Reprezentacja Polski osiągnęła historyczny sukces w finałach mistrzostw Europy. Biało-czerwoni nie przegrali w fazie grupowej meczu i nie stracili bramki, ale sami strzelili w trzech meczach tylko dwa gole. Czy za ten brak skuteczności powinno się winić jedynie Roberta Lewandowskiego?
Król strzelców eliminacji mistrzostw Europy, król strzelców Bundesligi i drugi po Cristiano Ronaldo najskuteczniejszy strzelec Ligi Mistrzów na francuskich boiskach jeszcze nie zdobył bramki. Lewandowski jest tym faktem mocno sfrustrowany i z trudem kryje irytację gdy jest pytany o przyczyny swojej nieskuteczności. „Robię wszystko, żeby pomóc drużynie, ale miałem tylko jedną sytuację w trzech meczach. Szkoda, że tylko jedną. Poza tym trzeba się zastanowić co jest ważniejsze, moje gole czy interes zespołu, który przecież wygrywa mecze i nie traci bramek?” – powiedział „Lewy” po wygranym 1:0 meczu z Ukrainą.
To tylko chwilowe zacięcie
Ostatniego gola dla reprezentacji Polski Lewandowski strzelił 13 listopada ubiegłego roku w spotkaniu z Islandią. Potem zagrał w meczach towarzyskich z Serbią (73 minuty), Finlandią (27) i Holandią (67) oraz w trzech pełnych spotkaniach na Euro 2016. Futbolowi statystycy skwapliwie policzyli, że strzelecka niemoc kapitana biało-czerwonych trwa już 446 minut. Zwolennicy talentu tego gracza szybko przypomnieli, że w to nie pierwszy raz „Lewy” tak się zaciął, a miał znacznie dłuższe okresy bez zdobytej bramki dla reprezentacji. Jego mało chlubny dla napastnika rekord wynosi 903 minuty. Posucha zaczęła się po golu w meczu otwarcia Euro 2012 z Grecją (1:1) i trwała w meczach z Rosją, Czechami, Estonią, Czarnogórą, Mołdawią, Anglią, Urugwajem, Irlandią i Ukrainą, a zakończyła się w spotkaniu eliminacji MŚ 2014 z San Marino.
Miejmy nadzieję, że w tych finałach mistrzostw Europy Lewandowski wpisze się jeszcze na listę strzelców. Najbliższa okazja nadarzy sie już w sobotę w spotkaniu 1/8 finału ze Szwajcarią. Sądząc po raczej lekceważących wypowiedziach szwajcarskich zawodników oraz złośliwych komentarzach tamtejszych mediów, najbliżsi rywale biało-czerwonych nie przejawiają przesadnego lęku przed „Lewym”. To rodzi nadzieję, że w sobotę napastnik Bayernu Monachium nie będzie pilnowanych przez trzech oddelegowanych do tego zadania graczy, jak miało to miejsce choćby w meczach z Irlandią Północną czy Ukrainą, a nawet nie dostanie w roli opiekuna takiego speca jak Mats Hummels, którego selekcjoner reprezentacji Niemiec Joachim Loew uczynił odpowiedzialnym za powstrzymanie Lewandowskiego.
Może koledzy zaczną pomagać?
Dużo też będzie zależało od postawy pozostałych graczy w naszym zespole. Służby propagandowe PZPN bardzo dbają o korzystny medialnie wizerunek reprezentacji, więc na zewnątrz nie wyciekają żadne psujące sielankowy obraz informacje. Na boisku widać jednak wyraźnie, że nie wszyscy nasi zawodnicy chcą grzecznie zasuwać na boisku w cieniu Lewandowskiego i pracować na jego bramki. Błaszczykowski nie zapomniał, że to on jeszcze całkiem niedawno był liderem tej kadry i przy pomocy Łukasza Piszczka próbuje odbudować dawną pozycję. Swoje przywódcze ambicje coraz wyraźniej akcentuje też Grzegorz Krychowiak, który lada moment, jeśli się potwierdzą się plotki o jego rychłym transferze do Paris St. Germain, może zostać najdroższym piłkarzem w historii polskiego futbolu i być może także podstawowym graczem zespołu o potencjale porównywalnym do Bayernu Monachium.
Ale w meczu z Helwetami te wszystkie osobiste ambicje, także rosnącego w oczach Adama Nawałki, powinny zostać poskromione dla wspólnego dobra, jakim jest szansa na awans do ćwierćfinału. Pokonanie zespołu Szwajcarii na pewno nie przekracza możliwości naszej reprezentacji, podobnie jak zwycięstwo w ewentualnej ćwierćfinałowej potyczce z Portugalią czy Chorwacją.
Może zjednoczą ich pieniądze?
Prezes PZPN Zbigniew Boniek nie lubi rozmawiać o pieniądzach, ale w mediach o pieniądzach zarobionych już przez biało-czerwonych i tych, które jeszcze mogą zarobić, napisano co trzeba. Dziennikarze policzyli, że awansując do 1/8 finału reprezentacja Polski zarobiła już 12 mln euro. Do ośmiu milionów zarobionych za awans piłkarze Nawałki dorzucili dwa miliony zarobione za zwycięstwa nad Irlandczykami i Ukraińcami oraz pół miliona euro za remis z Niemcami. Wyjście z grupy UEFA premiuje kwotą 1,5 mln euro. Dalej jest jeszcze lepiej. Za ćwierćfinał czeka premia w wysokości 2,5 mln euro, za półfinał kolejne cztery miliony euro, za dojście do finału pięć milionów, za wygranie turnieju osiem milionów. Nie od rzeczy będzie przypomnieć, że Boniek umówił się z radą drużyny na procentowy podział tych pieniędzy. Reprezentujący kolegów w negocjacjach z prezesem związku Lewandowski, Krychowiak i Kamil Glik ustalili, że drużyna dostanie do podziału 40 procent zarobionej we Francji kwoty. Może to zabrzmi nieładnie, ale to jest jakaś gwarancja, że w sobotę postawy naszych piłkarzy wstydzić się nie będziemy.