16 listopada 2024
trybunna-logo

Zaostrza się walka klasowa

Krótki test na lewicowość

hdr

Zaostrza się w Polsce – zresztą jak i na świecie czego liczne dowody codziennie dostarczają nam media – walka klasowa. Znamiennym tego przykładem są niepokoje społeczne, demonstracje, zamieszki wybuchające często zupełnie z błahych czy nie mających z tym zagadnieniem jakiegokolwiek związku przyczynowo – skutkowego.

Ot, choćby wydarzenia mające ostatnio miejsce w Kanadzie. Media piszą, mówią, informują o tych protestach jako buncie anty-szczepionkowców i zmęczeniu społeczeństwa obostrzeniami jakie co rusz ogłasza władza w Ottawie. Jednak jest to przysłowiowa kropla w morzu przepełniająca czarę rozczarowań i niezadowolenia, ucho u dzbanka które się właśnie z tego tytułu urwało. Ucho społecznego niezadowolenia i cierpliwości. I protest w masowym wymiarze wylał się na ulice stolicy Kanady.

Jest tak zawsze gdy problemy społeczne się gromadzą i pęcznieją w świadomości społecznej. Gdy na dodatek obostrzenia nie dają normalnej możliwości upustowi tym frustracjom i wzburzeniu każda przyczyna w momencie „urwania się tego przysłowiowego ucha” wzbiera tajfunem protestów czy tsunami zamieszek.

Pamiętamy wszyscy – polskie media emocjonalnie i emfatycznie o tym dokładnie informowały zachowując się jak strona nie jak zdystansowany obserwator i komentator – wydarzenia na Majdanie AD’2013 (ich początek). Ich masowość, typowy ludowy protest i upust społecznego wzburzenia na decyzję prezydenta Janukowycza odstąpienia od zdawałoby się dopracowanej umowy z Brukselą miały zasadnicze  źródła w korupcyjnej i kumoterskiej atmosferze panującej nad Dnieprem. Atmosferze którą tworzyła i której hołdowała ekipa Janukowycza. Potem już wydarzenia potoczyły się poza źródłami tego ludowego, spontanicznego i emocjonalnego wystąpienia ludzi z początku Majdanu.

O zaostrzaniu się walki klasowej w naszym kraju, gdzie świadomość  przeorano i splantowano przez 30 lat neoliberalnej, anty-pracowniczej i anty-społecznej propagandy – skrajny indywidualizm lansowany przez cały medialny mainstream jest tego egzemplifikacją i powszechną materializacją – świadczy najlepiej wzbierająca fala strajków płacowych. Pracownicy najemni nie chcą już pracować „za miskę ryżu” (jak to wieszczył onegdaj Mateusz Morawiecki, dziś „złotousty” premier zapewniający wszem i wobec od lat o świetnej kondycji nadwiślańskiej gospodarki). W czasach pandemii właściciele kapitału – małego ale przede wszystkim tego dużego – dostali olbrzymie wsparcie z budżetu państwa. I co z tego „skapnęło” dla ludzi pracy najemnej ? W skali krajowej, en bloc ?

Na dodatek menedżment firm które generują olbrzymie zyski nie chce się dzielić z tymi którzy bezpośrednio na owe zyski pracują, obdarowując nimi obficie siebie i członków rad nadzorczych. Do „ludu pracującego” – mimo inflacji i lawinowo rosnących kosztów utrzymania – skapują ochłapy ledwo zapełniające ową „miskę ryżu” Morawieckiego.

Warto może więc na lewicy  wrócić – przynajmniej w naszym dyskursie i retoryce – do zapomnianych (z zaprzaństwa, wstydu czy przyjęcia neoliberalnej narracji ?) pojęć i rozumienia jasno niegdyś opisanych terminów. Dlaczego mamy wciąż powielać retorykę naszych klasowych i ideowych przeciwników, która zaciemnia de facto esencję problemu: tak powszechnie admirowany pracodawca to żaden „pracodawca”. Bo komu on daje pracę ? Za darmo (bo jak się coś daje jest to dotacja, sponsoring albo jałmużna), z łaski, jako podarunek ? Właściciele kapitału – bo tak się powinno mówić jasno i klarownie (i skala kapitału tu nie ma znaczenia, liczy się usytuowanie na szali społecznych lokalizacji) – kupują pracę od nas, pracowników najemnych. I to właściwe, adekwatne opisanie tych relacji: kapitał – praca najemna.  Stoją one na antynomicznych pozycjach, gdyż kapitał zawsze i wszędzie dąży do maksymalizacji zysków i minimalizacji kosztów. Najłatwiej przecież „ciąć koszty” poprzez ograniczanie czynnika osobowego w procesie pomnażania zysku. To jest rudyment gospodarki rynkowej, zwanej kapitalistyczną, opisany wielokrotnie w nauce, w jej różnych dziedzinach i „rozkminiony” na różnorakie sposoby.

Tzw. pracobiorca jest w takim ujęcie i wedle takiego widzenia tych problemów pracownikiem najemnym, sprzedającym swoje umiejętność, doświadczenie i wiedzę, a dotychczasowy – obdarzany nad Wisłą kultem niemal religijnym – tzw. pracodawca, pozostaje właścicielem kapitału kupującym te wartości. Chcieliście rynku – to go macie. To jest transakcja rynkowa według relacji kupujący – sprzedający. Zachowująca jej wszelkie zależności i kanony. Ona jest bowiem jej esencją. Retoryka stosowana przez środowiska biznesowe, liberalne, sącząca do świadomość społecznej cały czas określone pojęcia i rozumienie tego tematu, miała i ma na celu stworzenie wrażenia iż coś takiego jak „solidaryzm społeczny” istnieje naprawdę. I że może pogodzić „wodę z ogniem”.  Obiektywnie i racjonalnie patrząc na rzeczywistość jest to „chciejstwo”, „gruszki na wierzbie”, komentowanie oraz spojrzenie na świat i ludzkie problemy wg zasady  „kochajmy się wszyscy pospołu”. Dobrzy właściciele kapitału przecież po apelach i modłach się zlitują i …… reaganowski owies kiedyś spadnie z końskich żłobów na ziemię tak by wróbelki podzióbały okruszyny. Trzeba tylko cierpliwie poczekać.

Kult  gospodarki  rynkowej i właścicieli kapitału stanowiących jej istotę stał się współcześnie treścią  i  sensem  życia.  W taki systemie  na  pierwszym  miejscu  znajdują się zawsze pieniądze  i  indywidualna kariera.  Pogłębiająca  się  przepaść  między bogactwem,  a  biedą,  wsparta (i wspierana cały czas) prezentami  dla  biznesu  w  postaci   obniżania  lub nie sprawiedliwej i społecznie pożądanej stratyfikacji podatkowej rodzi  społeczeństwa  czysto konsumpcyjne,  pazerne, wsobne i nie-empatyczne. Egoistyczne i nienawistne wobec tych którym się nie powiodło tworzące fetysz tzw. homo oeconomicusa.

Warto na zakończenie jedynie przypomnieć oburzonym „burżua” i miejscowym purytanom liberalizmu iż to żaden  komunista, socjalista czy ortodoksyjny marksista wypowiedział taką oto frazę: „Homo oeconomicus ma właściwie tylko jeden cel: z bezlitosną  precyzją i  kierując się niezawodnym  rozsądkiem  dążyć do osiągnięcia jak największych  korzyści” (red. naczelna „Die Zeit”, Marion von Dönhoff).

Poprzedni

Korupcja kwitnie pod rządami PiS

Następny

Front Jedności Narodu, cz. II