16 listopada 2024
trybunna-logo

Zapowiedź kryzysu władzy

Wydarzenia ostatnich kilku tygodni ponownie pokazują, jak niepewna jest polityczna przyszłość i jak bardzo należy się liczyć z nieoczekiwanymi wydarzeniami.

Po październikowych wyborach (poprzedzonych wygranymi przez PiS majowymi wyborami do Parlamentu Europejskiego) wielu komentatorów wyrażało pogląd, że zmierzający do autorytaryzmu obóz władzy umocnił swą pozycję i ma przed sobą wiele lat panowania. W środowiskach opozycyjnych pesymistycznie zapatrywano się na wynik wyborów prezydenckich, a sprzyjająca opozycji prasa najchętniej rozpisywała się na temat – skądinąd dość oczywistych – błędów Grzegorza Schetyny i innych przywódców opozycji demokratycznej. Natomiast w obozie rządzącym widać było triumfalizm, wzmacniany poczuciem, że kolejne zwycięstwo jest w zasięgu ręki. To już przeszłość.

Banaś pogrąży Dudę?

Niedawno (w „Gazecie Wyborczej” z 19 grudnia) ukazał się wywiad jednego z najlepszych specjalistów badających zachowania polityczne społeczeństwa polskiego, prof. Jacka Raciborskiego, który przewiduje przegraną prezydenta Dudy w przyszłorocznych wyborach. To ciekawy sygnał. Po stronie opozycji zanika (moim zdaniem, zbyt powolnie) nastrój pesymizmu i rodzi się wola walki. Walki o zwycięstwo, o lepszą dla Polski politykę.

Dzieje się tak nie w wyniku jakiegoś spektakularnego wzmocnienia opozycji, lecz w konsekwencji wydarzeń wstrząsających obozem władzy. To, co dzieje się w ostatnich miesiącach kończącego się roku, z pozoru wydaje się serią zdumiewających błędów, ale w istocie jest zapowiedzią zbliżającego się (lub już kiełkującego) kryzysu politycznego.

.Najpierw wybuchła sprawa Mariana Banasia. Z pozoru jest ona całkowicie niewytłumaczalna. Jak bowiem mogła się zdarzyć tak wielka kompromitacja służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo państwa, w wyniku którego na jedno z najważniejszych stanowisk w państwie wybrany został człowiek obciążony bardzo poważnymi zarzutami prawnymi? Jeśli byłby to skutek zaniedbania, powinny już dawno nastąpić dymisje – i to na najwyższym, ministerialnym szczeblu. Brak tych dymisji sugeruje, że służby wywiązały się ze swych obowiązków, ale że w ośrodku kierowniczym zapadła decyzja, by mimo wszystko Banasia awansować. Czy nie dlatego, że wygodnie jest mieć na każdego „haki” pozwalające go trzymać w ryzach?

Kto stoi za Banasiem?

W tym rozumowaniu jest jednak jeden punkt niejasny. Czy ujawnienie skandalicznych działań Banasia było możliwe tylko dzięki talentowi dziennikarza? Czy nie podsunięto mu (nawet bez jego wiedzy) informacji, które mieli w ręku polityczni rywale obecnego szefa, a jeszcze bardziej premiera? Wiele na to wskazuje, zwłaszcza, że – jak w dobrej powieści kryminalnej – jest ktoś, kto ma zarówno motyw, jak i możliwości takiego działania. Jest to ambitny i poróżniony z premierem minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.

Jeszcze nie opadł kurz po aferze Banasia, gdy „grupa posłów”, za którą w sposób oczywisty stoi Ministerstwo Sprawiedliwości, zgłosiła projekt ustawy drastycznie ograniczającej samodzielność sędziów i narażającej Polskę na nowy konflikt z Unią Europejską. Projekt ten w ekspresowym tempie przeszedł przez Sejm, ale jego dalsze losy nie są pewne. Pewne natomiast jest, że stawia on prezydenta Dudę w bardzo trudnej sytuacji. Jeśli ustawa ta zostanie uchwalona (co nie jest tak oczywiste, jak mogłoby się wydawać po głosowaniu sejmowym), prezydent stanie przed bardzo trudną decyzją. Podpisanie tej ustawy do szczętu zniszczy szanse na uzyskanie przez Dudę poparcia wśród umiarkowanych wyborców prawicy – jej zawetowanie skutkować będzie odwetem radykałów.

Mamy więc do czynienia z kolejnymi wielkim błędem politycznym. Czy jednak jest to błąd, czy raczej na zimno zaplanowany ruch o dalekosiężnych konsekwencjach?

Prawica to nie monolit

Racjonalne wytłumaczenie obu tych spraw sugeruje, że w obozie rządzącym uformowała się frakcja, która już dziś stawia nie na sukces w najbliższej przyszłości, lecz na przegrupowanie polityczne wynikające z przegrania wyborów prezydenckich i z kryzysu obecnego kierownictwa obozu rządzącego. To w jej interesie byłoby tworzenie sytuacji doraźnie osłabiającej obóz rządzący, ale zarazem powodującej jego wyraźniejszą radykalizację. Polaryzacja bowiem – i tylko ona – może dać radykałom przywództwo w czasach, które przyjdą po przegranych wyborach i po odejściu od władzy Jarosława Kaczyńskiego. Frakcja ta podniosła głowę w sytuacji, w której Jarosław Kaczyński ze względu na stan zdrowia nie mógł tak skutecznie, jak dawniej, kontrolować sytuacji w jego obozie.
Kryzysy formacji rządzących najczęściej zaczynają się od fermentu wewnętrznego. Prawo i Sprawiedliwość przez wiele lat było bardzo zwartą formacja, której trzonem był „zakon” najwierniejszych. To już przeszłość. Rządzenie rodzi konflikty interesów i potęguje osobiste ambicje. Kiedyś obserwowaliśmy to w SLD, potem w PO. Dlaczego los miałby pod tym względem być dla PiS łagodniejszy?
Rok 2019 kończy się dla rządzących marnie. To jeszcze nie kryzys, ale już zwiastun nadchodzących problemów. A więc: szczęśliwego nowego roku!

Poprzedni

Rok wyboru prezydenta

Następny

Komisja Polityki Społecznej wróci w ręce prawicy

Zostaw komentarz