bóg z całą pewnością będzie Anglikiem. Sądząc po jego aktywności w meczu Anglia – Dania wystąpi znów jako 13 zawodnik w ekipie gospodarzy. Bo 12. będą angielscy kibice, którzy praktycznie w całości wypełnią trybuny.

Poprzedni

Wimbledon 2021: Hurkacz pokonał legendę tenisa

Następny

Copa America: Finałowe starcie futbolowych potęg na Maracanie

Zostaw komentarz