22 listopada 2024
trybunna-logo

Złota myśl Andrzeja Ważnego

Jarek Ważny

Chciałem o powrocie Tuska, ale to jeszcze nic pewnego; pewnym jest za to, przynajmniej na tym etapie legislacji, że zgodnie z postanowieniem TK sprzed sześciu lat, Sejm znowelizował właśnie, głosami od lewa do prawa, bez Platformy, kodeks postępowania administracyjnego. I zaczęła się dyplomatyczna bryndza, albo bunc. 

Mój ojciec, człowiek prosty i porywczej natury, ma w swoim sztambuchu zasuszonych kilka złotych myśli, którymi otwiera sobie drzwi do zrozumienia świata. Na przykład, kiedy kogoś coś boli, albo na coś nie domaga, zwykle idzie do doktora. Tam, może się zdarzyć, że usłyszy bardzo złowrogą diagnozę, po której zapada się pod nim ziemia. Zgryzota i choroba toczą go wówczas w zdwojonym tempie, w efekcie czego człek schodzi przedwcześnie. – A mógł sobie jeszcze pożyć-wspomni nad trumną ten. – Ech, szkoda chłopa-doda ów. Mój ojciec w takich wypadkach zwykł był jednak mawiać: trzeba było nie ruszać. 

No i rzeczywiście, coś w tym jest. Gdyby nieboszczyk nazbyt nie zatroszczył się o pieprzyk pod łopatką albo zgrubienie na nodze, może by i dożył drugiej albo i trzeciej wiosny, a tak zabrał się na św. Marcin, bo zaczął szukać w sobie choroby. Ta oczywiście w nim siedziała, ale gdyby nie zaglądać za bardzo do środka, to może by się dało jakąś z nią żyć. Przynajmniej dłużej. A tak-jest jak jest. Wiadomo: trzeba było nie ruszać. 

Z nowelizacją kpa, jest trochę jak z Andrzejem Ważnym i jego złotymi myślami. Trzeba było nie ruszać, albo, trawestując nieco andrzejowy bon mot, można było nie próbować. My, jako Polska i jej posłowie, którzy podnieśli ręce za nowelizacją, jesteśmy kryci, bo wszak musieliśmy wykonać prawomocny wyrok. Wara więc wam, droga, izraelska młodzieży, co możemy sobie robić w swoim domku, i to akurat święta prawda. Forma, którą obrał szef izraelskiego MSZ-tu, była cokolwiek nie na miejscu. Lub może właśnie była dokładnie taka, jaką być powinna, żeby sprowokować zagraniczną reakcję, co się jej oczywiście udało. Nie od dziś wiadomo, że kto by tego nie czynił i jakich narzędzi by nie używał, gdy rzecz tyczy się Holocaustu i żydowskiego mienia, pewnym może być, że po reakcji Izraela zareaguje też administracja prezydencka w USA, bez względu na stronę polityczną, którą reprezentuje amerykański przywódca. To pewien światowy aksjomat polityczno-dyplomatyczny, o którym wie nawet mój tata. Jeśli więc ktoś próbuje otwarcie postawić sprawę i nazwać rzeczy po imieniu, pewnym może być, że Ameryka i Izrael tupną nóżką. Naturalnie, można wówczas wyrażać oburzenie, że jakże to tak, w wewnętrzne interesy kraju na P. wtrąca się kraj na I., jeno niewiele to w tym wszystkim zmieni. 

Zanim się zacznie płakać nad swoim podłym losem pariasa, należałoby się jednak uzbroić na arenie międzynarodowej w mocną, miękką dyplomację i zyskać poparcie kręgów: biznesowych, politycznych, rodowych, słowem-establishmentu, który, czy się nam to podoba czy nie, oplata swoimi kanałami strefy wpływów. A gdy się już posiądzie ten stan wtajemniczenia masońskiej loży, można by Wielkiemu Kreatorowi wygrażać i próbować robić politykę po swojemu. Do tego momentu jednak, winna działać doktryna Andrzeja Ważnego: nie ruszać. Przeczekać. Zaczekać. Zostawić. Żeby nie śmierdziało. Jak się zacznie tykać palcem wrzodu, ten się rozleje i będzie brzydko. 

My postąpiliśmy jak zwykle. Czepiliśmy się ropnia, umiejscowionego na dodatek w bardzo przykrym miejscu, i wydusiliśmy go na oczach świata, tłumacząc to niezbędną koniecznością, zaordynowaną przez starego doktora. A co by się stało, gdybyśmy tak przetrzymali jeszcze trochę ten stan, do momentu, gdy organizm napasałby się na salonach i utył w oczach możnych. Grubemu i bogatemu wiele można: tak wybaczyć jak i uczynić. Np. wycisnąć śmierdzący pryszcz na salonie, tłumacząc to stanem wyższej konieczności. Wtedy to idzie jakoś przetrzymać. Kiedy jednak czyni to biedak bez szkoły i poparcia, jest li tylko zwykłym chamem i wichrzycielem, który chce się wzbogacić na krwawicy ofiar, jak chłopy z Jedwabnego, co spaliły stodołę. 

Co dalej? Może być niebanalnie. Przypomina mi się historia Szwajcarów, którzy swego czasu przyznali się, że mają w swoich bankach parę groszy żydowskiej gotówki i złota, pozostałych po ofiarach Nazistów. Wyliczyli to na kilkaset milionów dolarów. Ale izraelskie lobby miało zupełnie inne wyliczenia, idące w miliardy USD. Kiedy Szwajcarzy raczyli się nie zgodzić co do sumy, w Ameryce rozpętała się kampania sekowania szwajcarskich produktów i Szwajcarii jako takiej, która ostatecznie pogrzebała szwajcarski sen o sprawiedliwym kasjerze, chodzącym jak szwajcarski zegarek. Zastanawiam się, czym moglibyśmy zubożyć Amerykę, gdyby przestano nas tam na nowo lubić. Brakiem wódki i szynki konserwowej w Wallmarcie? A może Papieża Polaka i Wałęsy na pocztówkach? Chyba możemy sobie jeszcze pozwolić na taki scenariusz. 

Poprzedni

Watykan bierze się za Dziwisza

Następny

Flaczki tygodnia

Zostaw komentarz