W sobotę kolejny marsz w obronie demokracji. Firmuje go koalicja Wolność Równość Demokracja, którą współtworzą KOD, SLD, PSL, Nowoczesna, Inicjatywa Polska, Zieloni, Partia Demokratyczna, Stronnictwo Demokratyczne.
Dlatego wśród maszerujących w rocznicę wielkiego triumfu demokracji tym razem zobaczymy też ludzi z Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Słusznie.
Po pierwsze dlatego, że 27 lat temu – 4 czerwca 1989 roku -demokracja nie zatriumfowałaby, gdyby nie sukces Okrągłego Stołu. Zainicjowany przez obie strony ówczesnego sporu – PZPR i Solidarność – dialog Polaków zwyciężył. Pokonał uprzedzenia, bóle, pretensje, animozje. Polska była ważniejsza. Bez lewicy Okrągłego Stołu nie byłoby, a więc i wyborów czerwcowych też nie. W marszu upamiętniającym tamtą datę SLD ma obowiązek wziąć udział, bo ma obowiązek przypominać o swoich zasługach dla polskiej demokracji. 27 lat pokazało, że nikt tego za Sojusz nie zrobi – przeciwnie, nie brakuje takich, którzy chętnie wymażą go z kart historii.
Po drugie i po następne, dlatego, że SLD ma też swój wielki wkład w budowę fundamentów Polski demokratycznej – przyjęcie Konstytucji, negocjacje akcesyjne i samo wejście w skład Unii Europejskiej, to najpiękniejsze karty historii Sojuszu i Polski.
Ludzie Sojuszu mają prawo i obowiązek brać udział we wszystkich formach obrony swojego dorobku, tak samo jak mają prawo i obowiązek bronić swojego dobrego imienia. To, że zdarzyć się tak może, iż będą maszerować obok ludzi z PO i PSL, wcale nie oznacza puszczenia w niepamięć wszystkich niegodziwości, których zaznali ze strony butnych niegdyś, choć jak się okazało chwilowych władców Polski. Zresztą na pewno będą obok maszerować będą także ci, którzy choć dziś są gdzie indziej, kiedyś byli z SLD, a może nawet w SLD. Warto znów być razem.