23 listopada 2024
trybunna-logo

Zróbmy sobie więźnia

ONZ wezwało Polskę do uwolnienia Mateusza Piskorskiego. „Odpowiednim środkiem naprawczym byłoby niezwłoczne zwolnienie pana Piskorskiego i zapewnienie mu egzekwowalnego prawa do odszkodowania” – uznała grupa robocza ONZ ds. arbitralnego pozbawienia wolności. O wyjaśnienia w tej sprawie do polskiego rządu grupa zwróciła się już w grudniu 2017. Na temat Piskorskiego krąży wiele plotek. Jedni twierdzą, że to „człowiek służb”, inni, że zwykły dorobkiewicz, jeszcze inni widzą w nim męża stanu, jedynego mającego odwagę sprzeciwić się szalejącej rusofobii. Fakt faktem, że swoją karierę zaczynał u boku Andrzeja Leppera w Samoobronie, a założona przez niego partia Zmiana to egzotyczny konglomerat: trochę lewicowców, trochę rusofilów, trochę ludzi mających powiązania z prawicowymi, narodowymi środowiskami. Dla mnie osobiście – zbyt blisko ocierają się o prawą ścianę. Ale nie ma to w związku ze sprawą samego Piskorskiego najmniejszego znaczenia. W tej sytuacji broniłabym każdego politycznego oponenta.
To, co rząd wyprawia z liderem Zmiany, to niewątpliwa pokazówka: zobaczcie, co zrobimy z każdym osobnikiem, który wyda nam się podejrzany. Paragraf się znajdzie, nawet jeśli miałby kwitnąć dwa lata w areszcie wydobywczym. A tak właśnie było. Co jakiś czas do mediów dochodziły, głównie za pośrednictwem działaczy jego partii, doniesienia: o pobiciu, o brutalności śledczych.
Wreszcie – bum! Jest akt oskarżenia! Co takiego miał robić człowiek, przetrzymywany prawem kaduka w więzieniu przez prawie 24 miesiące? „Prowadząc zakrojoną na szeroką skalę działalność oraz wykorzystując swoją pozycję społeczną, zawodową i polityczną oraz kontakty wśród polityków i dziennikarzy krajowych i zagranicznych, oddziaływał na grupy społeczne w Polsce i za granicą. Promował cele polityczne Federacji Rosyjskiej”.Miał współpracować też w wywiadem chińskim. Ale akt oskarżenia jest utajniony. Załóżmy, że zarzuty nie są dęte w najmniejszym stopniu. Nie zmienia to faktu, że sposób obejścia się z Piskorskim przez pisowskie władze daje do myślenia. Naprawdę potrzeba było aż takich środków bezpieczeństwa? Jeżeli lider Zmiany był czyimś agentem, to z pewnością nie ISIS, aby trzymać go pod kluczem, bo nie wiadomo, czy za chwilę nie wysadzi się w centrum Warszawy.
– Zarzuca mi się głoszenie określonych poglądów, według prokuratury stanowiących udział w wojnie informacyjnej, będących propagowaniem tez zbieżnych z interesem Rosji, oraz wywieranie wpływu na postawę społeczeństwa w Polsce – mówi więzień i nie przyznaje się do winy.
Argument „wojny informacyjnej” jest tak śliski, że można użyć go w zasadzie w odniesieniu do każdego naukowca, kulturoznawcy, czy biznesmena, który prowadzi interesy lub działalność naukową dotyczącą określonego państwa, regionu, narodu. Natomiast dwa lata więzienia człowieka, aby postawić mu zarzut naplucia do kawy po tym, jak sugerowało się, że jest seryjnym mordercą – sprawia wrażenie, że paragrafów na niego trzeba był szukać bardzo głęboko.

Poprzedni

Marks i polska policja

Następny

Kilka fotografii na moskiewskim bruku

Zostaw komentarz