Zakończył się trwający ponad miesiąc spektakl pt. „Prezes PZPN wybiera selekcjonera”. Cezary Kulesza w końcu postawił na Czesława Michniewicza. Przy okazji jednak ośmieszył wielu wpływowych ludzi, także w mediach, więc ściągnął na siebie potężną burzę, której odgłosy już było słychać podczas poniedziałkowej prezentacji nowego selekcjonera biało-czerwonych.
Przecieki do mediów, kontrolowane i niekontrolowane, w których co rusz pojawiały się nowe nazwiska potencjalnych selekcjonerów, mocno nadszarpnęły wizerunek prezesa Kuleszy, bo jawił się w nich jako człowiek zmienny w opiniach, łatwo podatny na podpowiedzi i sugestie. Nic dziwnego, że stara się ukryć szczegóły procesu rekrutacyjnego, co jest jego dużym błędem, bowiem w naszej pamięci pozostaną plotki, iż spotkał się osobiście z Włochem Fabio Cannavaro, był gotów zapłacić Andrijowi Szewczence 2,5 mln euro rocznie, za namową Tomasza Hajty wysłał projekt umowy Marcelowi Kollerowi, nawet nie sprawdzając, czy szwajcarski szkoleniowiec jest zainteresowany pracą z reprezentacją Polski (okazało się, że nie był ze względu na stan zdrowia), a Czesławowi Michniewiczowi wysłał umowę przygotowaną dla… Adama Nawałki, z czego należy wnosić, że do Nawałki dotarła umowa Michniewicza. Takie ewidentne idiotyzmy należy bezwzględnie prostować i wyjaśniać, zanim na dobre utrwalą się w zbiorowej pamięci. Chyba że idiotyzmami nie były…
Inna sprawa, że Kulesza może i chciał tak zrobić już podczas poniedziałkowej prezentacji Michniewicza, ale zebrani na konferencji na Stadionie Narodowym dziennikarze nie dali mu ku temu sposobności i uparcie nawiązywali do mrocznej przeszłości nowego selekcjonera i jego słynnych telefonów do niesławnej pamięci Ryszard F., pseudonim „Fryzjer”, niesłusznie uważanego dzisiaj za szefa piłkarskiej mafii. Niesłusznie, bo takich „mafii” jakiej przewodził „Fryzjer” funkcjonowało w przeszłości w polskim futbolu znacznie więcej i w tym środowisku wśród osób działających w nim w ostatnich 30 latach naprawdę trudno jest trafić na kogoć, kto nie byłby korupcyjnym błotem pobrudzony.
W tym kontekście gilotynowanie Michniewicza dzisiaj za kilkaset jego telefonicznych połączeń z „Fryzjerem” dokonanych dwie dekady temu większego sensu nie ma, bo facet w świetle prawa jest czysty jak łza, skoro nie ma na koncie żadnego wyroku. Ale jego dawne towarzyskie związki z Ryszardem F. ciągną się za nim wszędzie. A w w Polsce pracował już w wielu klubach. Ostatnio był trenerem Legii Warszawa, z którą awansował do fazy grupowej Ligi Europy, zaś w przeszłości był trenerem Lecha Poznań, Zagłębia Lubin, Arki Gdynia, Widzewa Łódź, Jagiellonii Białystok, Polonii Warszawa, Podbeskidzia Bielsko-Biała, Pogoni Szczecin oraz Bruk-Betu Nieciecza. W PZPN też już pracował, bowiem w latach 2017-2020 był selekcjonerem młodzieżowej reprezentacji Polski, z którą w 2019 roku bez powodzenia walczył w młodzieżowych mistrzostwach Europy. Michniewicz ma też sporo sukcesów na koncie – z Legią zdobył mistrzostwo Polski, taki sam sukces osiągnął z Zagłębiem Lubin, a jeszcze dorzucił do tego triumf w Superpucharze, zaś z Lechem wygrał Puchar Polski i również Superpuchar. Tak więc w chwili przejęcia rządów w reprezentacji Polski Michniewicz pod względem trenerskich dokonań bije na głowę Adama Nawałkę, swojego najpoważniejszego konkurenta w staraniach o tę posadę.
Nowy selekcjoner miał w swojej karierze trenerskiej długie okresy bezrobocia i to go nauczyło nie wybrzydzać. Niewykluczone, że właśnie ta cecha przesądziła ostatecznie o tym, że Kulesza postanowił postawić na niego, a nie na Nawałkę, który chciał podpisać kontrakt na godnych warunkach dla siebie i ludzi ze swojego sztabu współpracowników. Z cała pewnością nie żądał wynagrodzenia na poziomie wytargowanym od PZPN przez Paulo Sousę i szóstkę jego cudzoziemskich asystentów, nie mówiąc o milionach euro rzekomo obiecywanych przez Kuleszę Andrijowi Szewczence. Ale chciał długoterminowego kontraktu, a nie tylko na dwa marcowe mecze barażowe. A na taką umowę właśnie przystał Michniewicz. Wprawdzie podpisał kontrakt do końca tego roku, nawet z opcją przedłużenia, lecz zgodził się też na zapis, że jeśli nie awansuje do mundialu w Katarze, odda się do dyspozycji prezesa PZPN, co w praktyce oznacza, iż w przypadku porażki z Rosjanami 24 marca na Łużnikach może zostać łatwo przez Kuleszę pozbawiony prestiżowej posady. Trzeba uczciwie przyznać, że to zbójeckie warunki i żaden trener o zdrowych zmysłach na nie by nie przystał. Dlaczego zgodził się na nie Michniewicz, pewnie nigdy się nie dowiemy, jeśli nie wywalczy awansu do finałów mistrzostw świata. Ale w przypadku awansu jego tak niewygodna w tej chwili pozycja z całą pewnością ulegnie radykalnej poprawie.
Dlaczego Kulesza wybrał Michniewicza? „Moim zdaniem to jeden z najlepszych trenerów w Polsce. Przekonał mnie jedną rzeczą: pokazał mi obszerny plan na pierwszy mecz barażowy. Wszystko mi wyjaśnił. Był przygotowany na nasze pierwsze spotkanie” – wyjaśnił prezes PZPN podczas prezentacji selekcjonera. Michniewicz przejął kadrę na 52 dni przed „meczem o wszystko” z Rosją. Na podjęcie pierwszych personalnych decyzji ma jeszcze mniej czasu, bo zgodnie z przepisami FIFA powołania na spotkania barażowe będzie musiał rozesłać najpóźniej do 7 marca. „Dla mnie 52 dni to dużo czasu. Bluźnierstwem byłoby narzekanie, że czasu jest mało. Ja się cieszę, że mam te 52 dni. Poza tym już po pierwszym kontakcie z prezesem Kuleszą rozpocząłem pracę” – przyznał Michniewicz podczas poniedziałkowej konferencji. Jego zapał powinien nastrajać nas optymistycznie, albowiem w XXI wieku żaden selekcjoner nie musiał działać pod taką presją. Wcześniej najmniej czasu na przygotowanie zespołu do pierwszego meczu o stawkę miał Leo Beenhakker, który objął kadrę 53 dni przed inauguracją eliminacji Euro 2008. Jak pamiętamy Holendrowi wtedy nie poszło najlepiej, a miał sparing poprzedzający, bo po dwóch pierwszych meczach kwalifikacji, z Finlandią (1:3) i Serbią (1:1), biało-czerwoni mieli na koncie tylko jeden punkt. Ostatecznie jednak awansowali do mistrzostw Europy, ale na nadrobienie strat mieli aż 12 kolejek, teraz Michniewicz nie będzie miał drugiej szansy. Musi wygrać z Rosją na wyjeździe, a potem jeszcze z Czechami lub Szwedami w Warszawie, a nie będzie miał wcześniej żadnej możliwości sprawdzenia swoich personalnych i taktycznych koncepcji.
Może dlatego chce wciągnąć do współpracy najważniejszych graczy kadry. W wypowiedziach dla mediów już zdążył podać, że Wojciech Szczęsny także u niego będzie bramkarzem numer jeden, a Robert Lewandowski kapitanem drużyny. „Nie będę zmieniał czegoś, co dobrze funkcjonowało. Robert jest świetnym kapitanem, a Wojtek świetnym bramkarzem” – powiedział dla TVP Sport.