Górnicze związki dały Mateuszowi Morawieckiemu tydzień na podjęcie rozmów z pracownikami o przyszłości kopalń i węgla. Premier milczał, więc górnicy zaczęli strajkować, wybierając przy tym ekstremalną formę protestu.
21 września ponad 65 górników nie wyjechało na powierzchnię po zakończonej porannej zmianie w kopalniach Ruda (ruchy Halemba i Pokój) oraz Wujek. Rozpoczęli podziemny strajk, zanim jeszcze kierownictwa związków zawodowych ogłosiły, jak zareagują na milczenie premiera w sprawie Śląska, węgla i ich miejsc pracy.
Radykalne akcje
– Podziemne strajki są najbardziej skrajną i niebezpieczną formą protestu, jaką można było wybrać. Na dole panują ekstremalnie trudne warunki, m.in. duża wilgotność i temperatura – tłumaczył potem na konferencji prasowej Bogusław Ziętek, przewodniczący związku zawodowego Sierpień 80. – Górnicy muszą być na bieżąco monitorowani przez lekarzy. Taki protest to także ogromne obciążenie psychiczne dla górników. Jestem pełen podziwu dla tych osób, które się na to zdecydowały.
Dominik Kolorz, przewodniczący „Solidarności” na Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim dodał, że do podziemnych strajków mogą dołączyć załogi kolejnych kopalń, a radykalne akcje protestacyjne obejmą, jak w 2015 r., cały region. W najbliższy piątek (25 września) szykowana jest manifestacja w Rudzie Śląskiej, mieście, gdzie znajduje się kopalnia Ruda i które, jak podkreślił Kolorz, w razie jej likwidacji będzie skazane na strukturalne bezrobocie na wielką skalę.
Oszukani
Górnicy są wściekli na rząd, bo ten najpierw zapewniał ich o znaczeniu węgla i kopalń dla polskiej energetyki, przekonywał, że do 2060 r. nic się na Śląsku i w Zagłębiu nie zmieni, by potem w strategii „Polityka energetyczna Polski do 2040 roku” przedstawić zgoła inną wizję. W związku z unijnymi oczekiwaniami co do walki z ociepleniem klimatu w „Polityce…” zapisano, iż udział węgla w polskim miksie energetycznym radykalnie spadnie. W 2040 r. miałby on wynosić 28 proc., a w razie wzrostu cen w europejskim systemie handlu emisjami – nawet 11 proc.
To oznacza likwidację kopalń w bliskiej perspektywie czasowej, bez planu, czym zastąpić zapewniane dziś przez górnictwo miejsca pracy. Kopalnia Ruda byłaby jedną z pierwszych do zamknięcia – takie informacje podawane były kilka miesięcy temu, wtedy jednak rząd je dementował. W dodatku na zaopiniowanie dokumentu Morawiecki z rządem dali górnikom 24 godziny.
Związkowcy powołali wspólny komitet strajkowy i zapowiedzieli, że do 21 września czekają na Mateusza Morawieckiego na Śląsku. Premier nie przyjechał, zaś wicepremier Jacek Sasin dodatkowo skarcił robotników.
– Niedobrą metodą jest zmuszanie pana premiera do siadania do rozmów w sytuacji szantażu, że albo przyjeżdża, albo robimy strajk. Liczę na rozsądek strony związkowej. Protesty dziś nic nie dadzą, nie odwrócą trendów – oznajmił Sasin 21 września na antenie Radia ZET, dodatkowo zarzucając górnikom, że swoją postawą wręcz utrudnią ratowanie branży.
Chcą przemyślanego planu
– Transformacja górnictwa i energetyki powinna być rozłożona na wiele lat i wymaga specjalnych programów, dających nowe miejsca pracy. Jesteśmy wielce zaniepokojeni brakiem systemowych planów dla energetyki i, w konsekwencji, dla górnictwa, bez których nie możemy być pewni zapotrzebowania na wydobycie węgla. Zwracamy też uwagę na potrzebę stworzenia programów restrukturyzacji dla wszystkich środowisk górniczych w Polsce, nie pomijając Lubelszczyzny i regionów wydobycia węgla brunatnego – czytamy w stanowisku związków zawodowych działających w kopalni Bogdanka, solidaryzujących się z górnikami z Zagłębia i ze Śląska.
Właśnie brak planów restrukturyzacyjnych i pomysłów na zagospodarowanie ludzi, którzy pozostaną bez pracy po zamknięciu kopalń, wyjątkowo oburza związki. Górnicy doskonale pamiętają, co działo się podczas transformacji po zamykaniu wielkich zakładów np. w Wałbrzychu. Nie chcą powtórki. O to, by podobna tragedia się nie zdarzyła, walczy również sejmowa Lewica.
– Brak wieloletniego planu restrukturyzacji górnictwa i szerzej transformacji energetycznej to nie tylko pogardliwe traktowanie ludzi, którzy nie wiedzą czy za rok czy dwa będą mieli pracę, więc trudno się im dziwić, że obawiają się dekarbonizacji i protestują przeciwko zmianom. Zamykanie kopalń bez planu to także ogromne marnotrawstwo pieniędzy, sprzętu i zasobów naturalnych. Ogromne tereny po zamkniętych kopalniach, często z doskonałą infrastrukturą, leżą odłogiem, bo zamyka się kopalnie bez żadnego planu, jak wykorzystać ten teren – ostrzegał jeszcze w sierpniu poseł Maciej Konieczny z Lewicy. – Brak wieloletniego planu powoduje, że nie można racjonalnie zarządzać sprzętem i ludźmi tak, żeby pracujące kopalnie przynosiły jak największy zysk. Skala tego marnotrawstwa jest wprost niewyobrażalna – pisał.