Coraz bardziej napięta robi się atmosfera wokół protestu pracowników Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Łodzi. Rozmowy ostatniej szansy zakończyły się fiaskiem. Władze miasta przekonują, że strajk jest „nielegalny”. Protestujący uważają, że takie stawianie sprawy to szantaż i nie zamierzają zaniechać swoich działań.
Pracownicy socjalni łódzkiego Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej protestują od 26 kwietnia. Domagają się przede wszystkim podwyżek płac. Mówią też o poprawie warunków pracy. Ich protest przybiera różne formy: pikiet i skandowania przed urzędem miasta albo zakłócania obrad rady miejskiej. Zaczęli też wychodzić na ulice i blokować przejazd na ważnych łódzkich skrzyżowaniach. Wszystko po to, by nagłośnić swoje postulaty.
„Trwający od dwunastu już tygodni strajk części terenowych pracowników socjalnych Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Łodzi skupionych w Zakładowej Organizacji Związkowej Związku Zawodowego Pracowników Socjalnych jest od 12 lipca 2022 r. nieuznawany przez pracodawcę i oceniany jako strajk wypełniający przesłanki strajku nielegalnego. Wszystkie osoby biorące udział we wspomnianym strajku są wzywane do jego zakończenia oraz do obowiązkowego stawienia się w pracy” – napisano w komunikacie prasowym wysłanym przez Jolantę Baranowską z biura prasowego Urzędu Miasta Łodzi.
Urzędnicy powołują się na dobro podopiecznych pracowników opieki społecznej. „Przedłużająca się akcja strajkowa wpływa negatywnie na funkcjonowanie MOPS w Łodzi, co może w konsekwencji spowodować brak dostępności do świadczeń dla najbardziej potrzebujących i mierzących się z różnymi trudnościami życiowymi mieszkańców miasta” – wskazali urzędnicy w piśmie na temat strajku.
Przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Socjalnych Sylwester Tonderys powiedział, że stanowisko władz miasta i kierownictwa MOPS może być uznane za zastraszanie strajkujących pracowników socjalnych. „Stosowano dzisiaj wobec nas taką metodę szantażu emocjonalnego” – podkreślił Tonderys.
pap/wgk