23 listopada 2024
trybunna-logo

Dramat polskiej sztafety juniorek

Nasze biegaczki narciarskie, startujące w miniony piątek w rozgrywanym w ramach mistrzostw świata juniorów biegu sztafetowym, przeżyły sportowy dramat. Polki dobiegły do mety jako pierwsze w stawce, co było historycznym wyczynem, lecz nie zdążyły się nawet nacieszyć sukcesem, bo zostały przez sędziów zdyskwalifikowane.

W rozegranym w niemieckim Oberwiesenthal biegu polska sztafeta wystartowała w składzie: Karolina Kaleta, Monika Skinder, Magdalena Kobielusz oraz Izabela Marcisz. Na mecie Polki wyprzedziły o drużynę Niemiec o 10,2 s, a trzecią ekipę Szwajcarii o 47,3 s. Niestety, już po biegu okazało się, że Polki i Niemki pomyliły się na trasie i w końcówce pobiegły po krótszej pętli. W związku z tym oba zespoły zostały zdyskwalifikowane, a tytuł mistrzyń świata przypadł Szwajcarkom. W polskiej ekipie łzy popłynęły strumieniem, bo zawodniczkom było żal straconej szansy na pierwszy w historii triumf w biegu sztafetowym.
Justyna Kowalczyk w mediach społecznościowych wyraziła szereg zastrzeżeń pod adresem organizatorów biegu sztafetowego. „Mieliśmy na tych mistrzostwach mnóstwo nakazów. Kary są za każdy krok w złą stronę. A jaka jest kara za nieprzygotowanie trasy do rywalizacji?” – napisała Kowalczyk. „Jak to możliwe, żeby zawodnik mógł pobiec w inną stronę? Dlaczego rozjazd nie był zagrodzony? Zawodnik może być zdenerwowany, może mu okularki śnieg zasypać, może być zmęczony. Trasa ma być oznaczona!” – dodała mistrzyni olimpijska. A na koniec przywaliła już prosto z mostu: „Gdzie był delegat techniczny? Kamerował na podbiegu tych trenerów (mnie też) i rodziców, którzy podbiegali z zawodnikami. Za to są kary pieniężne. To było dziś dla niego najważniejsze. Moje dziewczęta zostały zdyskwalifikowane i płaczą teraz, a jury? Miłego wieczoru!” – zakończyła swój wpis Kowalczyk.

Poprzedni

Wiatr psuje Raw Air

Następny

48 godzin sport

Zostaw komentarz