Kiedy premier wreszcie powie, że nazizmu w ogóle nie było?
Ostatnie obchody rocznicy wyzwolenia obozu zagłady Auschwitz-Birkenau upłynęły niestety pod znakiem takiej hańby i żenady, że choćbym chciał, to nie jestem w stanie jej odczuć. Wydaje mi się, że starali się ją nam zgotować osobnicy należący do odrębnego gatunku – nasze tożsamości w żadnym miejscu się nie spotykają. Nie mam wątpliwości, że podobnie to postrzega większość Polaków. Wieść o polakoidach, którzy w Dzień Pamięci o Ofiarach Holocaustu i w miejscu Holocaustu głośno nawoływali do przegonienia „żydostwa” won z Polski, obiegła jednak cały świat, stwarzając ryzyko, że za granicą będziemy myleni z zezwierzęconymi kanaliami.
Nie po raz pierwszy polscy narodowcy kształtują klimat mówienia i myślenia o Polsce na świecie. Są to okoliczności, w których nasi oficjele najwyższej rangi powinni szczególnie baczyć na słowa, wiedząc, że trudno rozróżnić dymy z krematoryjnych kominów i z płonących stodół – że są to w istocie znaki tego samego zła. Minęło z górą 70 lat, a one nadal duszą – tym razem ludzkie umysły. W tym trupim smogu trudno również poprawnie odróżnić wymiociny retoryczne Piotra Rybaka od bon motów premiera Morawieckiego – w zamierzeniu wycyzelowanych, w praktyce równie odrażających, co antysemickie ryki pod bramą Auschwitz-Birkenau.
Jak bowiem odczytać precyzyjnie wyrażoną myśl Mateusza Morawieckiego, że „Zagłady nie zrobili żadni naziści, tylko Niemcy hitlerowskie”? Niemcy hitlerowskie to nie nazizm? Idiotyzm. Jeżeli jednak głębiej zastanowić się nad tym krętactwem, to ciarki mogą człowieka obejść. Jeśli bowiem z Zagłady usuwa się udział nazistów, a rzeczywistość hitlerowskich Niemiec oddziela się od nazizmu jako historycznego zjawiska o określonym pochodzeniu i skutkach, można to robić tylko w jednym celu: bagatelizowania nazizmu.
Nacjonalizm Morawieckiego to coś więcej niż prztyczek w nos Angeli Merkel. Każe mu on na siłę stawiać wszelkie zagadnienia historyczne w kategoriach epickiego starcia narodów, dlatego nazizm woli zamieść pod dywan. Jego zdaniem nie chodziło o rasistowską, ludobójczą ideologię, która w latach 30. pod różnymi nazwami, w różnych lokalnych wariantach ogarnęła całą Europę, tak że w szeregach trzeciej rzeszy walczyli „aryjscy” ochotnicy wielu państw. Premier może tym samym dalej składać hołdy Narodowym Siłom Zbrojnym i udawać, że nie wie, o co chodzi. Toż to Polacy, nie Niemcy! Proste? Proste.
Zdecydowanie prostsze niż historyczna rzeczywistość. Tak proste, że pozwala nie myśleć o tym, dlaczego ci „wyklęci”, kierowani bliźniaczą ideologią – przeżarci właśnie lokalną odmianą paneuropejskiego wirusa – poszli jednak na kolaborację z hitlerowskimi Niemcami. Pozwala nie myśleć o tym, czemu „eksperci” IPN, zachłystujący się hasłem: „Bóg, Honor, Ojczyzna”, tacy jak Tomasz Panfil, to w istocie kumple nazioli, potrafiący stanąć na rzęsach, żeby tylko doszukać rzekomo szlachetnych konotacji swastyki, np. antykomunizmu. Gadanie: „to nie byli żadni naziści” stanowi otwarcie safe space’u dla polskich nazistów. I to robi człowiek ostrzegający nas podobno przez „relatywizacją zła”! Nie, panoszenie się Rybaka pod bramą oświęcimską w czasie, gdy za nią przemawiał Morawiecki, nie jest żadnym przypadkiem.
Polski nacjonalizm przyśpiesza na równi pochyłej i dosłownie wszystkiego się można spodziewać. Może premier pójdzie za ciosem i niedługo ogłosi, że żadnego nazizmu nigdy nie było – to wszystko lewacki (czyli niemiecki) wymysł! Czy nie pora w końcu oficjalnie ogłosić, że nazizm to lewactwo, bo tak piszą wszystkie „patriotyczne” media? A może w 75. rocznicę wyzwolenia Auschwitz dowiemy się, że był to obóz komunistyczny – bo lewacki – a wyzwolony został przez żołnierzy wyklętych, bo mordowano tam prawdziwych Polaków? Czy naprawdę kogokolwiek by to zdziwiło?
I nie, obsesja prawicy na punkcie jednej ideologii – komunizmu, którym w ich narracji jest źródłem i wcieleniem wszelkiego zła, a który faktycznie zakończył Holocaust – a jednocześnie udawanie, że z kolei ideologii nazistowskiej nie było, nie jest żadną niekonsekwencją. To jest ich polityczna racjonalność. Natrętny bełkot, że „faszyści to nie my, to ta druga strona”, możliwie najbardziej teatralne odżegnywanie się od faszyzmu, jest wszak najlepszym znakiem rozpoznawczym dzisiejszych faszystów, jest ich powszechnie stosowaną taktyką. Kto ich zna, to wie.
„Małych złodziejaszków wieszacie, wielkim – nisko się kłaniacie”. Prokuratura wzięła się w końcu za „rybakowców”, ale oczywiście wtedy, kiedy już jest po ptakach. Typowy PiS. Premierem uklepującym grunt pod polski nazizm żadna prokuratura się nie zajmie. Bo to przecież tylko „stwierdzenie faktu”: „Niemcy hitlerowskie”. I dalej będzie bicie czołem przed NSZ. Czy naprawdę ryba psuje się od głowy? W bezmiarze zgnilizny to tak samo mało ważne, jak dywagacje o jajku i kurze. Jedno jest pewne: głowa już zupełnie przegniła i kipi kłębiącym się robactwem. Do wyrzucenia.