22 listopada 2024
trybunna-logo

Dominacja Graneruda

Norweski skoczek Halvor Egner Granerud wygrywając w sobotę konkurs Pucharu Świata w Klingenthal zwyciężył po raz dziewiąty w tym sezonie, a w niedzielę dorzucił dziesiąty triumf. Przed nim tylko najwięksi w tym sporcie dominatorzy, Adam Małysz, Peter Prevc i Matti Nykaenen, potrafili w jednym sezonie wygrać co najmniej połowę zaplanowanych konkursów.

W tym sezonie dominacja Halvora Egnera Graneruda nad resztą stawki może być deprymująca dla takich gwiazdorów, jak choćby Kamil Stoch, Stefan Kraft czy Ryoyu Kobayashi. Licząc z sobotnim konkursem w Klingenthal w obecnym sezonie Pucharu Świata odbyło się 18 zawodów, z których norweski skoczek wygrał połowę, czyli dziewięć. Trzy razy zwyciężał Kamil Stoch, dwukrotnie Niemiec Markus Eisenbichler, a po jednym konkursie wygrali Niemiec Karl Geiger, Dawid Kubacki i dwaj kolejni norwescy zawodnicy – Marius Lindvik i Robert Johansson. Granerud do swoich dziewięciu triumfów dorzucił jeszcze dwa drugie miejsca.
Lider biało-czerwonych Kamil Stoch w sobotę znów znalazł się za plecami Norwega i chociaż było to już jego 78. podium w karierze, nie był z niego w pełni zadowolony. Nietrudno się domyślić, że nasz trzykrotny mistrz olimpijski jest wyraźnie sfrustrowany niesamowitą regularnością Graneruda i łatwością, z jaką ostatnio wygrywa. W sobotę dwukrotnie oddał skoki powyżej 140 metrów. Jego przewaga w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata jest już tak znacząca, że tylko jakaś katastrofa może mu w tym roku odebrać „Kryształową Kulę”.
Po sobotnim zwycięstwie w Klingenthal Norweg ma już 389 punktów przewagi nad drugim w klasyfikacji generalnej PŚ Markusem Eisenbichlerem i 501 pkt przewagi nad zajmującym trzecie miejsce Stochem. Do zdobycia zostało już tylko 1000 punktów w 10 ostatnich indywidualnych zawodach sezonu.
Mimo to Norwegowie nie chcą jeszcze przesądzać zwycięstwa Graneruda. „Oczywiście jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to Halvor zdobędzie Kryształową Kulę. Ale zostało jeszcze wiele konkursów, nie spieszmy się z gratulacjami” – mówi austriacki trener norweskiej kadry Alexander Stoeckl. Ta sama uwaga dotyczy rywalizacji w Pucharze Narodów. Jednak ona może być bardziej zacięta. Wygląda na to, że po drobnych problemach ze stycznia podnoszą się Polacy. W sobotę w Klingenthal drugi Kamil Stoch, czwarty Piotr Żyła, szósty Dawid Kubacki, 14. Jakub Wolny, 21. Andrzej Stękała i 30. Klemens Murańka zdobyli wspólnie 199 punktów. A zdobycz Norwegów była gorsza o 25 punktów. Lecz w klasyfikacji po 21 z 35 planowanych konkursów Norwegia wyprzedza Polskę o 302 pkt. Na trzecim miejscu, już bez szans na walkę o Kryształową Kulę, są Niemcy. Oni tracą do liderów aż 1110 punktów.
Norwegowie pozycję lidera zawdzięczają sukcesom odnoszonym w ostatnich tygodniach. Sobotnie zwycięstwo Graneruda było ich szóstym z rzędu (Lindvik w Zakopane, drużyna i Johansson w Lahti oraz Granerud dwa razy w Willingen i teraz w Klingenthal).
Stoeckl przyznaje, że w drugiej części sezonu jego zawodnicy mogą mieć więcej siły niż rywale. To dlatego, że przez ostrą, epidemiczną politykę norweskiego rządu bardzo rzadko wracają do domów. Oni tylko przejeżdżają z jednego miejsca startu na następne. „Mniej podróży oznacza więcej czasu na regenerację. Wygląda na to, że nie jest to złe dla naszych chłopaków” – przekonuje trener Stoeckl.
Z naszych skoczków rywalizację z Granerudem ostatnio toczy już tylko Kamil Stoch. W sobotę z nim przegrał, ale był drugi, ale Piotr Żyła zajął czwartą, a Dawid Kubacki szóstą lokatę. W niedzielę jednak po pierwszej serii miejsce w czołówce z szansami na walkę o zwycięstwo zajmował tylko Stoch, a Kubacki był dopiero 12., Andrzej Stękała 18., zaś Żyła po słabym skoku ledwie utrzymał się w Top 30 zajmując 25. miejsce. Już sam fakt, że Granerud nie był liderem po pierwszej serii skoków, tylko Eisenbichler, zwiastował wielkie emocje i dawał przy tym nadzieje, że dominacja Norwegów w tym sezonie nie został im dana raz na zawsze. Niestety, w drugiej serii Granerud znów pokazał wielką klasę i skacząc z najniższej belki startowej poszybował za 140 metr i ostatecznie zwyciężył po raz dziesiąty w tym sezonie. Drugą lokatę wywalczył Słoweniec Bor Palvlović (146 m), a dopiero trzeci był prowadzący na półmetku Eisenbichler (141,5 m). Czwartą lokatę zajął kolejny z Norwegów, Robert Johansson, a najlepszy z Polaków, Kamil Stoch, był dopiero szósty (138 i 137 m), a tuż za nim uplasował się Dawid Kubacki, który w drugiej próbie poszybował równie daleko jak Pavlović, czyli na 146 m. W drugiej dziesiątce mieliśmy trzech naszych reprezentantów – Piotr Żyła zajął 17. miejsce, Andrzej Stękała 18., a Jakub Wolny 20.

W klasyfikacji generalnej PŚ Granerud rzecz jasna znowu powiększył przewagę nad konkurentami. Norweg prowadzi z dorobkiem 1406 pkt, drugi jest Eisenbichler (977 pkt), trzeci Stoch (845), czwarty Żyła (665), a Kubacki zajmuje szóstą lokatę (640).

Żaden z rywali Graneruda nie zamierza ułatwić mu zadania, ale prawda jest tak, że jeśli Norweg utrzyma formę, może przejść do historii skoków narciarskich jako największy dominator w sezonie. „Siłą Halvora jest to, że świetnie dostosowuje się do każdej skoczni. I że jego pierwsza faza lotu, zaraz po wyjściu z progu, jest wszędzie bliska ideału. On najlepiej składa się do lotu, nie traci prędkości, dzięki czemu ma dużą energię w dolnej fazie lotu” – zachwala swojego podopiecznego trener Stoeckl.
Austriacki szkoleniowiec uważa, że Granerud za tydzień w Zakopanem też będzie walczył o zwycięstwo, chociaż w styczniowych zawodach na Wielkiej Krokwi nie popisał się zajmując odległe 23. miejsce, najgorsze w tym sezonie.
Skąd więc ta pewność, że teraz wypadnie lepiej? A no dlatego, że ponoć znalazł przyczyny tamtego słabego występu i wie jak je uniknąć. No cóż, przekonamy się czy nasi skoczkowie w swoim mateczniku pozwolą mu zapolować na kolejne zwycięstwa
w Pucharze Świata.

Poprzedni

Lewy słaby jak Piątek

Następny

Trudne dni Jana Bednarka

Zostaw komentarz